Rosja 2018

Polska - Senegal. Biało-czerwony balonik pękł, wróciły koszmary z dawnych lat

Ostatnia aktualizacja: 19.06.2018 23:00
12 lat oczekiwania na mundial, odliczanie dni do pierwszego meczu, przekonywanie o tym, że mamy kadrę silną jak nigdy... I koniec końców rozczarowanie, dla którego po prostu brakuje skali - tak wygląda krajobraz po porażce w starciu z Senegalem.
Audio
Robert Lewandowski
Robert LewandowskiFoto: PAP/Bartłomiej Zborowski

Od 14 czerwca do 15 lipca cały świat opanuje piłkarska gorączka. Nie inaczej będzie na portalu PolskieRadio.pl. Specjalnie dla Was przygotowaliśmy unikalny serwis, na którym można śledzić wszystkie wydarzenia związane z mundialem w Rosji. Ponadto zapraszamy do słuchania relacji naszych wysłanników na antenach Jedynki i Trójki. 

Serwis specjalny
baner Mundial_FB.jpg
Rosja 2018

Powiedzieć, że nie oglądaliśmy zbyt dobrego meczu, to nic nie powiedzieć. To spotkanie było jednym z najgorszych ze wszystkich, które dotychczas odbyły się na mundialu w Rosji.

Chaos, dziesiątki niecelnych podań, proste techniczne błędy, brak jakiejkolwiek widocznej koncepcji tego, jak chcą grać biało-czerwoni - tak wyglądała większość tego spotkania. Czy Senegal był lepszy? Biało-czerwoni gole stracili na własne życzenie, co tylko potwierdza, że po tej klęsce musimy patrzeć tylko i wyłącznie na siebie. Afrykanie byli zdyscyplinowani taktycznie, wykorzystali to, co im sprezentowaliśmy. I zrobili to wszystko bez wielkiego błysku kreowanego na lidera Sadio Mane.

Adam Nawałka wrócił do ustawienia, które pamiętamy z mistrzostw Europy w 2016 roku. Być może sztab szkoleniowy naszej reprezentacji liczył na to, że żaden z naszych grupowych rywali nie miał dostępu do nagrań z tamtej imprezy, ewentualnie zdecyduje się grać radosny futbol, który poskutkuje strzeleckim festiwalem, a nie taktyce. Spodziewaliśmy się, że spróbuje zaskoczyć czymś przeciwników. Tego elementu jednak zabrakło, a wybory nie bronią selekcjonera w żaden sposób.

Kwestia przydatności Thiago Cionka przewijała się w dyskusjach wielokrotnie, i to właśnie on został największym pechowcem, notując na swoim koncie samobójcze trafienie. Nie ma jednak sensu zwalać na niego całej winy, skoro z tych, którzy wyszli na boisko, nie zawiedli praktycznie tylko Pazdan i Rybus. Co zresztą i tak nie oznacza, że zagrali dobrze.

***

Przez miesiące kadra trenowała grę z trójką środkowych obrońców, ustawienia, które umożliwiały danie większej swobody Piotrowi Zielińskiemu, który potrzebuje wsparcia dwójki środkowych pomocników, grę z ofensywnymi bocznymi obrońcami. W decydującej chwili szkoleniowiec bał się jednak podjąć jakiekolwiek ryzyko, na pierwszy plan wyszła zachowawczość. A być może myśl, że skoro uznaliśmy Euro za sukces, to uda się go powtórzyć tylko wtedy, kiedy zagramy podobnie.

Nawałka od dłuższego czasu ani razu nie grał dwójką napastników, w dwóch ostatnich sparingach w drugiej lini biegali Jacek Góralski albo Karol Linetty, za defensywę zaś odpowiadała trójka stoperów. Przeciwko Senegalowi nie zobaczyliśmy żadnego z tych wariantów. Po co tracić czas na trenowanie czegoś, czego nie zamierza się stosować w meczu o stawkę? Czy w tamtych meczach wyglądaliśmy gorzej niż z Senegalem?

Przez lata z byłym szkoleniowcem Górnika Zabrze zdążyliśmy się już przyzwyczaić do tego, że selekcjoner stawia na piłkarzy sprawdzonych, unika zbędnego ryzyka. I w tym przypadku to było zgubne.

Mieliśmy grać ofensywnie, eksperci cieszyli się, że to, co widzieli na papierze, miało oznaczać grę o zwycięstwo, bez większych kalkulacji. Po ostatnim gwizdku wyszło jednak na to, że oddaliśmy cztery celne strzały, w tym praktycznie zadnego, który nastąpiłby po składnej akcji - zresztą poszukiwanie takiej, w której piłka byłaby poprowadzona jak po sznurku, to zadanie dla wnikliwych obserwatorów. Tyle tylko, że mało kto będzie miał ochotę wrócić do tego spotkania.

Statystyki indywidualne piłkarzy są wręcz szokujące, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo przekonani byliśmy o tym, że pod względem umiejętności przewyższamy rywala o klasę. Tymczasem nasz pomysł na grę oscylował gdzieś między posłaniem piłki w kierunku Roberta Lewandowskiego a oddaniem piłki do najbliższego zawodnika. Problem w tym, że ten nie zawsze okazywał się kolegą z drużyny, a as Bayernu Monachium został schowany do kieszeni przez Kalidou Koulibaly'ego.

W tym wyniku nie ma przypadku. Mieliśmy słabsze mecze, widzieliśmy problemy, z którymi borykała się kadra w eliminacjach. To wszystko jednak schodziło na dalszy plan, w kluczowych momentach potrafiliśmy udźwignąć presję, zatrzeć złe wrażenie, uciec spod topora. Tym razem zawiódł praktycznie każdy element, który mógł nie wypalić.

Przez miesiące skupialiśmy się na głaskaniu piłkarzy po głowach, skupianiu się na pozytywach. Standardowo, jak co wielką imprezę, pompowaliśmy balonik. I choć za czasów Nawałki wydawało się, że wszystko wróciło na właściwy tor, tym razem musimy przeżyć zimny prysznic, po którym nie ma zbyt wiele czasu na dojście do siebie.

Trzeba jednak podkreślić, że na wielkich turniejach nie wygrywa się tylko taktyką i doborem piłkarzy. W takich meczach zagrać musi wszystko, począwszy od atmosfery, a na charakterze skończywszy. Patrząc na to, jak prezentowali się Arkadiusz Milik i Piotr Zieliński, można mówić o tym, że nie każdy z piłkarzy reprezentacji potrafi udźwignąć ciężar oczekiwań.

Oczywiście, Milik wraca po ciężkiej kontuzji, jednak trzymanie go na boisku przez 73 minuty zakrawało o sabotaż. Zieliński gasł z minuty na minutę, znów zobaczyliśmy scenariusz, który oglądaliśmy z Ukrainą w 2016 roku. Wtedy zawodnik Napoli unikał gry, stosował najbardziej bezpieczne rozwiązania, nie potrafił przejąć inicjatywy, cały czas chował się za plecami kolegów. Na drugą połowę już nie wyszedł.

"Jeśli nie teraz, to kiedy?" - ile razy zadawaliśmy to pytanie w kontekście tego właśnie piłkarza? Zdecydowanie zbyt wiele. I najwyraźniej cały czas nie jest gotowy, by dołączyć do liderów tej kadry. Oczywiście, może byłoby inaczej, gdyby Nawałka zdecydował się postawić obok rozgrywającego Jacka Góralskiego lub Karola Linettego, którzy mogliby odpowiadać za bardziej fizyczny aspekt gry, odbiór piłki i pojedynki z rywalami. 

Ale skoro nisko oceniamy tę dwójkę, to podobna krytyka należy się znacznie bardziej doświadczonym piłkarzom.

W 16 dotychczasowych meczach, które widzieliśmy, widzieliśmy różne porażki. Z podniesionym czołem mogły z boiska schodzić takie zespoły jak Peru, Tunezja, pechowo przegrał Egipt, wstydu nie przyniosła sobie Kostaryka.

Na drugim biegunie możemy wymienić Koreę Południową, Arabię Saudyjską czy Panamę, ale wszyscy wiemy, jakie oczekiwania mieli kibice z tych krajów. Być może nie jesteśmy jeszcze na tym poziomie, ale jeśli nic się nie zmieni, to właśnie my wyjdziemy na jednych z największych przegranych tego turnieju.

W tym momencie najbliżej nam do Kolumbijczyków, którzy mieli być naszym głównym rywalem do wyjścia z grupy H, tymczasem okupujemy miejsca, których zajęcie ma proste konsekwencje w postaci pakowania walizek.

I to z Kolumbią będziemy grać o wszystko, nie mając żadnego marginesu na błąd. Mamy świadomość, że dwa zwycięstwa dadzą nam to, po co przyjechaliśmy do Rosji. Ale czarny scenariusz, który przez lata był gdzieś z tyłu głowy, może niespodziewanie powrócić - mecz otwarcia, mecz o wszystko i mecz o honor. Tak wyglądało to w 2002 roku, kiedy na ziemię sprowadziła nas Korea Południowa, tak samo było w 2006 roku, kiedy polegliśmy z Ekwadorem.

Zamiast pierwszego kroku w kierunku awansu, zrobiliśmy krok w stronę prawie zapomnianego koszmaru. W niedzielę nie ma innej opcji niż to, by pokazać charakter i to, że potrafimy grać w piłkę. Bo przecież potrafimy, prawda?

Więcej na blogu autora - Krótka Piłka

Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl

Czytaj także

Polska - Senegal. Zimny prysznic dla biało-czerwonych w pierwszym meczu rosyjskiego mundialu

Ostatnia aktualizacja: 19.06.2018 21:10
Biało-czerwoni rozpoczęli mundial w Rosji od fatalnego spotkania, w którym ulegli 1:2 Senegalowi. Kolejnym starciem biało-czerwonych będzie mecz z Kolumbią, w którym zagramy o wszystko. 
rozwiń zwiń