X
Szanowny Użytkowniku
25 maja 2018 roku zaczęło obowiązywać Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Zachęcamy do zapoznania się z informacjami dotyczącymi przetwarzania danych osobowych w Portalu PolskieRadio.pl
1.Administratorem Danych jest Polskie Radio S.A. z siedzibą w Warszawie, al. Niepodległości 77/85, 00-977 Warszawa.
2.W sprawach związanych z Pani/a danymi należy kontaktować się z Inspektorem Ochrony Danych, e-mail: iod@polskieradio.pl, tel. 22 645 34 03.
3.Dane osobowe będą przetwarzane w celach marketingowych na podstawie zgody.
4.Dane osobowe mogą być udostępniane wyłącznie w celu prawidłowej realizacji usług określonych w polityce prywatności.
5.Dane osobowe nie będą przekazywane poza Europejski Obszar Gospodarczy lub do organizacji międzynarodowej.
6.Dane osobowe będą przechowywane przez okres 5 lat od dezaktywacji konta, zgodnie z przepisami prawa.
7.Ma Pan/i prawo dostępu do swoich danych osobowych, ich poprawiania, przeniesienia, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania.
8.Ma Pan/i prawo do wniesienia sprzeciwu wobec dalszego przetwarzania, a w przypadku wyrażenia zgody na przetwarzanie danych osobowych do jej wycofania. Skorzystanie z prawa do cofnięcia zgody nie ma wpływu na przetwarzanie, które miało miejsce do momentu wycofania zgody.
9.Przysługuje Pani/u prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.
10.Polskie Radio S.A. informuje, że w trakcie przetwarzania danych osobowych nie są podejmowane zautomatyzowane decyzje oraz nie jest stosowane profilowanie.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz na stronach dane osobowe oraz polityka prywatności
Rozumiem
Muzyka

Metronomy tracą szaleństwo (recenzja Agnieszki Szydłowskiej)

Ostatnia aktualizacja: 20.04.2011 07:00
„The English Riviera” jest ciekawym etapem rozwoju Brytyjczyków. Postawili na piosenki, postawili na piosenki przyjazne radiu.

Zacznę od mało odkrywczego stwierdzenia – Metronomy nie jest w Polsce gwiazdą. W rodzinnej Wielkiej Brytanii zostali okrzyknięci odkryciem po wydaniu w 2008 roku drugiej płyty „Nights Out”. Brytyjscy dziennikarze muzyczni uwielbiają okrzykiwać i odkrywać i pisać o tym wielkimi literami. W Polsce Metronomy potrzebuje delikatnego wprowadzenia. A zatem przedstawiam – oto niezwykle sympatyczny człowiek, Joseph Mount. Zaczynał jako bębniarz w licznych zespołach bo w Anglii nadal każdy gra w jakimś zespole (albo o tym myśli). Pewnego dnia siada przy komputerze i rozpoczyna przygodę z muzyką, którą można wyprodukować we własnym pokoju. Tak powstaje projekt Metronomy - początkowo tylko w wersji koncertowej rozrasta się do kilku muzyków.

Pierwsza płyta "Pip Paine (Pay The £5000 You Owe)" ukazuje się w roku 2006 i z perspektywy tych kilku lat brzmi jak ćwiczenia pt. „pokaż co potrafi twój komputer”. Jest wielu muzyków, którzy poznając uroki samodzielności zaszywają się  na wieki w studiu przepełnionym elektroniką. Joseph jednak jest sympatyczny i towarzyski, w naturalny sposób jego projekt ewoluuje w stronę zespołu. Na drugiej płycie Metronomy zakreśla obszar swoich zainteresowań, muzyka ponad podziałami gatunkowymi, melodie kontra elektroniczny hałas, fascynacja dziwnymi dźwiękami, które dają się poutykać w utworach drażniąc ucho, ale nie psując ich konstrukcji. Urzeka  żywiołowość i przewrotne teksty. "Nights Out" to płyta bardziej na imprezę niż do kontemplacji, co potwierdzają  świetnie przyjmowane koncerty grupy ( w Polsce wystąpili na festiwalu Selector 2010). Rok 2011 przynosi trzecią płytę zespołu – bo tak już należy o Metronomy mówić.  Nowi muzycy na pokładzie, w tym kobieta – Anna Prior (wcześniej perkusistka w Lightspeed Champion). Wejdźmy zatem do krainy nazwanej „ The English Riviera”.

/

Niewiele wiem o nadmorskich miasteczkach w Wielkiej Brytanii i ich specyficznym klimacie, do którego ma odwoływać się ten album (o ile należy ufać materiałom promocyjnym). Nie wiedziałam nawet, że funkcjonuje określenie „seaside sound”, próba nazwania muzyki charakterystycznej dla tych kurortów. Ale czy to może być bardzo dalekie od nadmorskich miasteczek w Polsce? A jeśli dodamy jeszcze  skojarzenia jakie rodzi w głowie Ciechocinek? Od razu widzę wieczorek taneczny, eleganckich kuracjuszy i zespół, który zrobi wszystko aby przeżyli niezapomniane chwile…

Poprosimy o muzykę. Początek jest naprawdę niezły. Już pierwsze dźwięki gitary w stylowo zimnofalowym "She Wants" katapultują nas do lat 80. Perfekcyjnie zbudowana, przepełniona niepokojącym klimatem piosenka sygnalizuje dwa podstawowe składniki nowej płyty Metronomy. Tutaj się śpiewa, tutaj się nawiązuje do znanych już z muzyki popularnej rozwiązań. Nie chcę tych skojarzeń wiązać z konkretnymi zespołami celowo – każdy może mieć z tego frajdę.  Kolejne nagranie jest naturalną kontynuacją, pojawiają się charakterystyczne organy oraz delikatne akcenty ery disco. W trzecim nagraniu „Everything Goes My Way” Anna Prior przejmuje rolę głównej wokalistki. Wspaniała i delikatna popowa piosenka jest wymarzonym prezentem dla stacji radiowych. Typowa piosenka o miłości z typową – dla Josepha - przewrotką w tekście. I już wkradają się pierwsze dźwięki singlowego "The Look", kiedy zmiata je mój absolutny faworyt na płycie – nagranie „Love Underlined”. Gęsty, narastający aranż, który w ciekawy sposób pozwala także wybrzmieć detalom. Piosenka, która może symbolizować obecny etap rozwoju Metronomy – jak nie tracąc potrzeby eksperymentowania i ochoty na dziwactwa zbudować  wpadającą w ucho kompozycję.

Gdyby to była Ep-ka i skończyła się właśnie na czwartym nagraniu – pisałabym o nowej produkcji Metronomy wyłącznie w superlatywach. Jednak dochodzimy do miejsca, w którym zaczynają pojawiać się mielizny i eksploatowanie podobnych rozwiązań. Płyta siada i trudno się od tego wrażenia uwolnić, mimo że dopiero przed nami fantastyczny "The Look", udany "The Bay". Uśmiecham się wprawdzie słuchając trwającego 37 sekund (!) nagrania tytułowego ale to za mało aby z równym początkowemu entuzjazmem dosłuchać do końca.

Pora na wnioski. "The English Riviera" jest ciekawym etapem rozwoju Metronomy. Postawili na piosenki, postawili na piosenki przyjazne radiu. To pewnie daje szansę na złapanie nowych słuchaczy. Zagubili gdzieś jednak  szaleństwo i nieprzewidywalność porzedniej płyty. Z jednej strony udowadniają, że małe zgrabne utwory mogą wywoływać  duże emocje ( nie oni pierwsi, jasne), ale z drugiej zabrakło im pomysłu jak z tych utworów zbudować album. To co ratuje płytę jako całość to ironia i dystans, które przebijają nie tylko z tekstów ale także z rozwiązań muzycznych. Jestem pewna, że gdyby Joseph Mount przeczytał ten tekst, jego ironiczna reakcja zbudowałaby najlepszą pointę. Bo w sumie, czy mam prawo rozliczać kogoś za muzykę, która mu się podoba? Nie mam. Ale mam prawo stwierdzić, że na tym dancingu, w tym kurorcie, zespół nie porywa. A szkoda, bo zaczęli naprawdę dobrze.

Agnieszka Szydłowska