Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Przyszła kryska na (m)Matyska

Ostatnia aktualizacja: 21.03.2019 09:00
To właściwie wielkość jednej litery w tym przysłowiu sprawia, że jest ono frapujące. Bo co znaczy – przecież wszyscy wiemy.
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjneFoto: Pixabay.com

Dosięga delikwenta kara czy w inny sposób sprawiedliwości staje się zadość, doigrywa się, a my mamy poczucie, że w świat w jakimś swoim elemencie czy elementach wraca do równowagi.

Wciąż jest w częstym użyciu, zwłaszcza w kontekście kryminalnym (czyli „w końcu wpadł”) czy szerzej, kiedy czas i okoliczności kładą w końcu kres czyjejś działalności, przekraczającej normy czy po prostu czyjemuś „kozaczeniu”. Dosięga delikwenta kara czy w inny sposób sprawiedliwości staje się zadość, doigrywa się, a my mamy poczucie, że w skali makro (politycznej, społecznej, ekonomicznej) czy mikro (prywatnej, rodzinnej, sąsiedzkiej) świat w jakimś swoim elemencie czy elementach wraca do równowagi. Wraca ład, do którego może jesteśmy przywiązani jak ślepy do kulawego, ale jednak. Bo nawet jeśli on ulotny czy w danej chwili kaleki, to zbroi nas poczucie postępu w dążeniu do niego. Nie zawsze od razu wraca, w każdym razie staje się możliwy. Utopia zwycięża dystopię, ale naturalnie nie w teraźniejszości, bo niby jak, tylko w obietnicy spełnienia zaś na nowo realnej, znów godnej wiary. No i jakoś tam syci się nasza satysfakcja. Chyba, że kryska jest ostateczna, lecz nawet wtedy bywa przecież tak, a jakże, iż ludzka mściwość czerpie z niej soki.

Dobrze, a teraz przeprowadźmy śledztwo w sprawie owej jednej litery. Litery „m”. Duża czy mała? W słowniku PWN przysłowie pisane jest przez duże „M”, więc zacznę od dużej. Imię Matysek, Matyasz, Matwiej, pochodzące od hebrajskiego Matatjahu, dopiero w XVI w. zaczęło się rozdzielać na Maciej i Mateusz. Maciej to apostoł wylosowany po śmierci Judasza. Święty Maciej zimę traci 24 lutego, więc nie od rzeczy jest, że akurat teraz wskoczył do tego cyklu felietonów (kiedy już wiadomo, że definitywnie ją traci, a nie bogaci).

Tytułowe przysłowie spopularyzował i nadał mu nowe życie Ludwik Ignatowicz aka Władysław Syrokomla (1823-1862) w wierszu, który drukowany był często i wszedł nawet swego czasu do szkolnej czytanki:

Był Matysek chłop przed laty, jak drugiego nie znajdziecie,
I przystojny, i bogaty, i szczęśliwy na tym świecie;
Był kochany, nie znał biedy, zazdrościli mu ludziska,
Nikt nie wierzył, aby kiedy przyszła kryska na Matyska. (...)

Imię Matysek, Matyasz, Matwiej, pochodzące od hebrajskiego Matatjahu, dopiero w XVI wieku zaczęło się rozdzielać na Macieja i Mateusza.

Dalej w wierszu następują kolejne „kryski”. Okazuje się bowiem i taki morał płynie z wiersza, że trzeba jeszcze coś umieć, mieć zalety wypracowane, a nie tylko dane, bo inaczej ktoś bogatszy pannę podkradnie, a z nieszczęścia miłosnego zaczną się wykluwać kolejne matrioszki pecha – chłop majątek przepije, urodę straci, aż wreszcie zachoruje, jak to mówią, na śmierć, i umrze w zapomnieniu:

Umarł tedy jak ów święty, co tureckim ludzie zowią,
A odzieży lichej szczęty położyli mu pod głową,
A na pogrzeb nikt z sąsiadów nie popatrzył nawet z blizka,
Trumnę niosło czterech dziadów: przyszła kryska na Matyska.

Jest jeszcze jedna pieśń czy właściwie piosenka z Maćkiem jako bohaterem, o tyle ciekawa, że kryska ostateczna jest w niej udawana. To „Umarł Maciek umarł” znana też w wersji „Idzie Maciuś bez wieś, kija ma za pasem” - Oskar Kolberg [Kraśnik, Lubelskie] notuje ją oryginalnie jako śpiewkę żartobliwą, śpiewaną przy zabawie karczemnej, której głównym aktorem jest jakiś wybitny pijak, nominowany do roli umarłego z zapicia zapewne przez rodzinę czy znajomych [Umar Maciek umar, pożal się go Boże, a któż mnie sierotę poratować może...]. Można postawić hipotezę, że zabawa spełniała rolę spontanicznej terapii, a kryska w niej udawana była ostrzeżeniem przed kryską prawdziwą. Obyczaj zezwalał i tak jest poniekąd do dziś, powiedzieć więcej prawdy w formie zabawy, teatru, śpiewu niż w rozmowie codziennej. Był to rodzaj skutecznego, publicznego, wszem i wobec, napiętnowania, zakończonego jednak w piosence konstatacją „wszystko się zmieniło, lepiej z Maćkiem było”, która spełniała rolę wezwania ostatniej szansy: wróć do siebie jakim byłeś sprzed nałogu, bo jesteś jak umarły, pożytku z ciebie nie ma żadnego, gubisz siebie i nas.

A co się kryje w przysłowiu o matysku przez małe „m”? Otóź przecież, że kotek. Temu drugiemu obok psa udomowionemu zwierzęciu (ponad 6 tys. lat temu) nadawano w Polsce najczęściej na imię Maciuś, a dawniej właśnie Matysek czy Matuś (Linde). Notabene mimo że kot ma podobnie jak pies status zwierzęcia liminalnego to jego udomowienie i specyfika symboliczna są zupełnie czymś innym niż w wypadku psa. Dowodem niech tu będzie nazwisko Kot, które nosi tysiące Polaków, natomiast nikt nie nazywa się Pies. Uczeni twierdzą, że koty wiedzą, iż ludzie nie są kotami. Wracając do przysłowia: skąd jednak pewność, że chodzi o kota? W sukurs, tak jak wcześniej przychodzą źródła pisane i to starsze, począwszy od bajki Franciszka Morawskiego (1783-1861) Kot i szczur stary, w której jedna z myszy mówi o kocie udającym wisielca: „przyszła kryska na matyska i oto dynda”, a skończywszy na jeszcze wcześniejszych cytatach, które znaleźć można w słowniku Lindego:  „stary matuś spojrzał na myszkę”, „łap za myszkę matuś w nielitościwe szpony” czy „dobra Matyaszowi płotka” [ryba].

Nieuchronnie pojawia się też pytanie, dlaczego akurat imię Maciej przeniesiono na kota? Tu miałem przez chwilę zagwozdkę, ale dzięki mojej powierzchownej znajomości języka serbskiego, do czego zaś przyczyniła się biegła znajomość tegoż mojej żony, przypomniałem sobie, że kot po serbsku to mačka. Właściwie tak samo jest we wszystkich językach południowosłowiańskich (poza bułgarskim) oraz po słowacku, a nawet albański nie oparł się w tym przypadku słowiańskim wpływom (maca), nie mówiąc o węgierskim (macska). A więc imię Matiasz/Maciej wybrano jako najbardziej podobne do powszechnego wśród południowych braci określenia kota. To właściwie logiczne - bywały czasy, że przepływy kulturowe dokonywały się intensywniej na osi północ/południe niż wschód/zachód. Zresztą samo imię Matyasz, jak się uważa, przyszło do nas z Węgier. Żeby podeprzeć się autorytetem, wszak nie jestem językoznawcą, postanowiłem jeszcze raz przewertować nieoceniony Słownik języka polskiego Samuela Bogumiła Lindego i oto, co znalazłem, dla zmyłki w haśle „Maciejowy”: „Maciek, matuś, miano kocię; słowo to prawie we wszystkich dyalektach nasze słowo kot zastępuje”.

Ilekroć stykam się z idiomem „przyszła kryska na matyska”, zawsze wyświetla mi się film nieodżałowanego Witolda Leszczyńskiego „Żywot Mateusza” z wybitną kreacją Franciszka Pieczki jako głównego bohatera, Matisa przez duże „M”, film będący adaptacją powieści norweskiego pisarza Tarjei Vesaasa Ptaki, a nakręcony nad jeziorem Wigry. Matis jest jak niedorosłe dziecko, kocha przyrodę i życie, lecz tęskni za miłością, za dorosłością prawdziwą, inną niż ta, którą widzi dookoła. Wieś ma go za pomylonego. Matis bierze kamień, odbija łódką od brzegu, płynie na środek jeziora i robi za sobą to, co robią ludzie z niepotrzebnymi kotami. Przychodzi kryska, dystopia zwycięża utopię. No i jak wobec tego pisać ...atyska, od dużej czy od małej?

 

Remek Hanaj

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.

Czytaj także

Tfu, na psa urok

Ostatnia aktualizacja: 21.02.2019 09:33
Psa udomowiono co najmniej kilkanaście tysięcy lat temu, w późnym paleolicie, zanim zaczęto uprawę roślin i hodowlę zwierząt. Po co? 
rozwiń zwiń