Łyse wielbłądy

Ostatnia aktualizacja: 13.03.2021 14:30
Noc. Dwudziesta ósma czapka zrobiona, czas odetchnąć. Wiesz co, Staszku – Ziemia jest jednak płaska, powiada Lemowa, odkładając druty. Lem, cyzelując pompon, milczy.
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjneFoto: Pixabay

Pewnego wieczoru jaskiniowi analfabeci wierzyli przez chwilę w istnienie potwora zmyślonego naprędce. Oto znudzony rutyną dnia, neandertalski smark wyskoczył z wysokich traw i na zabój pędząc do jaskini, wrzeszczał: Wilk! Wilk! Wilk! Lecz wilka nie było. I tyle. Gromka brednia kreatywnego smarka starczyła, aby matce i ojcu mignęła w wyobraźni paszcza o stu żółtych kłach, krusząca ich trzcinowe gardła. Gdy trupi omam się rozwiał, mały artysta dostał w skórę. Zabolało, ale narodziła się poezja. Poezja, teatr, opowieść, po prostu - fantastyczność. Grubo później, w roku 1987, bezprzykładnie kreatywna pamięć teatralnego krytyka Jana Kotta kazała mu w przywoływanym z roku 1946 krakowskim ZOO zobaczyć na wybiegu cudo zupełne: dwa bajkowe wielbłądy i Stanisława Lema, podtykającego marchew pod nos bajki.

Tamtego dnia, w tuż po wojnie otwartym ZOO, nie było pereł fauny, wyznaje Kott w roku 1987 na łamach nowojorskiego „Nowego Dziennika”. Ot, jeden niedźwiedź, para wilków, markotne sarny i stadko ptactwa, jakiego wszędzie pełno. Na dobrą sprawę można by mówić o wstydzie, gdyby nie czarodziejska egzotyka. Dwa wielbłądy jak z przygód Sindbada Żeglarza! Konstrukcje w postnym świecie zachwycające tak, jak zachwycałyby postawione na wybiegu dwie rakiety Apollo! Były za parkanem – wspomina Kott. Stała tam jakaś wycieczka szkolna i Lem ze swoją żoną. Obok nich – gigantyczne, pękate torby. A w dłoniach Lemów – marchewki do kuszenia. Gdy wielbłądy się zbliżały, Lem i Lemowa – czochrali im szyje i grzbiety wielkimi grzebieniami. Jak owce. Po czym wciskali sierść do toreb. Co pan robi, panie Stanisławie? – spytałem dość zdumiony. Jak to – powiedział Lem. – Pan nie widzi? Robię swetry… Pomyślałem wtedy sobie, że ten młody człowiek ma wielką przyszłość przed sobą.

Smakowity obraz: Lem, który w roku otwarcia krakowskiego ZOO tworzył swoje pierwsze międzygwiezdne fantastyczności – gromadzi sierść fantastyczności ziemskiej! Co było dalej – wiadomo. Wielkie pisanie! Wielkie księgi! Arcymistrzostwo! Przy czochraniu wielbłądów przepowiadana Lemowi przez Kotta wielkość – ziściła się. Miał rację teatralny krytyk. Miał rację, nawet jeśli jego bezprzykładnie kreatywna pamięć po prostu zmyśliła w roku 1987 tamtą, niby naprawdę snutą w roku 1946 profetyczną myśl o świetlanej przyszłości Lema, tak jak zmyśliła resztę prawie całą. Lecz twórcy „Cyberiady” wcale nie oburzył ten w głowie Kotta omam Mnemosyne. Rzekłbym nawet: wręcz przeciwnie. Odpowiada Lem listem smakowitym.

Drogi Janku! Co do wielbłądów – pamięć nieznacznie Cię zawiodła. W czasie, o jakim piszesz, żona moja była uczennicą w gimnazjum w Bytomiu i jeszcze jej nawet nie znałem. Wielbłądów w ZOO w Krakowie nie było, tylko żubry. I sierść zdrapywałem nie ja, ale mój przyjaciel ówczesny, Romek Hussarski, z narzeczoną panną Heleną Burtan (oboje są teraz już dziadkami). A swetry z żubrzej wełny robiła stara pani Hussarska (od 30 lat w grobie). Reszta się zgadza.

To jest końcówka wybitnie smaczna. Reszta się zgadza. Czyli co właściwie, skoro w felietonowym portrecie wizyty w ZOO w roku 1946 prawie nic nie zgadza się z prawdą? Fantastyka Kotta, stara jak pisanie Kotta! To się zgadza. Jego dopisywanie recenzowanym spektaklom scen nieobecnych w spektaklach, dopisywanie fantastyczności, aby wyciągnąć na światło sedno sztuki! Ten jego talent lepienia iluzji, dzięki któremu wsuwał się w analizowany temat o wiele głębiej niż gdyby kuśtykał wspierając się tylko na prawdach widzialnych! I tak też wsunął się on w roku 1987, kiedy to pozamieniał ludzi i przeistoczył prawdziwe żubry w omam złożony z wielbłądów dwóch. On, albo jego pamięć, albo jego wyobraźnia, to obojętne. Tak: reszta się zgadza, gdyż zgadzają się fantastyki - międzygwiezdna Lema z ziemską Kotta. Nade wszystko zgadza się oczywistość stara jak sztuka, że mianowicie uporczywe głoszenie tożsamości życia i iluzji, prawdy jawy i prawdy snu, realności i fikcji - to jest nieuchronna katastrofa. Nie sposób traktować Ducha Hamleta tak jak traktuje się garnek w kuchni. Nie da się poważnie twierdzić, iż Lema stwór w jednym z opowiadań – ten międzygwiezdny „wielbłąd”, co ma wonny zefirek zamiast rąk, światło cudnie tęczujące w pustce po nogach i zastępujący głowę kapelusz, a przybywa w lektyce fotonowej – za chwilę zwyczajnie wejdzie do naszego domu i poprosi o suchy chleb dla konia, zostawiwszy lektykę fotonową zaparkowaną na chodniku przed blokiem, obok żółtej Toyoty pana Henia. Nie da się być idiotą aż takim… A jeśli jednak?

Co, jeśli wyssany z chłopięcego palca potwór, jego paszcza i żółte kły kruszące trzcinowe gardła, jeśli cały tamten trupi omam jaskiniowych analfabetów - nie zniknąłby po chwili teatralnej kreacji smarka? Co, jeśli jaskiniowi analfabeci uwierzyliby w wilka i twierdzili, że wilka nie widać tylko dlatego, iż czai się w wysokich trawach, czekając na moment dobry do skoku? Co by było, gdyby przez smarka wywrzeszczane ku chwale iluzji słowo, stało się dla dorosłych jaskiniowych analfabetów ciałem wiernym, prawdą na wszystkie dane im dni i noce? Byłoby to samo, co jest dziś.

Dziwaczna, zapewne bezwiedna synchronia. W okolicach setnej rocznicy urodzin Stanisława Lema, z początkiem roku dedykowanego nad Wisłą jemu właśnie - trafiam w prasie na artykuł portretujący mechanikę mózgów rycerzy wielu nadwiślańskich hufców dumania głębokiego. „Reset-Cywilizacja-Przebudzenie-Matrix-Świadomość-UFO”, „Przebudzeni i Świadomi”, „Nowa Era Wodnika 2021”, „Wyzwolenie spod faszyzmu Nowego Porządku Świata na odcinku polskim”, „Covid – bitwa o wolność”, „Budzimy Polaków”… Te chorągwie niechaj starczą. Wielki bełkot jest w stosunku do sztuki wielkiej - symetryczny. Tu i tu – identyczna ponadczasowość panuje, a do tego sztuka i bełkot po cyferblacie błąkają się w obu kierunkach. Obojętne, w której epoce wędruje Odys lub waha się Hamlet, czy dziś, czy na długo przed Homerem i Szekspirem, czy za tysiąc lat – w każdej Odys wędruje tak samo i tak samo waha się Hamlet. Zatem jeśli teatralny omam z iluzyjnym wilkiem w roli głównej zmieni się jaskiniowym analfabetom w nie do obalenia wiarę w realność wilka - to wiara ta staje się na wieki wieków bełkotem świeżym. A późniejsze, wszystkie późniejsze bełkoty kolejnych hufców analfabetycznych świetnie się moszczą w jaskini, gdzie na kanwie słowa wilk sztuka bełkotu się narodziła.

Jeśli więc jaskiniowiec uwierzy w wilka, to bez oporów przyjmuje niewiarę w pandemię i swobodnie twierdzi, że istnieją genetycznie modyfikowane komary, które wstrzykują szczepionki w tych, którzy szczepieni być nie chcą, albowiem przenikliwi są piekielnie. Tak, szczepionki cofają ludzi w ewolucji – do małpy. Tak, tresowane przez Billa Gatesa komary wszczepiają przenikliwym nanocząsteczki, współpracujące z 5G oraz z satelitami Elona Muska. Tak, ci, co chcą przy pomocy pandemii zapanować nad ludzkością - zabijają dzieci i piją ich krew. Tak, handlują oni niemowlętami, przemycając je przez granice w krowich żołądkach, po czym unicestwiają w trakcie satanistycznych mszy. Tak, prezydent Obama to wnuk Adolfa Hitlera, który po wojnie uciekł do Argentyny i miał dziecko ze służącą, natomiast kanclerz Merkel to ciotka Hitlera. Tak, ślady samolotów to smugi chemiczne, rozpylane, aby wzmocnić działanie śmiercionośnych szczepionek na covid. Tak, trzeba aresztować papieża, gdyż popiera zarazę. Tak, masoni, iluminaci, miliarderzy oraz Żydzi, którzy nami sterują, są marionetkami w łapach kosmicznych jaszczurek, zwanych reptilianami, które opanowały Ziemię i rządzą z ukrycia, a niektóre upodabniają się do ludzi, na przykład – Lady Gaga, pozornie Lady, a pod skórą - krokodylica. Tak, jaszczury mają bazy wypadowe na Księżycu. Tak, pewne jest, że ci, co morsują i chodzą w góry w samych majtkach, mają już chipy wszczepione przez tresowane komary. Tak, Ziemia jest płaska. Tak, dzielnych przenikliwych nawiedzają Faceci w Czerni, nekromici, czyli hybrydy złożone z ciem i gadów, trzeba więc robić czapki niewidki – one ochronią przenikliwych przed nekromitami, reptilianami oraz patyczkami do robienia testów covidowych, patyczkami, które uszkadzają błonę mózgu, a u przenikliwych nie ma nic cenniejszego nad mózg… Wystarczy. Przenikliwość rycerzy głębokiego dumania jest tak płodna, że intelektualnych pociech, zrodzonych z ich dumania, zliczyć nie sposób. Zwłaszcza że co dzień przychodzą na świat nowe.

Któż wie, może jutro zjawi się w jaskini pociecha uświetniająca rok Stanisława Lema? Może usłyszymy, że w 1946 Lem i Lemowa grzebieniami czochrali wielbłądy w ZOO po to, by mieć z czego dziergać czapki niewidki, dzięki którym w roku 2021 polscy rycerze głębokiego dumania swobodnie znikają z oczu Facetom w Czerni, wiatrakiem przezroczystych rąk strącają eskadry komarów tresowanych przez Gatesa i robią z kosmicznych jaszczurzyc kretynki, bowiem jaszczurzyce nikogo za sobą nie widzą, a przecież ktoś ewidentnie ciągnie je za ogon? I może w końcu okaże się, jak z ustaleniem kształtu Ziemi było naprawdę? A było tak.

Noc. Dwudziesta ósma czapka zrobiona, czas odetchnąć. Wiesz co, Staszku – Ziemia jest jednak płaska, powiada Lemowa, odkładając druty. Lem, cyzelując pompon, milczy. Jest płaska, bo gdyby krągła była, to ci, co na dole, spadliby w cholerę, a nie spadają… Masz rację, Barbaro, rzecze Lem. Druty zamarły nad pomponem. Masz rewolucyjną rację! Z krągłej planety spadliby ci, co na dole, ale i my, bo ci, co dla nas są na dole, dla siebie są na górze, więc my dla nich jesteśmy na dole! Ergo, gdyby Ziemia nie była płaska - w cholerę spadliby wszyscy ludzie, wszystkie zwierzęta i rzeczy!

Myśl ta ostatecznie uspokaja dwa łyse wielbłądy w ZOO. Druty ożywają, Lem wraca do pompona. Jesteśmy ocaleni.

Paweł Głowacki