Polskie Radio

Sygnały Dnia 10 sierpnia 2018 roku, rozmowa z Janem Krzysztofem Ardanowskim

Ostatnia aktualizacja: 10.08.2018 07:15
Audio
  • Minister rolnictwa o pomocy dla rolników poszkodowanych przez suszę (Sygnały dnia/Jedynka)

Krzysztof Grzesiowski: Minister rolnictwa i rozwoju wsi, pan Jan Krzysztof Ardanowski. Dzień dobry, panie ministrze.

Jan Krzysztof Ardanowski: Dzień dobry, witam.

Środowa informacja resortu rolnictwa mówiła o tym, że dotychczas oszacowane straty spowodowane tegoroczną suszą przekraczają miliard dwieście milionów złotych. Kiedy będzie następna informacja?

One są co tydzień przekazywane i myślę, że ta liczba i hektarów, i strat pewnie jeszcze się zwiększy. Ale już chciałbym, żeby to się zakończyło, żeby te protokoły z gmin wreszcie trafiły, żeby można zacząć rolnikom pomagać. Są przygotowane pieniądze, zostały przyjęte odpowiednie rozwiązania prawne, one weszły w życie, no i dalej nie można nic robić, bo jeszcze są protokoły nieprzesłane do wojewodów. Nawet mnie to zaczyna trochę też irytować. Dostaję telefony od rolników z pytaniem: „Panie, ile trzeba wpisać tych procent straty, żeby dostać pomoc?”.

A ile trzeba wpisać?

Tyle, ile na polu wynosi. No przecież jaki jest sens szacowania, jeżeli przyjmujemy jakieś hipotetyczne z góry założenia? Po to jest to szacowanie. Ono może nie jest do końca precyzyjne, ale żeby jednak ocenić w terenie, jakie straty w poszczególnych uprawach na poszczególnych glebach susza wywołała. Teraz zaczynają się jakieś głosy opozycji, która chce tu przy okazji pewnie coś tam politycznie ugrać. Pan Kosiniak–Kamysz mnie zaskoczył, bo jakieś zdolności jasnowidzenia zaczyna teraz mieć, nie wiem, wróżbita Maciej się objawił, on teraz już wie...

Mówi pan o 2,5 miliarda złotych strat, tak?

Tak, on już wie, jakie to są straty, bo on ma je już oszacowane. To niech mi przyniesie. Wczoraj o tym mówiłem, dzisiaj czekam cały dzień w ministerstwie, niech mi przyniesie i pokaże, skąd te dane są wzięte. Czekamy, żeby rozpocząć wypłatę pieniędzy. Też pytanie, czy to jest dużo, czy mało. Pewnie zawsze każdy będzie mówił, że mogłoby być więcej. Tylko to w takim razie przypomnę: w 2015 roku, kiedy również i partia pana Kosiniaka miała duży wpływ, rządziła z Platformą, na masywną suszę, wielką, masywną suszę rząd pani premier Kopacz przeznaczył 440 milionów złotych. My mamy w budżecie 800 milionów plus jeszcze umorzenia w KOW-rze, umorzenia w KRUS-sie, część umorzonych podatków zapewne przez wójtów i burmistrzów, czyli to będzie kwota znacznie przekraczająca 800 milionów złotych. To ci, którzy...

A jest miliard dwieście, panie ministrze.

Nigdy w stu procentach się nie pokrywa strat. To są i przepisy międzynarodowe, unijn, i zawsze jest również minimalne ryzyko rolnika, bo każdy, kto prowadzi jakąś tam działalność gospodarczą... W rolnictwie przyjmuje się, że to ryzyko, które każdy musi wziąć na siebie, bo ma lata lepsze i gorsze, to jest około 30%, w związku z tym nigdy nie ma pokrycia. Ale jeżeliby straty były większe, jeżeliby rzeczywiście to oszacowanie... Zresztą część rolników nie zgłasza się. Różne są tam powody, niektórzy nie chcą, niektórzy uważają, że to nie honor. Ja zachęcam do tego, żeby jednak przez tych, którzy mają straty, te straty dali oszacować. Więc jeżeliby nawet trzeba, to pan premier przecież zapowiedział, że bez pomocy nie zostawimy, jak trzeba, to nawet budżet będzie nowelizowany. Na razie takiej potrzeby nie ma.

Panie ministrze, kiedy zapowiedzieliśmy pana wizytę, jeden z naszych słuchaczy, rolnik, wysłał do naszej redakcji sms. Pozwoli pan, że przeczytam?

Proszę bardzo.

„Pytanie do pana ministra. Moje gospodarstwo to głównie uprawa truskawek. Miałem około 80% strat przez suszę. Komisja stwierdziła: zero procent, ponieważ już było po zbiorach, i powiedzieli, że jest po sezonie i nie mogę stwierdzić strat. To co z tym zrobić i z czego mam żyć?”.

To jest to samo pytanie: ile mam wpisać straty, żeby dostać odszkodowanie? Jeżeli truskawki zostały zebrane, to przepraszam, to o jakich stratach... jak je oszacować? Zasada jest generalnie taka i jeszcze raz powtórzę: szacujemy z natury, szacujemy to, co na polu jest widoczne. Dlatego ja tak zabiegałem, żeby te szacowania rozpoczęły się przed żniwami, od pierwszego dnia, kiedy zostałem powołany na stanowisko ministerstwa, apelowałem do wojewodów, do wójtów, tam była obstrukcja, część nie chciała tych komisji powoływać na zasadzie: będziemy walić w rząd, mówiąc, że nie pomaga, ale nic nie zrobimy, żeby te straty zobiektywizować. Więc dobrze, że większość gmin jednak komisje powołała. Prosiłem rolników, żeby byli nieustępliwi wobec wójtów i burmistrzów i się twardo tego domagali, a jeżeli nie, to wojewodowie powołają komisje i zrobimy listę wójtów, którzy nie chcieli szacować. No więc dobre słowo i perswazja pomogły. Natomiast to nie jest tak, że susza w każdym miejscu wystąpiła z jednakowym natężeniem. To, że...

Pomorze i Wielkopolska, i Zachodniopomorskie.

To są takie enklawy. Właściwie susza wypunktowała wszystkie błędy związane z gospodarką wodną. Przecież my powinniśmy się zastanowić, skąd się bierze susza. To nie jest tylko brak opadów. To jest jedna z przesłanek, że przez dłuższy czas są wysokie temperatury i brakuje opadów, ale przecież i likwidacja małych oczek wodnych, likwidacja retencji, brak zatrzymywania wody, które się przekłada na brak parowania czy transpiracji, czyli tego parowania i z powierzchni, i z roślin, niezatrzymywanie wody, brak wody do nawodnień. My prawdopodobnie jesteśmy w stanie klimatycznym takim, że zjawiska związane z wodą, dramatyczny jej brak lub nadmiar wody będą się powtarzały w kolejnych latach. Musimy nauczyć gospodarować się wodą. Nikt tego przez dziesiątki lat nie robił. Osuszanie wszystkiego, czy trzeba, czy nie trzeba, nieodtwarzanie systemów melioracyjnych, ale rozumianych jako nawadnianie, gdzie trzeba, i odwadnianie, gdzie jest za dużo wody, to jest wielka praca przed nami i zamiast się do tego wszystkiego rzeczywiście teraz przyłożyć i to musi być jakieś jednak polityczne, ponadpartyjne porozumienie w tej materii, a nie takie walenie się cepem za każdym razem, bo jeden drugiemu przyłoży. Również ci, którzy sami niewiele pomagali chłopom, kiedy była susza właśnie w tym piętnastym roku, jeszcze do tej pory rolnicy mają kredyty niepopłacone z tego okresu, zamiast zrozumieć, że robimy wszystko, co jest możliwe w tej chwili, no to jakiś tam wróżbita Maciej się objawił.

Panie ministrze, w takim razie drugi problem obok suszy, czyli afrykański pomór świń, ASF. Ile jest ognisk zapalnych w tej chwili w Polsce?

Sto parędziesiąt. Większy problem jest z dzikami. Tych dzików jest rzeczywiście... codziennie są znaki znajdowane, zdechłe dziki, dwa tysiące z czymś, ja już nie pamiętam dokładnie, to codziennie się zmienia. Ale właściwie ostatnie dni przynoszą pewne nowe informacje o afrykańskim pomorze. To jest choroba światowa, to jest choroba, która jest nie tylko w Europie, w Afryce, stamtąd się w ogóle wzięła, stąd jej nazwa, w XIX wieku zdiagnozowana w Kongo. Pojawiły się ogniska w Chinach. To jest może świat przewartościuje, zmieni podejście do ASF-u, bo Chiny między innymi, wielki producent świń, ale również i wielki importer, potrzebują tego jedzenia dużo, nie chciały kupować świń, nie stosując się do takich światowych standardów, europejskich może bardziej standardów regionalizacji, że nie bierzemy tylko z tego regionu, gdzie wystąpiło ogniska, że są ogniska, natomiast z regionów czystych, pod kontrolą weterynaryjną kupujemy. Takie zasady stosuje Unia Europejska, Chiny nie: nie chcemy z całej Polski. To co teraz powiedzą, kiedy ogniska są u nich? Zresztą podobną zasadę stosowała Japonia, też nie chciała kupować wieprzowiny z Polski. Wczoraj w tej sprawie spotkałem się z ambasadorem Japonii, tłumacząc mu, że proszę pana, jeżeli zachodnia część Polski jest wolna od choroby, zdrowe, wesołe świnie pod pełną kontrolą weterynaryjną, dlaczego nie chcecie kupować mięsa? Ma przekazać swoich władzom w Tokio, może to coś ruszy.

Natomiast żeby tę chorobę ograniczyć i stopniowo zacząć zwalczać, też nie spodziewam się cudów, Hiszpania 30 lat z ogromnymi pieniędzmi, niesamowitymi pieniędzmi 30 lat wojowała, żeby pokonać ASF, ale w Polsce co najmniej dwie rzeczy muszą z sobą jednocześnie zagrać: wybicie dzików w strefach i istotne ograniczenie poza strefami, istotne ograniczenie. I to nie ma obawy, że dziki zanikną. Odtwarzanie dzika co roku to jest 300%, tu trzeba strzelać cały czas. I mogą to zrobić tylko myśliwi, nikt inny. Przecież nie wojsko, czołgów i helikopterów nie wyślemy. To myśliwi wiedzą, gdzie się dzik chowa, w jakich godzinach żeruje, w którym miejscu żeruje, tylko myśliwi to wiedzą, a nie chcą polować. Notabene przegapili też jakiś okres, kiedy były puste pola, nie było kukurydzy, dziki było widać, teraz siedzą w kukurydzy i śmieją się z myśliwych.

Wie pan, panie ministrze, być może ze strony myśliwych jest to rewanż za przyjętą w marcu tego roku nowelizacją ustawy łowieckiej.

Jeżeli to jest rewanż, ale przede wszystkim niezrozumienie, że jest to służba dla państwa, to nie jest tylko przywilej chodzenie z flintą po cudzych polach, tylko jest to również i obowiązek wobec ojczyzny, wobec polskiego rolnictwa, realizowanie polskiej racji stanu, to ja się zaczynam stawać coraz bardziej radykalny. To trzeba utworzyć konkurencyjne związki łowieckie, które zrozumieją, do czego jest również potrzebne myślistwo.

Skoro o służbie pan mówi, panie ministrze, a treść tego apelu na pewno pan zna, ale warto zacytować, oto Krajowa Izba Lekarsko–Weterynaryjna (oczywiście, cały czas mówimy o zagrożeniu ASF) wystosowała apel między innymi do pana o zapewnienie bezpieczeństwa pracownikom Inspekcji Weterynaryjnej wykonującym swoje obowiązki służbowe. Grupa bodaj trojga lekarzy weterynarzy w jednej z miejscowości została, mówiąc najdelikatniej, przetrzymywana wbrew swojej woli przez rolników podczas wykonywania swoich obowiązków tak na dobrą sprawę. Czy pan w tej sprawie coś może zrobić?

Sprawa jest znana. Lekarze weterynarii są w sytuacji trudnej, są realizatorami polityki państwa, są w pewnym sensie policjantami, którzy muszą w ostateczności procedury europejskie, nie nasze, nie polskie, procedury dotyczące zwalczania ASF wykonywać. Ja bym jednak chciał, żeby to, co jest niezbędne w wykonaniu rolnika, czyli odizolowanie gospodarstw od możliwości zawleczenia wirusa, żeby wynikało ze świadomości rolnika, a nie tylko z tego, że mu lekarz weterynarii to nakaże. Lekarze weterynarii są generalnie również słabo opłacani. Ja wystąpiłem teraz o zmiany w budżecie, żeby im trochę pomóc. Rzeczywiście jestem im bardzo wdzięczny, bo pełnią wyjątkowo ważną funkcję nie tylko przy ASF-ie, ale również przy innych zadaniach zleconych. Natomiast u wielu rolników występuje przekonanie, że to, nie wiem, Jurgiel wymyślił, teraz Ardanowski, albo weterynarze wymyślili jakieś procedury związane z zabezpieczeniem przed ASF-em i my tego nie będziemy robić. Ktoś mi kiedyś powiedział: panie, my za Niemca świnie do lasu wypędziliśmy i teraz też, jak będą nas chcieli tutaj ganiać czy karać, to my świnie do lasu wypędzimy. Tylko głupi może tak powiedzieć, ponieważ jest to działanie na szkodę rolników, na szkodę nie tylko swojego gospodarstwa, ale na szkodę również tych rolników, którzy mają często kredyty do spłacenia, którzy zainwestowali w te budynki. I sąsiad sąsiada powinien przekonywać. Ja jestem przerażony, panie redaktorze, i to muszę powiedzieć, na czele jednego z lokalnych protestów angażuje się w to bardzo mocno miejscowy ksiądz. Zamiast przekonywać ludzi z ambony: musicie zrobić wszystko, czego lekarze weterynarii od was oczekują, to on mi zaczął opowiadać, że za Niemca świnie w lesie chowali, za komuny to samo, jak obowiązkowe dostawy były, no to teraz również i my nie pozwolimy, żeby lekarze weterynarii wykonywali to, co jest ich obowiązkiem. To jest nieodpowiedzialność. Każdy musi wykonać swoje – myśliwi swoje, lekarze weterynarii swoje, rolnicy muszą zabezpieczyć gospodarstwa. Nie ma innego wyjścia.

Minister rolnictwa i rozwoju wsi Jan Krzysztof Ardanowski, gość Sygnałów Dnia. Dziękuję bardzo, panie ministrze.

Dziękuję, pozdrawiam wszystkich.

JM