Jarek Szubrycht i jego historia metalu z undergroundu

Ostatnia aktualizacja: 10.02.2023 11:59
Jarek Szubrycht, autor książki "Skóra i ćwieki na wieki. Moja historia metalu", w świat tej mocnej muzyki wszedł za sprawą zespołu Europe. Redaktorski błąd sprawił, że jako nastolatek zanurzył się w metalowym świecie, wsiąkł w underground i został z metalem na lata.  
Książka Jarka Szubrychta Skóra i ćwieki na wieki. Moja historia metalu
Książka Jarka Szubrychta "Skóra i ćwieki na wieki. Moja historia metalu"Foto: Ula Kaczyńska/Czwórka

Od Opola do metalu

- Moje pierwsze kontakty z muzyką to telewizyjne transmisje z Opola i występów w konkursie Eurowizji, na które wołała mnie mama - mówi Jarek Szubrycht. - W wieku 13 lat odkryłem zespół Europe i utwór "The Final Countdown". Zakochałem się w tym nagraniu, zachwyciłem się tymi młodymi ludźmi, ich wyglądem, fryzurami i postanowiłem poznać go lepiej. W jednym z prasowych wycinków znalazłem informacje, że ich muzyka to heavy metal. Popędziłem do starszego kolegi, który był wtedy jedynym znanym mi metalowcem, i poprosiłem, by pożyczył mi jakieś kasety. Nie przypominało to Europe, ale zakochałem się w tej muzycy - dodaje. 

Tak właśnie autor książki "Skóra i ćwieki na wieki. Moja historia metalu" rozpoczął swoją przygodę z tym gatunkiem. Później przyszedł czas na wyszukiwanie, wyczekiwanie i studiowanie wszelkich materiałów o muzyce metalowej. W Dwójce i Trójce nadawane były również audycje, na które metalowcy czekali z utęsknieniem. - Wtedy puszczano w nich całe płyty - wspomina gość Adama Smolarka. - Teksty pojawiały się też w prasie, w "Non Stopie" czy harcerskim tygodniku "Na Przełaj". 

Jarek Szubrycht wychowywał się w małym mieście na południowym wschodzie Polski. Brakowało tam giełd płytowych, a rodzice zwykle nie byli marynarzami, czym mogli cieszyć się jego koledzy znad morza. - O każdą płytową, kasetową zdobycz było trudniej, ale też każda mocniej cieszyła - podkreśla. - Moje szanse na zdobywanie muzyki zrównały się z szansami kolegami z większych aglomeracji, gdy zacząłem współtworzyć tzw. międzynarodówkę metalową - przyznaje. 


Posłuchaj
51:03 2023_02_09 19_05_00_PR4_Wieczor_Rezydentow.mp3 O metalu i swojej książce "Skóra i ćwieki na wieki. Moja historia metalu" opowiada Jarek Szubrycht (Wieczór Rezydentów/Czwórka)
 

Metalowcy stworzyli prężnie działający underground. Dzięki poczcie wymieniali się nagraniami z całego świata, wysyłali sobie kasety. - Wtedy już wszystko zależało od mojego zaangażowania. Dzięki poczcie i sieci kontaktów stałem się częścią globalnej sceny - mówi dziennikarz. - W metalowym undergroundzie globalizacje mieliśmy wcześniej niż w innych dziedzinach - dodaje. 

Na przełomie lat 80. i 90. na scenie ekstremalnego metalu zespołów było niewiele. Nawet w skali globalnej dało się śledzić wszystko, co wychodziło. - Przyznaję, że wtedy wszystko mi się podobało, oszalałem na punkcie tej muzyki, choć teraz bardziej krytycznie do niej podchodzę - przyznaje gość Czwórki. 

Gdy thrash był nowością

Metalowa subkultura miała różne etapy rozwoju. - Polscy metalowcy drugie połowy lat 80. to inni ludzie niż ci z późnych lat 90. Zmieniała się muzyka, zmieniały niespisane zasady obowiązujące fanów - wymienia Jarek Szubrycht. - To przyszło po wybuchy blackmetalowej rewolucji w Norwegii. Norwedzy zaostrzyli pewne kryteria, już nie uchodziło zespołom na scenie wcielać się w różne role, jak robił to kiedyś zespół Venom. Oni mieli żyć jak bohaterowie ich tekstów i opowieści - dodaje. 

Środowisko fanów metalu miało swoje bardziej i mniej konserwatywne oblicza. Jarek Szubrycht zwraca jednak uwagę, że w swoim czasie thrash, black czy deathmetal też były nowościami, rewolucjami. 

Z diabłem i kulturą wysoką na ustach

Na uwagę zasługuje również wizerunek metalowców, a także miejsce diabła w tekstach artystów. - Metal, początkowo nieśmiało, dwuznacznie, a później absolutnie wprost, stanął po stronie diabła. Niektórzy traktowali i traktują go jako poręczną, znaną doskonale, metaforę, inni twierdzili, że są jego wyznawcami - opowiada gość Czwórki. - Zaznaczyć jednak trzeba, że diabeł i wątki okultystyczne nie były wyłączną treścią utworów. W skali świata nie jest to nawet wątek dominujący. Może inaczej jest w Polsce, gdzie wynika to z rzeczywistości społecznej, dominującej roli Kościoła, a przecież chodziło o bunt przeciwko zastanej rzeczywistości - dodaje. 

Jarek Szubrycht zwraca też uwagę na duże zainteresowanie metalowców kulturą w ogóle. - Nie uchodziło śpiewać "o niczym". Metalowcy zawsze byli ambitni. Chętnie w tekstach sięgali po treści okołoreligijne, teksty filozoficzne, apokryficzne, literaturę, w tym fantastykę - wymienia. 

W Czwórce mówi też o takich zespołach jak Vader, Behemot czy Mgła, które dziś cieszą się popularnością, i przypomina o Kacie czy TSA, które szansy wyjścia ze swoją muzyką w świat nie miały ze względu na żelazną kurtynę. - Sukces Vadera był dla nas sygnałem, że można. Gdy oni podpisali kontrakt z brytyjską wytwórnią, udzielili wywiadu w MTV, to dla setek dzieciaków był to sygnał, że granic już nie ma, a jeśli są, to tylko w naszych głowach - podkreśla. 


*** 

Tytuł audycji: Wieczór rezydentów

Prowadził: Adam Smolarek

Gość: Jarosław Szubrycht (autor książki "Skóra i ćwieki na wieki. Moja historia metalu")

Data emisji: 09.02.2023

Godzina emisji: 19.10

pj