U Lutosławskiego zamiast "współbrzmienia" musiał być "agregat"

Ostatnia aktualizacja: 17.03.2013 23:59
- Uważam się za człowieka szczęśliwego, bo widziałem kilka rzeczy, których nie widział nikt - mówił w Dwójce Krzysztof Meyer, który wraz z żoną, Danutą Gwizdalanką, opowiadał o swoich prywatnych spotkaniach z Witoldem Lutosławskim.
Audio
  • Krzysztof Meyer i Danuta Gwizdalanka o spotkaniach z Witoldem Lutosławskim (Notatnik Dwójki/Dwójka)
U Lutosławskiego zamiast współbrzmienia musiał być agregat

Danuta Gwizdalanka i Krzysztof Meyer są autorami obszernej monografii poświęconej życiu i twórczości Witolda Lutosławskiego. Swoje monumentalne dzieło, podzielone na dwie części, ("Droga do dojrzałości” i "Droga do mistrzostwa") w dużej mierze oparli na bazie osobistych spotkań z kompozytorem.

Wbrew powszechnej opinii o zdystansowanym stosunku Witolda Lutosławskiego do ludzi i niechęci kompozytora do rozmów o jego dziełach, rozmówcy Anny Skulskiej podkreślali otwartość i serdeczność mistrza. - On unikał rozmów o muzyce z niefachowcami, żeby nie stawiać siebie i drugiej strony w niezręcznej sytuacji - zauważała Danuta Gwizdalanka.

>>Zobacz serwis specjalny: Witold Lutosławski w Polskim Radiu<<

Krzysztof Meyer miał wielokrotnie okazję oglądać świeżo zapisane kompozycje Lutosławskiego. Te, twórca miał zwyczaj kreślić ołówkiem. - Lutosławski pokazał mi w przystępie otwartości drugą wersję III Symfonii, którą ostatecznie zdyskwalifikował. Widziałem też partyturę "Mi-Parti" niespełna godzinę po skończeniu, kiedy utwór ten nie miał jeszcze tytułu. Także Witold miał czasem chęć mówienia o swojej muzyce - zwracał uwagę muzykolog.

Autorzy biografii Witolda Lutosławskiego podkreślali rozległość zainteresowań kompozytora i jego zamiłowanie do pięknej polszczyzny. Dbałość o język czasami przybierała u Lutosławskiego zabawne formy. - W latach 60. i 70., istniała ogromna presja środowiska muzycznego na pseudonaukową retorykę. Pod jej wpływem Lutosławski nadawał prostym zjawiskom tak skomplikowane nazwy, że czasami trzeba było się zastanowić o co chodzi. Nie mogło być "współbrzmienie", tylko musiał być "agregat" - śmiała się Danuta Gwizdalanka.

Więcej wspomnień na temat Witolda Lutosławskiego w nagraniu audycji.

Zobacz więcej na temat: Witold Lutosławski
Czytaj także

Odnaleziony rękopis. Czekał w pożółkłej kopercie

Ostatnia aktualizacja: 24.12.2013 09:00
Wszystko zaczęło się w 1959 roku, gdy na deskach Teatru Polskiego w Poznaniu legendarni już dziś Tadeusz i Irena Byrscy przygotowywali premierę sztuki "Nie igra się z miłością" Alfreda de Musset’a.
rozwiń zwiń