Leopold Tyrmand. Serwis specjalny Polskiego Radia
Warszawa była wielką miłością Leopolda Tyrmanda: miejscem jego dziecięcych peregrynacji i inicjacji w dorosłość oraz miastem, w którym przeżył - po powrocie z wojennej tułaczki - prawie 20 lat. Pisarz zachował we wspomnieniach Warszawę przedwojenną, po 1946 roku zaś uważnie - z czułością niepozbawioną krytycyzmu - śledził jej powstawanie z gruzów.
"Warszawiacy powołali ją do życia, tchnąwszy w jej ceglane ciało swój własny, gorący oddech", pisał Tyrmand w swoim "Złym", słynnej powieści o stołecznych "chuliganach i bikiniarzach", odysei po stolicy początku lat 50. XX w.
Innym ważnym aspektem dla tematu "Tyrmand o powojennej Warszawie" - a obchodzony 8 maja Międzynarodowy Dzień Zwycięstwa upamiętniający zakończenie II wojny światowej stanowi dobry przyczynek do takiej opowieści - jest jeszcze jeden fakt. Pisarz interesował się architekturą, zaś przed wojną studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Paryżu. Zetknął się tam wówczas z koncepcjami słynnego Le Corbusiera.
01:08 Tyrmand paryż.mp3 Studiowałem w Paryżu. Kiedyś zdobyliśmy mistrzostwo uniwersyteckie, nagrodę wręczał nam Le Corbusier - mówił Leopold Tyrmand w Polskim Radiu
Nadchodzi socrealizm
"Warszawa jest terenem dziwnych zmagań", pisał Leopold Tyrmand w "Dzienniku 1954". "Polska jest zafascynowana odbudową miasta i komuniści robią świetny interes na utożsamianiu swych czynów z pragnieniami narodu. (…) Ale jest w tym i cena: przerażająca homogeniczność koncepcji, na którą społeczeństwo nie ma żadnego wpływu".
Wzmianka o nałożonej z góry "koncepcji" odwołuje się do ówczesnej polityki kulturalnej komunistów, zakładającej w sztuce - muzyce, literaturze czy właśnie w architekturze - jedyny obowiązujący nurt: realizm socjalistyczny.
Socrealizm, bo tak ów nurt określa się w skrócie, narodził się w połowie lat 30. XX w. 1934 w sztuce radzieckiej jako propagandowe narzędzie partii komunistycznej. Później był on narzucany krajom znajdującym się pod wpływem ZSRR. W czerwcu 1949 roku na Konferencji Architektów Partyjnych proklamowano socrealizm w polskiej architekturze.
Budowanie nowej Warszawy
Ten "implant artystyczny z ZSRR", jak w Polskim Radiu określiła socrealizm krytyk sztuki Monika Małkowska, miał się charakteryzować w architekturze monumentalizmem, zastosowaniem elementów zdobniczych, a jednocześnie: swoistą "ludową prostotą", odróżniającą ją od "kapitalistycznej różnorodności".
"W przeciwstawieniu do zatartego piękna i właściwego sensu miasta i jego kosmopolitycznego pstrokatego obrazu, które były cechą miasta kapitalistycznego, nowa Warszawa, stolica państwa socjalistycznego, musi otrzymać swój piękny wyraz znamionujący nową epokę", podkreślał w 1953 roku Józef Sigalin, Naczelny Architekt Warszawy, w referacie pt. "Budowanie Warszawy socjalistycznej — zadania architektów warszawskich na półmetku Planu Sześcioletniego".
W przemówieniu tym Józef Sigalin odwoływał się do słów Bolesława Bieruta (ówczesnego I sekretarza KC PZPR i szefa rządu), według którego polscy architekci "w większym stopniu winni nawiązywać do zdrowych tradycji naszej architektury narodowej, przystosowując je do nowych zadań i nowych możliwości wykonawczych i wkładając w nie nową socjalistyczną treść".
Styl ciastkowo-tortowy
Idee komunistów, by wszystkie strefy kultury, w tym architekturę, naznaczyć socrealistycznym piętnem, Leopold Tyrmand komentował w "Dzienniku 1954". "Komunistyczna formuła, proklamująca mocą ukazu, że architektura socjalizmu musi być nowoczesna w treści, zaś tradycyjna w formie, ma rozumową wartość kija w szprychach", kpił z pomysłów rządzących. Jak dodawał, "tępota założeń i rozwiązań tego problemu jest czymś niezmiernie przygnębiającym, jego efekty nieraz – tragikomiczne".
Co bowiem proponuje socrealizm? - pytał Tyrmand. "Sztuczność", "wtórność", "nadęty patos", "fałszywy monumentalizm", wreszcie: "styl ciastkowo-tortowy". Ten ostatni charakteryzuje się, według pisarza, połączenie ciężkich brył z "obłąkanym zdobnictwem".
"Taniość, tandetność, blichtr, fałszywe nowobogactwo, natrętna, ordynarna pstrokacizna (…). Wszystko to w skali chamskiej rozrzutności - oto architektura (…) przyszłej Warszawy", pisał z oburzeniem Tyrmand.
Pałac Kultury i Nauki w Warszawie, 2. poł. lat 50. XX w. Fot. NAC
Sowiecki drapacz chmur
Niedającym się nie zauważyć uosobieniem socrealistycznej architektury stał się w Warszawie Pałac Kultury i Nauki. Ten powstały z inicjatywy Józefa Stalina, zbudowany w latach 1952-1955 olbrzymi gmach stanowił, według komunistycznej propagandy, dar narodów radzieckich dla narodu polskiego. Nie bez przyczyny stanął w sercu miasta - był rzucającym cień na Warszawę symbolem radzieckiej dominacji nad Polską.
"Groza socrealizmu zmaterializowała się w samym środku miasta jak kwitnąca narośl na nosie pijaka", opisywał w "Dzienniku 1954" Leopold Tyrmand ten "sowiecki drapacz chmur". Jeśli chodzi o aspekt architektoniczny Pałacu, przyznał pisarz, najgorsze nastąpiło, gdy budowlę uzbrojono w "pseudorenesansowy hełm wieżowy, naszpikowano iglicą, poczęto doklejać ciastkowe zwieńczenia i attyki". Wtedy, podkreślał, "pojęliśmy (…), co z tego wyjdzie za brzydactwo".
Interesujące jest również ukazanie przez Tyrmanda Pałacu Kultury i Nauki w "Złym" - najsłynniejszej powieści pisarza, kryminale z Warszawą w tle.
- To pierwsza książka antykomunistyczna, w której nie pada ani razu słowo partia, Stalin, odbudowa Pałacu Kultury. Komunizmu do swojej książki nie dopuścił - mówiła w Polskim Radiu eseistka Joanna Siedlecka, komentując "Złego".
W istocie, Tyrmand w swojej powieści zmarginalizował Pałac, prawie nigdy nie nazywając go wprost, najczęściej zaś omownie i znacząco. Jest to zatem "kremowy wieżowiec" albo "bielejący w środku miasta masyw o kolumnach wysokości czynszowej kamienicy". Na tle tego przytłaczającego, zimnego gmachu niedalekie uliczki - Wielka, Chmielna, Śliska - stają się dla narratora "Złego" przyczynkiem do nostalgicznych myśli. Świat tych naznaczonych biedą uliczek odchodzi bowiem bezpowrotnie w przeszłość.
"Tyrmand warszawski". Posłuchaj fragmentów książki
"Tyrmand warszawski"
Leopold Tyrmand wracał na kartach swoich książek do tematu oblicza tużpowojennej Warszawy. Robił to w różny sposób. Czasami, jak przy Pałacu Kultury i Nauki, by wyrazić swoją jednoznaczną opinię. Czasami, jak choćby w "Złym", by wspomnieć, jak czymś powszechnym na początku lat 50. była w stolicy "kurz i pył lat odbudowy". ("Jeden z filozofów obliczył, że warszawiacy wdychali wtedy cztery cegły rocznie. Warszawiacy oddychali budową, nie była to metafora, ale ciężka, ceglana i pylasta prawda. Trzeba zaś bardzo kochać swoje miasto, by odbudowywać je za cenę własnego oddechu").
Temat ten był jednym z głównych w tekstach, które Tyrmand pisał w latach 1946-1953 i publikował w "Stolicy", "Przekroju" i w "Tygodniku Powszechnym". Felietony te, wydane w 2011 roku pod tytułem "Tyrmand warszawski", stanowią prawdziwą skarbnicę obserwacji i spostrzeżeń pisarza o wznoszonej z gruzów Warszawie.
W 1951 roku Tyrmand zwracał choćby uwagę na to, że to słoneczna, wolna od intensywnej pracy niedzielę najlepiej oddaje prawdę o stolicy. "Zestaw trzech warszawskich elementów, sąsiadujących niejednokrotnie ze sobą w promieniu kilkunastu metrów, a więc: wspaniale, radośnie odbudowanego fragmentu ulicy, potwornie wygiętej i strzaskanej ruiny i uśmiechającego się do własnych, ludzkich, niedużych spraw człowieka świadczy o tym, że przyczyną tego, co się tu dzieje od sześciu lat, są: miłość i wola", pisał.
Marszałkowska Dzielnica Mieszkaniowa - widok w kierunku ul. Marszałkowskiej, 1953-1956 r. Fot. NAC
Kapitele, pościel i pomordowana kura
Zwracając uwagę na różne aspekty powojennej architektury Warszawy, Leopold Tyrmand wspominał również, że - nim "wtoczył się walec socrealizmu, a polityka wkroczyła z całą mocą w ramy śródmieścia" - były próby ucieleśnienia innej wizji stolicy. W "Dzienniku 1954" pisał o niezrealizowanych nigdy planach (ponoć pod egidą samego Le Corbusiera) międzynarodowego konkursu uczynienia architektonicznego, który uczyniłby z Warszawy "najpiękniejsze na świecie miasto".
"Rozkazy z Moskowy", notuje Tyrmand, zdusiły u zarodków te ambitne zamierzenia. Ale, jak podkreśla, pierwszy okres odbudowy Warszawy przyniósł jeszcze ciekawe rozwiązania: zrekonstruowane Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście ("jedna z najładniejszych ulic w Europie"), założenia ulic Senatorskiej, Miodowej i Długiej.
Niestety, jak czytamy w "Dzienniku 1954", kolejny etap odbudowy, już ściśle socrealistyczny, zaowocował takimi kuriozami, jak Marszałkowska Dzielnica Mieszkaniowa. Słynny MDM to według Tyrmanda "kamienny tort, pokryty balkonami z głazów, obwieszony szesnastometrowymi słupami kolumn, pomiędzy monumentalnością kapiteli wietrząca się pościel i pomordowane na niedzielny obiad kury".
***
Czytaj także:
***
"Gdzież jest na świecie miasto, w którym pierwsze wiosenne ciepło tak leniwie, męcząco i radośnie przykleja zimową odzież do pleców", wyznawał narrator "Złego", wygłaszając jedną ze swoich wielu inwokacji do Warszawy. Miasto to pod piórem Leopolda Tyrmanda jawi się wielorako: z jednej strony nie potrafi ukryć swojej sympatii, a nawet miłości do tych murów, ulic i zaułków, z drugiej jednak - ubolewa nad oszpecającym stolicę wpływem socrealizmu.
jp
Źródła
Leopold Tyrmand, "Dziennik 1954. Wersja oryginalna", Kraków 2011; tegoż: "Tyrmand warszawski", Kraków 2011; "Ceglane ciało, gorący oddech. Warszawa Leopolda Tyrmanda", oprac. zbiorowe, Warszawa 2015.