Redakcja Polska

Pozytywny wizerunek polskich imigrantów w Niemczech

10.01.2021 08:45
21,2 mln osób w Niemczech ma „tło migracyjne”. Około 2,2 mln przybyło z Polski. Jeżeli polscy imigranci czymś się wyróżniają, to ponadprzeciętnym wykształceniem i zatrudnieniem.
Transgraniczna Promenada, Świnoujście
Transgraniczna Promenada, ŚwinoujścieShutterstock.com/Stefan Braeutigam

Żyjąca w Niemczech osoba z „tłem migracyjnym” to ktoś, kto sam lub co najmniej jeden rodzic nie posiada niemieckiego obywatelstwa od urodzenia. Tak brzmi uproszczona definicja przyjęta w 2016 roku. Zgodnie z nią pod koniec 2019 r. było w Niemczech 21,2 mln takich osób – 26 procent społeczeństwa, pół procenta więcej niż rok wcześniej.

13,3 proc. z nich posiada tureckie korzenie (2,8 mln), 10,5 proc. polskie (2,2 mln), a 6,5 proc. rosyjskie (1,4 mln). Ale sytuacja zależy od sposobu liczenia, wskazuje prof. Magdalena Nowicka z Niemieckiego Centrum Badań nad Integracją i Migracją (DeZIM) w Berlinie. – Bo tureccy migranci to też drugie pokolenie urodzone w Niemczech. Jeżeli liczyć jednak tylko te osoby, które w pierwszym pokoleniu przyjechały do Niemiec, to wśród tych nowo przybyłych Polacy są największą grupą – tłumaczy ekspertka.

Pochodzenie „polsko-niemieckie”

Także „Mediendienst Integration”, projekt niezależnego forum naukowców Rady ds. Migracji, dostrzega kompleksowość statystycznego ujmowania osób z tłem migracyjnym. Podczas gdy w Niemczech osoby obejmowane badaniami muszą odpowiedzieć na ponad 20 pytań, w tym kraj urodzenia, powód migracji czy język, jakim posługują się w domu, chociażby w Polsce czy Wielkiej Brytanii same mogą zadecydować, do jakiej grupy „etnicznej” lub „narodowej” należą. „W ten sposób przynależności tej nie wyznacza żaden urząd, tylko dana osoba może sama zdeklarować, że zalicza się np. do grupy polskiej lub brytyjskiej”, krytykuje niemiecki system ekspertka „Mediendienst”, socjolog Linda Supik.

Równie mało przejrzyste jest pojęcie „tła migracyjnego”. W zamian proponowano już nazwy takie jak „postmigranci”, „Niemcy z włoskimi przodkami” czy sformułowanie „pochodzenie polsko-niemieckie”, które by pomogło opisać międzynarodową biografię danego człowieka. Chwilowo zostaje się jednak przy tle migracyjnym i definicji z 2016 roku.

Według niej najwięcej osób z tłem migracyjnym – dla uproszczenia nazwijmy ich migrantami – żyje w Nadrenii Północnej-Westfalii (5,4 mln) i też najwięcej obcokrajowców (2,4 mln) i uciekinierów (495 300), co nie dziwi, bo jest to najbardziej zaludniony niemiecki kraj związkowy. W stosunku do liczby ludności najwięcej migrantów żyje w mieście-państwie Bremie (36,5 proc.), cudzoziemcy stanowią tam 18,7 proc. ludności, a uciekinierzy blisko 4 procent.

Na wschodzie Niemiec żyje znacznie mniej migrantów niż w landach zachodnioniemieckich. Ale w grupie tej jest więcej obcokrajowców i uciekinierów niż na zachodzie, gdzie jako uciekinier przybyła do Niemiec tylko co dziesiąta osoba, na wschodzie jest to co piąta.

A żeby jeszcze bardziej skomplikować sytuację – nie każdy, kto jest w Niemczech osobą z tłem migracyjnym, sam przywędrował do tego kraju. 31 procent urodziło się w Niemczech. Pod koniec 2018 roku co czwarty mieszkaniec Republiki Federalnej (10,8 mln), był według Federalnego Urzędu Statystycznego osobą z tłem migracyjnym. Blisko połowa z nich legitymuje się niemieckim paszportem.

Zdjęcie ilustracyjne Zdjęcie ilustracyjne

Polacy na wschodzie i zachodzie

Wśród żyjących w Niemczech obcokrajowców, czyli osób z cudzoziemskim paszportem, Polacy są w większości krajów związkowych w czołówce. Kilka przykładów: w 18-milionowej Nadrenii Północnej-Westfalii stanowią trzecią narodowość co do wielkości (221 tys.), po Turkach (492 325) i Syryjczykach (225 545).

W Berlinie, gdzie od 2013 r. liczba cudzoziemców wzrosła o 53 proc., żyło w końcu 2019 roku 106 965 Turków, 69 125 Polaków i 39 115 Syryjczyków. Stolica legitymuje się ponadto największą w Niemczech diasporą wietnamską (21 100) i też największą grupą osób „niewyjaśnionego obywatelstwa” (22 200).

Granicząca z Polską Brandenburgia szczyci się największym w landach wschodnio-niemieckich procentem osób z tłem migracyjnym (8,6 proc.), z czego połowa to cudzoziemcy, a jedna trzecia uciekinierzy (w skali federalnej co szósta). Podobnie jest w najmniej zaludnionym niemieckim landzie, Meklemburgii-Pomorzu Przednim.

W obydwu landach największą grupą cudzoziemców są Polacy (22 280 w Brandenburgii, 13 825 w Meklemburgii), potem Syryjczycy (odpowiednio 16 965 i 12 475), a na trzeciej pozycji Rosjanie w Brandenburgii (10 065) i Rumuni w Meklemburgii (4 605). W Saksonii mała roszada – Syryjczycy są na pierwszym miejscu (24 310), Polacy na drugim (18 730), Rumuni na trzecim (11 725). Uwaga „Mediendienst Integration”, z którego raportu pochodzą te dane: „Bez migracji ludność Saksonii skurczyłaby się w latach 2013-2019 o dwa procent”.

Nie ma Polaków w pierwszej trójce w najsilniejszych gospodarczo landach – Badenii-Wirtembergii i Bawarii. W tej pierwszej najliczniej są reprezentowani Turcy (253 995), Włosi (184 555) i Rumunii (156 325). Jedną trzecią mieszkańców stanowią osoby z tłem migracyjnym (3,7 mln), z których połowa to cudzoziemcy, a co dziesiąty przyjechał jako uciekinier.

W Bawarii tło migracyjne ma jedna czwarta ludności (3,3 mln), połowa tej grupy to cudzoziemcy, głównie Turcy (192 235), Rumuni (180 455 ) i Chorwaci (119 880). Także w Bawarii żyje największa w Niemczech społeczność węgierska.

Nie ma problemu, nie ma tematu

Mimo obecności szacunkowo ponad dwóch milionów Polaków i jeszcze wyższej liczby osób z polskimi korzeniami, sięgającymi wielu poprzednich pokoleń, Polacy nie wyróżniają się w tłumie. – Myślę, że nie tyle się nie wyróżniają, tylko nie są definiowani przez niemiecką politykę jako problem, co jest bardzo pozytywne – zauważa prof. Nowicka z DeZIM. Także np. z Turkami nie ma problemu, choć jako taki są postrzegane istniejące różnice kulturowe, dodaje. – Większość statystyk, raportów posługuje się średnią, w której Turcy nie wypadają źle. Ale po prostu większą uwagę zwraca się na to, co się nie udało – tłumaczy ekspertka, od 2,5 lat prowadząca w DeZIM wydział integracji.

Statystyki i raporty rządowe nie wyszczególniają też raczej grup narodowych, by nie sprawiać wrażenia, że piętnuje się jednych, a stawia za wzór drugich. I ma to sens, mimo to takie statystyki są, mówi prof. Nowicka i na ich podstawie wyjaśnia, dlaczego Polacy w Niemczech są raczej „niezauważalni” – bo nie są przeciętni.

Na przykład edukacja: 90 proc. Polaków z tłem migracyjnym ukończyło szkołę, wśród Niemców jest to około 85 proc., a migrantów 77 procent. Także świadectwem szkoły średniej, ale bez matury, legitymuje się ok. 28 proc. polskich migrantów, ogólnie migrantów – 27 proc. i Niemców – 21 procent. Wynika to z m.in. z rozpowszechnionego w Niemczech systemu kształcenia dualnego, czyli zawodowego z jednej strony i z drugiej rozwoju edukacji w Polsce, która ma jeden z najwyższych w Europie poziom maturzystów, na poziomie europejskiego lidera – Finlandii. Przede wszystkim dlatego, tłumaczy ekspertka, że po transformacji i zamknięciu wielu szkół zawodowych matura stała się w Polsce jedyną możliwością ukończenia szkoły.

Polacy w Niemczech i polscy migranci są też ponadprzeciętnie obecni na rynku pracy. Podczas gdy wśród osób z tłem migracyjnym prawie 52 proc. jest zatrudniona, wśród Polaków jest to prawie 60 procent. Przy tym statystyki obejmują tylko osoby zobowiązane do ubezpieczenia społecznego, a nie samozatrudnionych. – Więc jeżeli polscy migranci czymś się wyróżniają, jeżeli mówić o jakichś średnich, to w porównaniu do innych migrantów są oni lepiej wykształceni, lepiej zintegrowani czy częściej zatrudnieni – podsumowuje prof. Magdalena Nowicka.


Źródło: dw.com/ho