LONDON 2017

Lekkoatletyczne MŚ 2017: Anita Włodarczyk na urodziny zdobyła złoto. Od speedroweru i jajek do mistrzostwa świata

Ostatnia aktualizacja: 08.08.2017 07:45
Anita Włodarczyk nie zawiodła i triumfowała na mistrzostwach świata w Londynie. Dziś kończy 32 lata. Jak zaczęła się jej kariera sportowa? Co najbardziej lubi jeść? Z jakimi trudnościami musiała się zmierzyć?
Audio
Radość Anity Włodarczyk
Radość Anity WłodarczykFoto: PAP/Bartłomiej Zborowski

Anita Włodarczyk urodziła się 8 sierpnia 1985 roku w Rawiczu. Pochodzi ze sportowej rodziny - mama trenowała koszykówkę, tata piłkę nożną.

Pierwsze kroki w sporcie stawiała w... speedrowerze. Co to takiego? To wyścigi rowerowe, ale na owalnym torze, przypominające te żużlowe. - Byłam jedyną dziewczyną w Polsce trenującą tę konkurencję - chwaliła się po latach lekkoatletka. Speedrowery popularne są właśnie w okolicach Rawicza czy Leszna oraz w Anglii. Jej tata jest prezesem klubu, brat Karol jeździ po torze.

W 2001 roku poszła na trening lekkoatletyczny. Jak sama przyznaje, chciała trenować pchnięcie kulą albo rzut dyskiem. - Dla zabawy rzucałam też młotem. Od czasu kiedy jednak wypatrzył mnie na zawodach w Poznaniu trener Czesław Cybulski to już nie była zabawa, tylko bardzo poważna sprawa - wspominała.

O rekordach i medalach Anity napisano już niemal wszystko. Szykowanie do zawodów to nie tylko treningi czy trening mentalny. Przede wszystkim jajka, którymi zajada się przed zawodami podczas śniadania. Czasami trzy, czasami nawet osiem. Po pierwszym mistrzostwie świata w Berlinie (2009) mówiła: To piąte jajko mi pomogło i przyczyniło do rekordu świata.

Lubi też szydełkować - spod jej ręki wyszło logo fundacji im. Kamili Skolimowskiej. Ze starszą koleżanką po fachu, tragicznie zmarłą, łączy ją szczególna więź. Na zawody zakłada jej rękawicę. - Tuż przed finałem rozmawiałam z Kamilą w myślach. Prosiłam o jedno. By siedziała z lewej strony siatki i ciągnęła młot do siebie z całej siły - mówiła osiem lat temu w Berlinie. Korzystała też z młota mistrzyni olimpijskiej z Sydney i jej butów.

Czytaj więcej
wlodarczykkk1200.jpg
Złota Anita rzucała z kontuzją

Gdy trenowała w Poznaniu, musiała znaleźć odpowiednie miejsce do treningów. -  Korzystaliśmy z rzutni na terenie AWF i było dobrze. Niestety, po dwóch latach treningów przestałam się tam mieścić ze swoimi rzutami, młot leciał po prostu za daleko. Niekiedy moje młoty lądowały na bieżni i robiło się niebezpiecznie. Trzeba było znaleźć inne miejsce. Zdecydowaliśmy z trenerem, że przeniesiemy się pod most św. Rocha. Mieliśmy tam oświetlenie i mogłam trenować wieczorem, chociaż ze względów bezpieczeństwa rzucałam wówczas tylko zwykłym ciężarkiem, bo przecież trzeba było uważać na przechodniów. Problem robił się wiosną, gdy w okolicy mostu rozsiadali się z piwkiem na kocykach studenci pobliskiej politechniki - mówiła w rozmowie z Maciejem Petruczenką z "Przeglądu Sportowego". 

Rzeki dobrze się jej kojarzą. W 2015 przerzuciła Odrę we Wrocławiu. Nad Tamizą znów rzuciła po złoto.

kbc

Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy, możesz być pierwszy!
aby dodać komentarz
brak