Daleko od Euro, czyli ukraińska opowieść Andrzeja Janisza

polskieradio.pl
Artur Jaryczewski 30.06.2012
Donbass Arena
Donbass Arena, foto: Дядя Саша / wikipedia, lic. CC

- Pożegnanie z Donieckiem. Szczególne, bo nie w rytmie Euro. A wszystko to zasługa Żeni... - zapowiada na swoim Euroblogu dziennikarz radiowej Jedynki.

Żenia to Ukrainiec z klasy średniej, która - jak wiadomo - na Ukrainie nie istnieje. Kiedyś handlował meblami, teraz bielizną; jest współwłaścicielem kawiarni i ma jeszcze kilka biznesów, o których mówi oględnie. Polecił restaurację, w której baranina była zachwycająca, a ozorki jak u nas. Potem kawa w najlepszej kawiarni w mieście i rozmowy o wszystkim. W Doniecku można krytykować każdego. Prezydenta Wiktora Janukowycza za to, że jego syn w ciągu roku wdrapał się na piąte miejsce listy najbogatszych Ukraińców, wicepremiera Borisa Kolesnikowa za chciwość i bezmyślność, opozycję za brak zdecydowania. Ale nie można krytykować Rinata Achmatowa. Po prostu nie wypada.
Żenia zresztą nie mówi po nazwisku, lecz używa tylko imienia. I tak wszyscy wiedzą o kogo chodzi. Achmetow nie mieszka w Doniecku na stałe, większość czasu spędza za granicą, ale kiedy pojawił się kiedyś na Bulwarze Puszkina - najpopularniejszym deptaku miasta, ludzie wstali z ławek, utworzyli szpaler i zaczęli bić brawo. To dobroczyńca.
W końcu gdy pytamy o wybory, nastroje i wybór między Unią a Rosją, Żenia wstaje i mówi: "jedziemy. Spytacie sami." Michał Gąsiorowski i ja.
Czarna, dobrze wypasiona honda nie robi wielkiego wrażenia w mieście, w którym komentator TVP Maciek Iwański naliczył 16-cie Porsche Panamera, ale już kilka kilometrów dalej jak najbardziej. Za granicą Doniecka droga z gładkiej jak stół zmienia się w pełną dziur i wertepów. To Makiejewka. Mijamy kopalnie. Drogi są coraz gorsze. Wjeżdżamy do rejonu, który kilka lat temu tętnił życiem. Górnicze osiedle - zaniedbane i opuszczone. Na schodach szaro-czarnych bloków z wybitymi oknami grupy wyrostków palących szlugi i pijących piwo. Jeszcze czynna szkoła, obok zrujnowany basen, rozpadająca się oczyszczalnia ścieków, hałdy odpadów przemysłowych, które chcieli kupić Japończycy. Makiejewka przedzielona na pół Kombinatem Metalurgicznym. Dymiące kominy, ogień widoczny z daleka.
Jedziemy dalej. Droga coraz węższa, ale jeszcze asfaltowa. Tu Euro nie dotarło. Gwardiwka - najbiedniejsze osiedle. Asfalt się kończy, kurz coraz większy. Przed sklepem, który stanowi centrum rozrywki, pełno. Spojrzenia przyjazne nie są, ale ciemne szyby chronią nas przed niechęcią. Wzdłuż drogi domki. Kiedyś pewnie zbudowane według jakiegoś planu, teraz oklecone niezliczoną ilością przybudówek. Metalowe blaszane płoty chronią przed ciekawością, a może pełnią także funkcje obronne.

Postój, brama, klakson. Wychodzi Siergiej. Może mieć i trzydzieści lat, ale równie dobrze czterdzieści. To znajomy Żeni. Zaprasza do środka. Na podwórku pies uwiązany na łańcuchu. Mówią, że gryzie, ale merda ogonem. Na ganku żona Siergieja z małym dzieckiem na ręku, wyraźnie przestraszona. Kto? Po co? Jakie rozmowy? Lody pękają, gdy mówię, że u nas trzydzieści lat temu było podobnie. Za domkiem piach, pustaki, cement. Będzie przybudówka. Od żółtego piachu odcina się czarna, dobra, tłusta ziemia. Pomidory już się czerwienią, kapusta zwija w główki, winogrona coraz większe. Na płocie kot, w akwarium żółw. "Takie nasze życie" - mówi kobieta o skórze niemal tak ciemnej jak asfalt, który układa na drogach. Ręcznie, łopatą, a nie maszyną. Siergiej tnie żelazne konstrukcje i uścisk ma mocny, męski. Wybory? Tak, już niedługo. Rozmowa po rosyjsku. Partia Regionów? Nie, dużo obiecali, nic nie zrobili. Lansująca się wszędzie Natalia Koroliewska? Przecież ona też od Janukowycza. Fasadowa opozycja. Batkiwszczyna i Arsenij Jaceniuk? Chyba tak, ale żyć trzeba.
Pożegnanie, bo robi się ciemno, a po zmroku tu niebezpiecznie. Żenia lawiruje samochodem między dziurami, ale i tak co rusz trze podwoziem. Wracamy. Szpital w Makiejewce odrapany, zapuszczony. W Doniecku jest prywatna służba zdrowia, tu niekoniecznie. Kilka minut i znów Donieck. Rozświetlony, nowoczesny, z jaśniejącym jak diament stadionem Szachtara. Obok hotel Victoria, jeden z dwóch najbardziej eleganckich w mieście. Tu spali Portugalczycy przed meczem z Hiszpanią, tu hiszpańscy kibice krzyczeli w nocy Messi, Messi ! pod sypialnią Cristiano Ronaldo. Na tarasie znajomi Żeni. Pewni siebie, dobrze ubrani, weseli. Drinki, fajka, markowe telefony i ubrania. Odpoczywają, bo to przecież Dzień Konstytucji. Prazdnik. "Donieck to nie Ukraina" - mówią. No, nie - potwierdzam i tylko zastanawiam się dlaczego Żenia nas tam zawiózł? Daleko od Euro.

Andrzej Janisz (Dziennikarz Polskiego Radia, komentuje mecze Euro 2012 w radiowej Jedynce)

sortuj
liczba komentarzy: 0
    Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy, możesz być pierwszy!