Kiedy Tyler, The Creator debiutował z kolektywem Odd Future na przełomie lat 2000. i 2010., jego twórczość była nieokiełznana, pełna eksperymentów i - przede wszystkim - kontrowersyjna. Albumy takie jak "Bastard" czy "Goblin" balansowały na granicy horrorcore’u i groteski, pełne brutalnych metafor, szokujących żartów i języka, który dziś nie miałby szans przejść bez krytyki. Pod tym kątem Tyler przypominał trochę młodego Eminema. Wtedy jednak Odd Future było symbolem buntu - grupą młodych artystów, którzy gardzili zasadami i mówili wszystko, czego nie wypadało. Takie podejście miało sens dla niszowych twórców - jednak dzisiaj Tyler zyskał status światowej gwiazdy i chociaż jego charakter się nie zmienił, a płyty dalej zaskakują, to jego odbiór jest już znacznie inny.
Wspólnota fanów Tylera w latach 2010. tworzyła coś na kształt sekty - lojalnej, oddanej, gotowej tłumaczyć jego słowa jako prowokację artystyczną, a nie realne deklaracje. Z biegiem lat raper dorastał, a jego twórczość - od "Flower Boy" przez "IGOR" po "Call Me If You Get Lost" - stała się emocjonalna, bardziej przemyślana i znacznie bardziej melodyjna. Wraz z tą przemianą zmieniła się też jego publiczność.
Nowa publiczność, nowe oczekiwania
Dziś wielu fanów Tylera to osoby, które poznały go dopiero po "IGOR" - albumie, który przyniósł mu pierwszą nagrodę Grammy i status artysty mainstreamowego. Dla nich Tyler to ekscentryczny wizjoner w stylu Pharrella, nie dawny buntownik z tekstami o przemocy i prowokacji. Gdy więc w sieci pojawiają się screeny jego dawnych tweetów czy stare zdjęcia z okresu Odd Future, reakcje są skrajne: od rozczarowania po oburzenie. Część dzisiejszych słuchaczy Tylera ocenia kontrowersyjne tweety z tamtego czasu bez kontekstu kulturowego tamtych lat. Era Odd Future, która wiązała się z walką z poprawnością polityczną w dzisiejszym dyskursie jest czymś wręcz niedopuszczalnym. Mierzenie tamtych wypowiedzi z dzisiejszymi standardami wydaje się wręcz niesprawiedliwe. Jednak nowi fani Tylera mają wobec niego pewne oczekiwania.
Cancelowanie czy dojrzewanie?
To, co media nazywają "cancelowaniem" Tylera, wydaje się raczej próbą ponownej interpretacji jego wcześniejszych działań i twórczości. Dla wielu odbiorców to zderzenie własnych wspomnień z obecnymi standardami. W tym sensie burza wokół artysty nie jest potępieniem, lecz dowodem, że jego twórczość nadal prowokuje i inspiruje. Relacja Tylera z publicznością pozostaje pełna napięć, ale też szczera i nieustannie ewoluująca. To właśnie w tym nieporozumieniu - między dawnym buntem a dzisiejszą wrażliwością - tkwi jej siła.
Tyler nigdy nie chciał być łatwy do zrozumienia, a jego fani, choć coraz bardziej podzieleni, wciąż pozostają częścią historii, którą sam napisał. Pokazuje to również ciekawą dynamikę między raperem a jego fanami - inną niż w większości fanbasów. Tyler nie jest bożkiem wokół którego stworzył się kultu wyznawców, na których artysta patrzy z góry. On jest jednym z nich - żartuje sobie z nich, obraża, ale też dyskutuje o muzyce jak równy z równym i odpowiada na zarzuty bez strategi PRowej, a w swój naturalny, ziomalski sposób.
***
gV