Warp Records to symbol jakości, synonim elektronicznej awangardy na najwyższym poziomie, a przede wszystkim label, który dał światu wieczne klasyki w postaci albumów Autechre, Squarepushera, Nightmares On Wax, Clarka, Briana Eno, Flying Lotusa... uff, dużo by wymieniać. Patten z kolei to świeży nabytek, który potrzebuje jeszcze trochę czasu zanim popularnością dorówna wyżej wymienionym przeze mnie legendom, o ile w ogóle ma to w planach. "Drift" to esencja brzmienia londyńskiego beatmakera, napisać o jego muzyce, że jest abstrakcyjna, eksperymentalna... to nic nie napisać.
Po przesłuchaniu tego numeru nie można zaprzeczyć, że Patten to orygianlny zawodnik. Filozoficzne podejście do muzyki, chęć zobrazowania przy jej pomocy snów, a cały proces wspomagają abstrakcyjne obrazy, którymi uwielbia zasypywać fanów śledzących go na portalach społecznościowych. Ten pan zdecydowanie ma swoją jazdę, co świetnie obrazuje umieszczony poniżej filmik z boiler roomu - proszę zwrócić uwagę, że podłapanie tematu przez publikę zgromadzoną na nagraniu zajmuje trochę czasu ;) Wydaje się, że jest jedno słowo, które idealnie oddaje jego styl, a słowem tym jest "nieprzewidywalność" i mam nadzieję, że nikt nie zarzuci mi w tym wypadku pójścia na łatwiznę. To jest jak abstrakcyjny obraz oglądany w czasie wystawy: dla jednego bochomazy, silenie się na artyzm, przerost formy nad treścią, drugi punkt widzenia to kontemplacja, skupienie się na doświadczaniu i, de facto, nie wnikanie zbyt mocno o co tak naprawdę chodzi. Być może rzeczywiście dźwięki wykreowane przez Pattena otwierają jakieś nowe poziomy świadomości, przenoszą w astralną przestrzeń pełną tęcz i jednorożców. Być może autor tego tekstu nie jest jeszcze w stanie tego pojąć, ale czy sama próba zrozumienia postrzegania muzyki przez Pattena nie jest intrygująca?
