Triloka Gurtu zmagania z ego

Ostatnia aktualizacja: 12.01.2011 11:00
- Musisz kochać muzykę tak, jak kocha się Boga - to jedyna lekcja muzyki, jaką słynny perkusista Trilok Gurtu otrzymał od swojej matki, indyjskiej piosenkarki Shobhy Gurtu.
Audio

Don Cherry, John McLaughlin, Jan Garbarek, Bill Laswell – to tylko cztery nazwiska z listy kilkudziesięciu muzyków, z którymi nagrywał i koncertował Trilok Gurtu. Grający również na tabli i naturalnie kojarzony z Indiami, w których się urodził, Trilok jest przede wszystkim perkusistą. Jego styl - mieszanka jazzu fusion, tradycji indyjskich i muzyki afrykańskiej, z charakterystycznym, "opóźnionym" uderzeniem w werbel - ożywia nawet przeciętne płyty z nurtu World Music. Co ciekawe, karierę rozpoczynał, wykonując klasyczną muzykę północnych i południowych Indii, gastronomicznego rocka oraz bollywodzkie soundtracki. W rozmowie z Tomaszem Gregoczykiem i Januszem Jabłońskim artysta zaprzeczał jednak swej przynależności do jakiegokolwiek konwencjonalnego kierunku.

- Nie jestem perkusistą jazzowym, mam własny styl. Krytycy nie znają się na muzyce indyjskiej czy afrykańskiej, więc nie rozumieją tego, co gram. A jeśli nie rozumieją, to cóż mogą napisać? Że to hit albo kit. I tyle... - twierdzi Trilok Gurtu. - Zauważyłem, że młodzi ludzie nie mają ze mną problemów. To chyba kwestia nowoczesnych brzmień w mojej muzyce, do których starsi, jazzowi krytycy mogą być nieprzyzwyczajeni. Znają tylko amerykański jazz. To ignoranci.

Indyjski perkusista jest bez wątpienia obywatelem świata. Kilka lat spędził w Stanach Zjednoczonych, a na stałe - w połowie lat 70. - osiadł w Hamburgu, gdzie lubi jadać m.in. ... pierogi oraz bigos. Zresztą przykre amerykańskie doświadczenia (problemy z otrzymaniem wizy) odbijają się echem w jego wypowiedziach do dziś.

- Nie będę tam jeździł, skoro jestem źle traktowany. Najbardziej irytuje mnie fakt, że amerykańscy muzycy są tak samo aroganccy jak ich dyplomaci czy politycy - twierdzi. - Z jednej strony czerpią pełnymi garściami z różnych tradycji; z drugiej roszczą sobie wyłączne prawo do grania "pawdziwego jazzu". To jednak ich, a nie mój problem. W końcu do każdego wróci jego własna karma...

Właśnie w kwestiach duchowości Trilok Gurtu okazuje się zaskakująco bezkompromisowy: - Wszystko zawdzięczam swojemu duchowemu przewodnikowi, Ranjitowi Maharajowi. Spotkanie w nim odmieniło w moim życiu wszystko, także muzykę; wyzwoliło mnie z lęków i wątpliwości. Niewiele osób o nim słyszało, ale święci rzadko kiedy dbają o rozgłos.

Sęk w tym, że Ranjit Maharaj umarł w 1936 roku, a więc piętnaście lat przed narodzinami Triloka Gurtu... Nie zmienia to faktu, że to właśnie z jego nauk indyjski perkusista czerpie inspiracje do swych niekończących się stylistycznych poszukiwań i krzyżówek: - Jeśli wierzysz w jedność muzyki, możesz grać wszystko i z każdym. Nieważne, czy będzie to Polak, czy Hindus. Wszystkie międzykulturowe połączenia już istnieją. Aby je odkryć, wystarczy poskromić swoje ego. Bez tego nie ma szans nawet na prawdziwą rozmowę...

Aby wysłuchać całej audycji "Rozmowy improwizowane", wystarczy kliknąć ikonę dźwięku "Triloka Gurtu zmagania z ego" w boksie "Posłuchaj" po prawej stronie.