Do spotkania doszło po kilku dniach pełnych chaosu organizacyjnego, zmieniających się planów i sygnałów, że Kreml unika bezpośrednich rozmów z Ukrainą. Rosja przysłała do Turcji delegację na szczeblu wiceministrów, co doprowadziło do wycofania się Wołodymyra Zełenskiego z udziału w rozmowach. Delegacji ukraińskiej przewodzi minister obrony Rustem Umierow, a po stronie rosyjskiej – wiceszefowie resortów.
00:48 13639351_1 (1).mp3 W Stambule doszło do spotkania delegacji Ukrainy, Stanów Zjednoczonych, Francji, Niemiec i Wielkiej Brytanii. Kijów i Moskwa mają rozmawiać dziś o możliwości zawieszenia działań zbrojnych. Materiał Pawła Buszki (IAR)
Spotkania odbywają się przy udziale przedstawicieli Stanów Zjednoczonych, Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii i Turcji – gospodarza negocjacji. Jak podkreślił szef kancelarii prezydenta Ukrainy Andrij Jermak, celem spotkań z zachodnimi partnerami było skoordynowanie stanowisk przed rozmowami z Rosją.
Rozbieżne cele, ograniczone mandaty
Największym wyzwaniem dla negocjacji są odmienne punkty wyjścia obu stron. Ukraina deklaruje gotowość do rozmów na temat bezwarunkowego, 30-dniowego zawieszenia broni. Rosja natomiast traktuje dzisiejsze rozmowy jako kontynuację zerwanych negocjacji z 2022 roku – wówczas Moskwa domagała się m.in. demilitaryzacji Ukrainy, co dla Kijowa jest absolutnie nieakceptowalne.
- Wygląda na to, że strony przyleciały na różne negocjacje - ocenił w rozmowie z telewizją Deszcz niezależny analityk Siergiej Garmasz. – Już sam fakt, że się nie pobiją, będzie sukcesem. To żart, ale niestety bliski rzeczywistości – dodał z ironią.
Podobną opinię wyraził rosyjski politolog Jewgienij Roszczin, który zwraca uwagę, że Ukraina posiada ograniczony mandat negocjacyjny – obejmujący wyłącznie rozejm – podczas gdy Rosja chce rozmawiać szerzej o kształcie powojennego ładu. Według niego sam fakt podjęcia dialogu jest krokiem naprzód, choć realnych efektów nie należy się szybko spodziewać.
USA tonują nastroje, Trump patrzy z dystansu
W negocjacjach nie bierze udziału prezydent USA Donald Trump, ani jego odpowiednik z Rosji. Sekretarz stanu Marco Rubio, przebywający w Turcji na spotkaniu szefów MSZ państw NATO, przyznał otwarcie, że Stany Zjednoczone nie mają wielkich oczekiwań wobec rozmów. - To nie będzie przełom. Bez udziału Putina i Trumpa nic się nie zmieni - zaznaczył.
Rubio przypomniał również, że choć Ukraina zgodziła się na amerykańską propozycję zawieszenia broni, Kreml ją odrzucił. Mimo to Biały Dom na razie nie zapowiada dodatkowych sankcji wobec Rosji, choć takie działania sugerował wcześniej Trump.
Gest polityczny czy realny krok ku pokojowi?
Choć rozmowy w Stambule to wydarzenie ważne, wielu komentatorów postrzega je raczej jako symboliczny gest niż realne otwarcie nowego rozdziału. Ich zdaniem to także element gry dyplomatycznej – być może adresowanej bardziej do opinii publicznej w USA, w kontekście przyszłej kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa, niż do stron konfliktu.
IAR/dad