Nieusłyszane historie

Ostatnia aktualizacja: 24.08.2018 18:18
Zmarli opowiadają o żywych. W literaturze tak jest w istocie od zawsze, to tylko kwestia czasu. A chwilę później żywi czytają opowieści zmarłych o żywych i o końcu.
Sławomir Mrożek, Warszawa 2010
Sławomir Mrożek, Warszawa 2010 Foto: PAP/Grzegorz Jakubowski

Opowiadanie można napisać o wszystkim i o czymkolwiek. Ale nie byle jak.
Sławomir Mrożek „Dziennik”


Teraz, zdaje się, można nareszcie przeczytać Artauda: „Teatr i jego sobowtór”. Teraz, kiedy już nie jest w modzie.
Sławomir Mrożek „Dziennik”


Kiedy w finale powieści Vladimira Nabokova „Przezroczyste przedmioty” Hugo Person ginie w pożarze hotelu, lecz przez czas trwania sześciu słów jest jeszcze trochę po naszej stronie, narrator, jeden z narratorów, pociesza go sześcioma słowami. Jakby łagodnie zapraszał. Dobrze wie, że ma rację.

„Tylko spokojnie, synu, nic na siłę”.

Tak kończy się wszystko, gdyż kończy się powieść. Aktualność jej – jak mocna albo jak słaba jest? Przecież sporo lat minęło od powstania „Przezroczystych przedmiotów”, świat zmienił się, ludzie są zupełnie inni. Więc?.. Można zapytać inaczej. Co tutaj w ogóle ma do rzeczy kwestia stężenia aktualności? Reakcja na uporczywie modną zagwozdkę: „O czym i dla kogo to jest dzisiaj?” – komu i co ma wyjaśnić, kogo uspokoić, kogo zmartwić? Jako jedynie słuszne kryterium – ma ta reakcja na uporczywie modną zagadkę raz na zawsze ustalić wartość „Przezroczystych przedmiotów”, raz na zawsze pogrążyć je lub ocalić? Czy też nie raz na zawsze? Wtedy zaś – w jakim rytmie ponawiać badania? Co rok, co pięć lat? Może wystarczy badać stężenie aktualności dzieła co lat dziesięć, kurażu sobie dodając starą sentencją Wiesława Dymnego: „Podnieśliśmy wydajność z jednego hektara i przenieśliśmy ją na drugi hektar”?

Na okoliczność piątej rocznicy śmierci Sławomira Mrożka dużo w powietrzu uporczywie modnych zagwozdek dryfuje, zagwozdek wyłącznie z dużej, mocarnej litery pisanych i od lat tych samych, wiernych. Co z Mrożkiem dziś? Czy dalej, jak za PRL-u, aktualny jest? Dlaczego sztuki jego raczej nie są grane, a nawet jeśli, to tylko niektóre i ciągle te same? Czy kiedyś napisanymi opowieściami wciąż celnie opowiada o świecie naszym, tu i teraz, wciąż wnikliwie go i bezlitośnie portretuje, czy raczej już nie? Dryfują sobie dostojnie przeróżne wcielenia ogólnej idei weryfikowania starych dzieł literackich papierkiem lakmusowym aktualności - a naraz, jakby z dna pod wysokopiennym dryfowaniem, z kąta ocienionego, kilka dni temu, w jednej z radiowych audycji, Mrożkowi poświęconej, aktor Szymon Kuśmider cicho, prawie szeptem i z maleńkiej, wręcz tyciej litery rzekł: „Tego się nie da ciąć...” Zdumiewająco świeże zdanie.

O czym szepce Kuśmider? O słowach, o naturze słów, zdań, akapitów Mrożka. Tak, tylko o tym. Aż o tym. Nie roztrząsa żywotności bądź strupieszałości idei Mrożka, analiz Mrożka, syntez Mrożka, diagnoz Mrożka. On jedynie dotyka sedna, które w ostateczności zawsze jest poza sferą aktualności bądź nieaktualności. Tego nie da się ciąć nie dlatego, że teatralnie panują nietnące czasy, bo akurat panują teatralnie czasy tnące bez litości. Upływ lat, zmieniający się świat, wciąż nowa ludzkość, pęd powszechny – nijak się to ma do słów Mrożka. Jego opowieści - tego nie da się dziś ciąć, tak jak nie dało się ciąć wczoraj i nie będzie się dało ciąć jutro, ponieważ tego nie dało się ciąć od początku. A nie dało się, gdyż tak zostało napisane. Tak, że trwa obok każdej aktualności, a nie w każdej aktualności.

„Tego się nie da ciąć”, wyznaje Kuśmider i jak na pstryknięcie wraca z „Dziennika” Mrożka bezlitosna sekwencja myśli. Zapis z dnia 11 VI 1976 roku. Mrożek czyta „Dar” Vladimira Nabokova. Jest zachwycony pisarzem, który był bezlitośnie nonszalancko odwrócony plecami do wszystkich Wielkich Idei Ogólnych. „Nabokov zadowala się poczuciem przyrodzonej dziwności ludzkiego życia, które go nie opuszcza. (...) Nie wdaje się w teorie, poszukiwania ostatecznych prawd. Otwarcie mówi, jak brzydzi się ideami ogólnymi”. Niby na czym miałaby polegać aktualność lub nieaktualność dziwności ludzkiego życia? Dalej - Mrożek powtarza się, żeby nie zapomnieć: „Nie odczuwa potrzeby zadawania się z ideami generalnymi ani szukania prawd absolutnych i uniwersalnych. Jest tak pochłonięty światem, tak pewny, przekonany od urodzenia, że najprostsze zjawiska są same w sobie oszałamiającą (i fascynującą) otchłanią”. A może powtarzał się, by odwlec te o sobie słowa ciemne? „Kiedyś i ja nie szukałem idei generalnych. Kiedy byłem dzieckiem, oczywiście, i potem, kiedy przez pewien czas byłem artystą. Ale prawie we wszystkim, co pisałem, przebijała się skłonność do idealizowania generalnie”. I jeszcze ten ostatni gwóźdź – chłodna autoironia, autogorycz. „Obawiam się, że pozbywając się idei ogólnych, pozbędę się siebie. Strach przed utratą zasług”. Da się wyleźć spod tego wieka?

Owszem. Tyle że ocalenie takie już nie dotyczy Mrożka, a jedynie nas. Nie pisania, a czytania. 23 maja 1984 roku twórca „Garbusa”, wracając do autora „Przezroczystych przedmiotów”, notuje definicję pisania, definicję nie do obalenia. „Wydaje się, że biała kartka jest niezbędnym preatrybutem twórczości. Czy dlatego – także dlatego, bo na pewno nie tylko dlatego – Nabokov był Nabokovem?” Cokolwiek znaczy „preatrybut” – niech będzie „naprawdę istotnym powodem” – jedno jest pewne. Naprawdę istotnym powodem pisania Nabokova nie była aktualność za oknami. Naprawdę istotnym powodem pisania była prostokątna biała pustka, czekająca na słowa. I jeszcze jedno jest pewne.

Czy zdania Mrożka, rytmy ich, intonacje, zapętlenia, lepsze są niż idee, diagnozy i filozofie Mrożka? Nie rozstrzygam. Wiem tylko, że są trwalsze. Oraz że wiele jeszcze nieusłyszanych historii o „przyrodzonej dziwności ludzkiego życia”, o „oszałamiającej otchłani najprostszych zjawisk” dnia lub nocy, w nich spoczywa. Trzeba tylko chcieć słuchać uchem wolnym od brzęczenia dookolnego, a zrobić się tego nie da, kiedy, pochylając głowę na przykład nad opowieścią „We młynie, we młynie, mój Dobry Panie”, słucha się zarazem swego uwikłania w świat za oknem. Czytać trzeba – i to jest ta druga pewność - nie idee Mrożka, a jego zdania. Weryfikowanie przydatności przeszłości do spożycia stopniem jej aktualności zawsze było trudem żałosnym. Mrożka trzeba czytać nie od góry, a od dołu. Jak Kuśmider. Zdumiewające smaki, kolory, kształty wyleźć wtedy mogą z dna opowieści, głównie z dna tych opowieści, co od lat są ideologicznie oczywiste i zupełnie nieaktualne. I właśnie dziś należy Mrożka czytać specjalnie czujnie, dziś, w epoce, która nie jest już jego epoką. Najlepszy bowiem czas na istotne spotkanie zawsze jest wtedy, kiedy dawno minął czas oficjalnie uznany za dobry na spotkanie. Trzeba słuchać opowieści Mrożka. Ale każdy już tylko na własna rękę, nie na powszechną rękę Ojczyzny.

Bohater prozy „We młynie, we młynie, mój Dobry Panie” siedzi na brzegu rzeki i wyławia wolno płynące trupy. Dokładnie mówiąc, jako że jest zarazem narratorem – opowiada, jak siedział i wyławiał trupy. Pewnego dnia wytaszczył na brzeg - zwłoki własne. Po czym ponownie je spławił i szedł brzegiem, wiernie towarzysząc im w podróży nie wiadomo dokąd. Od początku, do końca historii tej - snujący ją narrator jest trupem. Mrożek nie żyje od pięciu lat. Narratorzy „Przezroczystych przedmiotów” też nie żyją, lecz nie przeszkadza im to snuć światu bajki pięknej i obojętnej wobec każdej aktualności, bajki o Hugo Personie oraz innych figurach z krwi i kości, jeszcze z krwi i kości. Zmarli opowiadają o żywych. W literaturze tak jest w istocie od zawsze, to tylko kwestia czasu. A chwilę później żywi czytają opowieści zmarłych o żywych i o końcu.

„Tylko spokojnie, synu, nic na siłę”.

Paweł Głowacki


Zobacz więcej na temat: Sławomir Mrożek
Czytaj także

17 października 1990 roku

Ostatnia aktualizacja: 20.07.2018 15:17
Idzie wolno przez żółtawą ciemność, choć żarówki w górze zapewne świecą. Idzie bezbłędnie, gdyż nie widzi, lecz pamięta potężnie tak, jak potężnie pamięta Ireneo Funes, bohater jego opowiadania. Palcami prawej dłoni muska grzbiety.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Wędrowanie Firsa

Ostatnia aktualizacja: 27.07.2018 14:14
W poniedziałek koniecznie trzeba iść do nowej Cricoteki, aby zobaczyć dno "Wujaszka Wani", usłyszeć opowieść o utracie. Któż wie, w finale seansu Percevala przypomni się może opis ostatniej wizyty Czechowa w teatrze?
rozwiń zwiń
Czytaj także

Trzy krzywe trójkąty

Ostatnia aktualizacja: 03.08.2018 18:35
I siedzą tak sobie nieszczęśnicy w pustawym krajobrazie, na nierównej ziemi, skazani na powolne obumieranie. I gadają czasem, zwłaszcza o tym, że świat oraz ludzie, czyli wszystko – do dupy jest.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Czy nie było to już coś?

Ostatnia aktualizacja: 10.08.2018 20:21
Czymkolwiek jest bujany fotel każdego z nich – każdy z nich ma swój bujany fotel. Lecz zostawmy innych. Film Berga to w istocie portret tyleż ich wszystkich, co Patricka, lęku osobnego zupełnie.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Bardzo stara fikcja

Ostatnia aktualizacja: 17.08.2018 17:22
Gdzie Rzym, gdzie Krym – gdzie iluzja, a gdzie realność? No, gdzie? Kto zmyślony? Kto prawdziwy? A jeśli nie da się tego rozwikłać – co wtedy?...
rozwiń zwiń