Rosja 2018

MŚ 1986: zły dobór piłkarzy przyczyną porażki? "Dopiero prasa wymusiła zmiany przed meczem z Brazylią"

Ostatnia aktualizacja: 28.05.2018 16:05
Piłkarskie mistrzostwa świata w 1986 roku zorganizował Meksyk. Polacy, brązowi medaliści poprzedniego mundialu, odpadli już w 1/8 finału po wysokiej porażce z Brazylią (0:4). W rozmowie z Polskim Radiem występ biało-czerwonych na tej imprezie wspominał Ryszard Tarasiewicz. 
Audio
  • O mundialu w Meksyku w 1986 roku z Ryszardem Tarasiewiczem rozmawiał Robert Skrzyński. (IAR)
Kadr z meczu Polska-Anglia podczas mistrzostw świata w 1986 roku
Kadr z meczu Polska-Anglia podczas mistrzostw świata w 1986 roku Foto: PAP/EPA/Peter Robinson /PA

Meksykańskie mistrzostwa okazały się jedynymi w karierze 24-letniego wówczas Tarasiewicza. Były pomocnik Śląska Wrocław uważa, że samo powołanie na taki turniej jest dla piłkarza nobilitacją. 

- Mundial zawsze jest uhonorowaniem kariery każdego piłkarza. Nawet jeśli ktoś ma 21-22 lata nie może mieć pewności, że za cztery lata znowu pojedzie na mistrzostwa. Najpierw trzeba się zakwalifikować, potem znowu trzeba być w wyselekcjonowanej grupie… - wyliczał Tarasiewicz - Tak więc ta impreza jest niezapomniana i pozostaje w pamięci do końca dni każdego piłkarza - zapewnił. 

Biało-czerwoni trafili do grupy F, gdzie ich rywalami były Maroko, Portugalia i Anglia. Swoje mecze Polacy rozgrywali na stadionie w Monterrey. Temperatura w tym meksykańskim mieście dochodziła do 40 stopni Celsjusza, a piłkarze czuli się jak w piekle. 

Tarasiewicz uważa, że nie wszyscy reprezentanci Polski dobrze znieśli fizycznie zarówno ciężki sezon ligowy, jak i trudne warunki do gry na samych mistrzostwach. 

- Panowała tam bardzo duża wilgotność, a my graliśmy mecze w samo południe… Sezon był ciężki – graliśmy w środy i w soboty. Nie mieliśmy wystarczającej świeżości, bo na zgrupowaniu również pracowaliśmy ciężko - wspominał okoliczności przygotowań do mundialu - Z perspektywy czasu uważam, że nie wszyscy zawodnicy, którzy grali, prezentowali się w tym okresie najlepiej pod względem fizycznym - uważa Tarasiewicz. 

Ówczesny reprezentant jest zdania, iż selekcjoner Antoni Piechniczek za późno postawił na kilku piłkarzy, którzy byli w najlepszej formie fizycznej. 

- Umiejętności były zbliżone i trzeba było postawić na 3-4 zawodników: Furtoka, Karasia czy nawet mnie. Należało to zrobić wcześniej, niż w ostatnim meczu. W meczu z Brazylią bardzo dobrze prezentowaliśmy się pod względem fizycznym. Biegaliśmy nawet więcej od rywali. A Brazylia była bardzo mocnym zespołem, zresztą tak samo jak dzisiaj. Można tylko żałować, że mogliśmy wyjść z grupy na pierwszym miejscu i wtedy na pewno byśmy na nich nie wpadli - twierdzi Tarasiewicz. 

Polacy w grupie zajęli dopiero trzecie miejsce i awansowali do 1/8 finału dzięki korzystnym wynikom meczów w innych grupach. Podopieczni Piechniczka pokonali 1:0 Portugalię po bramce Włodzimierza Smolarka, co było ich jedynym triumfem na mistrzostwach. Ponadto zremisowali bezbramkowo z rewelacyjnym Marokiem i ulegli aż 0:3 Anglii w ostatnim grupowym pojedynku. Katem Polaków był wówczas Gary Lineker. Słynny napastnik trzykrotnie pokonał Józefa Młynarczyka. 

- Lineker strzelił trzy bramki, a krycie indywidualne Stefana Majewskiego nic nie dało. W meczach z Marokiem i Portugalią osiągaliśmy natomiast wyniki szczęśliwe, bo ta gra nie wyglądała najlepiej. Dopiero prasa wymusiła zmiany przed meczem z Brazylią i dlatego trener Piechniczek ich dokonał - wspominał pomijany w meczach grupowych zawodnik. 

Tarasiewicz jest zdania, iż sam fakt awansu na mundial po raz czwarty z rzędu świadczył o dużej sile ówczesnego polskiego futbolu. 

- Uważam jednak, że czterokrotne z rzędu zakwalifikowanie się do mistrzostw było dużym sukcesem polskiej piłki. Mistrzostwa świata to taka impreza, że niektórzy zadowalają się wyjściem z grupy, a inne zespoły podchodzą bardziej skoncentrowane i w jednym meczu nie da się naprawić tego, co się zepsuło - stwierdził gorzko. 

W 1/8 finału biało-czerwoni ulegli Brazylii aż 0:4. Jeszcze w pierwszej połowie, przy wyniku bezbramkowym, Tarasiewicz miał wielką szansę wyprowadzić Polaków na prowadzenie. Po jego strzale piłka zatrzymała się jednak na słupku bramki "Canarinhos". 

- Wspominam to. Uważam, że czasem ten łut szczęścia jest potrzebny. Tylko, że szczęściu trzeba pomóc - przyznawał.

Dodał także, iż, jego zdaniem, by pokonać zespół klasy Brazylii, należało zaryzykować.

- Trzeba wierzyć w końcowe zwycięstwo. Los należy do odważnych, dlatego nie wolno grać piłki zachowawczej. Gdyby nie został odgwizdany karny, którego nie było, to może byśmy schodzili na przerwę z wynikiem 0:0. Może inaczej to wyglądało – później poszliśmy trochę „na hura”. Takiemu zespołowi nie można zostawiać dużo miejsca, bo można zostać od razu skarconym - wspominał. 

Tarasiewicz dodał jednak, iż po latach częściej, niż meksykański mundial wspomina mecz Śląska z Wisłą Kraków w ostatniej kolejce I ligi sezonu 1981/1982, gdy wrocławianie stracili szansę na tytuł mistrzów Polski, przegrywając mecz na własnym stadionie, który... mieli kupić od krakowskich piłkarzy.

Mistrzami świata w 1986 roku została reprezentacja Argentyny, w barwach której brylował legendarny Diego Maradona. "Albicelestes" w finale pokonali 3:2 Republikę Federalną Niemiec. 

Polacy na mundial wrócili dopiero po 16 latach - w 2002 roku zakwalifikowali się na mistrzostwa świata rozgrywane na boiskach Japonii i Korei Południowej. 

pm

Czytaj także

MŚ 1982: mundial w cieniu polityki. "Byliśmy otoczeni wianuszkiem ochroniarzy i działaczy"

Ostatnia aktualizacja: 22.05.2018 15:18
Piłkarskie mistrzostwa świata w 1982 roku odbyły się w Hiszpanii, a Polacy po raz drugi w historii zajęli trzecie miejsce. W rozmowie z Polskim Radiem ten mundial wpsomina ówczesny reprezentant Piotr Skrobowski.
rozwiń zwiń