Zimowe Igrzyska Olimpijskie Pjongczang 2018

PjongCzang 2018: Artur Nogal "nieudacznikiem"? Dwie sekundy z życia sprintera to nie wszystko

Ostatnia aktualizacja: 20.02.2018 17:00
Upadek, porażka faworyta, czy niespodziewane zwycięstwo kogoś z ostatniego szeregu - media zawsze takim przypadkom poświęcą wiele miejsca. Opisywany musi się zmierzyć z tematem niezależnie od tego czy piszą dobrze, czy źle. Panczenista Artur Nogal też musi przez to przejść.
Artur Nogal
Artur Nogal Foto: EPA/VALDRIN XHEMAJ

Łyżwiarz szybki Artur Nogal tuż po starcie w biegu na 500 metrów niefortunnie postawił panczenę i wbił płozę w lód tak, że stracił równowagę i upadł. Coś takiego łyżwiarzowi nie śniło się zapewne w najgorszych koszmarach. A jednak coś, co się zdarza nie tak często stało się i zawodnik warszawskiej Legii na oczach całego świata musi zmierzyć się z porażką. 

Tuż po biegu - Polak go mimo wszystko ukończył, dojechał do mety, a kibice na torze w PjongCzangu pocieszyli go brawami - Nogal przepraszał, że zawiódł, żałował i wyrażał obawy o to, co przed nim. - Najgorsze to dopiero przede mną - mówił.

Blog - Aneta Hołówek
O co tutaj biega - tło.jpg
O co tutaj biega

Kibice oczywiście "nie zawiedli" łyżwiarza, media społecznościowe szybko zareagowały na upadek panczenisty. "Zastanawiam się, czy w historii sportu był kiedykolwiek szybszy odjazd z olimpiady niż ten, który zaliczył dziś Nogal?" - pytali.

Było wielu takich, którzy musieli tak jak Nogal przełknąć gorycz porażki. Choćby wielki mistrz, też panczenista Jeremy Wotherspoon, który na igrzyska do Salt Lake City w 2002 roku jechał jako faworyt, a wrócił bez medalu. Upadł ... tuż po starcie w biegu na 500 m i Jan Bos, który miał ścigać się z nim w parze musiał walczyć sam.

Wśród sportowców byli też i tacy którzy już witali się z gąską, już trzymali medal w dłoni, a los okazał się dla nich okrutny. 

Elwira Seroczyńska na igrzyskach w Squaw Valley w 1960 zaczęła wyśmienicie. Najpierw był wielki sukces, bo polskie panczenistki wywalczyły dublet medali na dystansie 1500 m: Elwira Seroczyńska srebro, a Helena Pilejczyk - brąz. A potem zapowiadał się sukces jeszcze większy. 29-letnia Seroczyńska była wśród faworytek biegu na 1000 m. Wystartowała doskonale, jechała po najgroźniejszych rywalkach. Kolejne międzyczasy miała lepsze od nich.  - Jedziesz po złoty - krzyczał trener Kazimierz Kalbarczyk, gdy Seroczyńska do mety miała 200 m i wchodziła w ostatni zakręt. Polka starała się jechać jak najbliżej linii oddzielającej tory. Przed wyjściem na prostą lewą łyżwą zahaczyła o linię, na której był kawałek lodu. Potknęła się i wypadła poza tor. Biegu nie ukończyła. Medal przegrała. 

Osiem lat później, w 1968 w Grenoble Józef Gąsienica, lider światowego rankingu w kombinacji klasycznej także miał pecha. Po skokach w olimpijskim konkursie Gąsienica zajmował 8. pozycję. Na trasie biegu na 18 km wyprzedził prowadzącego po skokach Franza Kellera z RFN. Jechał po złoty lub srebrny medal, gdy mniej więcej w połowie dystansu na zjeździe uderzył prawą nartą w śnieżną bandę. Narta się złamała. Stojący obok radzieccy biatloniści nie pomogli Polakowi. Kontynuował więc zjazd na jednej narcie. Pomógł austriacki trener. Dał mu nartę, ale nie była ona jednak nasmarowana. Polak spadł na szóste miejsce. A mógł zostać pierwszym w Polsce "zimowym" mistrzem olimpijskim.

Dekady temu nie było jednak mediów społecznościowych, nie było wirtualnego świata, sportowcy mierzyli się "tylko" z porażką. Teraz jest zupełnie inaczej. Upadek Nogala opisały światowe media, sekundy z życia łyżwiarza skomentowano na Facebooku i Twitterze. 

"Przygotowujesz się cztery lata. Uzyskujesz kwalifikacje, aby reprezentować swój kraj. Twój wielki dzień nadchodzi. I dzieje się to..." - napisała na Twitterze brytyjska stacja telewizyjna "BBC", okraszając ten komentarz nagraniem z upadku. W Norwegii dziennik "Dagbladet" nazwał Nogala "nieudacznikiem". Ja dodam, że nieudacznikiem to może być reprezentant Norwegii, który za imprezowanie zostaje odesłany z PjongCzangu do domu, nasz panczenista to ewentualnie pechowiec.

Co przeżywa Artur Nogal możemy sobie tylko wyobrazić. Lata wyrzeczeń, poświęceń, treningu i pracy zarobkowej (w sklepie) jednocześnie, bo stypendium to za mało, żeby mieć za co żyć. Wszystko to poszło na marne w kilka sekund. I to bardzo, bardzo boli zawodnika. Jednak media na całym świecie pokazały tylko kadr z zycia łyżwiarza, kto wie jak wyglądały przygotowania poprzedzające jego występ na igrzyskach? Nikt. Przecież to jest już o wiele mniej spektakularne. O ich przebiegu nikt nie ma bladego pojęcia, bo kogo interesuje taki sport jak łyżwiarstwo.

Kamery nie były na starodawnym torze Stegny w Warszawie, nie towarzyszyły Nogalowi jak zmagał się z wiatrem, deszczem i mrozem, nie obserwowały jego walki o olimpijską kwalifikację, nie śledziły jego walki z kontuzją. To wszystko trwało znacznie dłużej - ale tego nie widział nikt. Wszyscy zobaczyli upadek, bo on wprzeciwieństwie do nudnego treningu jest bardzo medialny.  

Na szczęście Artur Nogal ma wsparcie najbliższych, klubu oraz kolegów, którzy wiedzą, że panczenista to silny psychicznie gość, który jest w stanie zmierzyć się z tą porażką. Daria Abramowicz, psycholog sportowy podkreśla, że w obecnym świecie sportowiec, by "przeżyć" musi się w nim odnaleźć: czy to Nogal, czy Nowakowska, czy Shiffrin… świadome funkcjonowanie w mediach. Wyciszenie, dozowanie komunikatów, wypracowanie dystansu do tego, na co nie ma się wpływu. Nie jest to łatwe, ale warto - podkreśla psycholog. 

Artur Nogal miał się mierzyć z czasem, wyszło inaczej. To doświadczenie być może nie pójdzie jednak na marne w myśl zasady "co nas nie zabije, to nas wzmocni". A na poparcie tej tezy przytoczę też przypadek Svena Kramera, również łyżwiarza, który w Vancouver w 2010 roku w wyścigu na 10 000 m jechał po swój drugi tytuł mistrza olimpijskiego. Jego przewaga nad Koreańczykiem Seung-Hoon Lee systematycznie wzrastała. Niestety Kramer popełnił błąd za który zapłacił wysoką cenę. Kiedy zmieniał tory, z zewnętrznego na wewnętrzny, nie ominął pachołka tak jak to należy zrobić, a uniósł prawą nogę nad nim. Kramer kontynuował jazdę i do mety dojechał z najlepszym czasem, co więcej pobił olimpijski rekord na najdłuższym łyżwiarskim dystansie. Radość Holendra nie trwała jednak długo. Tuż za metą jego trener wyjaśnił mu, że może zostać zdyskwalifikowany. Sędziowie długo zastanawiali się jaką podjąć decyzję. Gdy ją ogłosili przez pomarańczowe trybuny, na których tłumnie zasiadali holenderscy kibice, przeszedł jęk zawodu. Kramer stracił medal. 

Na igrzyska w Soczi Holender stawił się zmotywowany na dwieście procent. W Rosji zdobył dwa medale, w PjongCzangu dołożył kolejny. Oby Artur Nogal za cztery lata w Pekinie dopisał do swojej historii nowy, tym razem szczęśliwy rozdział, a kibice mieli świadomość, co w życiu łyżwiarza wydarzyło się pomiędzy 19 lutego 2018 roku, a kolejnym występem na igrzyskach.    

Aneta Hołówek, PolskeRadio.pl  

 

 


Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy, możesz być pierwszy!
aby dodać komentarz
brak
Czytaj także

MŚ łyżwiarzy szybkich: świat odjechał naszym? To tylko awaria, chciałoby się rzec. Koreańskie przysłowie prawdę powie

Ostatnia aktualizacja: 12.02.2017 23:09
Nasi łyżwiarze nie prezentują takiej formy do jakiej i siebie i nas przyzwyczaili. Ale trzeba wierzyć, że przez rok do igrzysk w PjongCzang, uda się coś zasiać, bo jak mówi koreańskie przysłowie: przy wielkich staraniach i na skale wyrośnie trawa. 
rozwiń zwiń