Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Folklor w czasach zarazy

Ostatnia aktualizacja: 04.03.2020 12:34
Jakiś czas temu folkloryści spierali się, czy przedmiot ich zainteresowania, a więc folklor, w ogóle jeszcze istnieje, a zatem czy folklorystyka ma co badać. 
Kobiety z dziećmi sprzedające rozłożone na chodniku zioła.
Kobiety z dziećmi sprzedające rozłożone na chodniku zioła.Foto: Ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego.

No bo czy znajdziemy gdzieś jeszcze „lud”, który jest tego folkloru nosicielem? Nie wchodząc w kwestie „ludowe” zbyt mocno, napiszę tylko, że jednak folkloryści doszli do wniosku, że muszą poszerzyć pojęcie folkloru i poszukać go (także) gdzieś indziej niż pod strzechami wiejskich chat. Zaczęto zatem badać folklor środowiskowy – na przykład młodzieżowy, pracowniczy, osiedlowy itd. Takie rozumienie folkloru wyznaczała oralność, czyli ustny sposób komunikowania, opowiadania o świecie, ale też radzenia sobie w nim. Dlatego pełno w nim różnego rodzaju potocznych poglądów, gotowych wzorów i schematów myślenia, sposobów orientowania się w lokalnym świecie, także personifikacji, plotek, żartów itd. W tak rozumianym folklorze typowy i interesujący dla folklorystów jest specyficzny język, w pełni zrozumiały tylko dla wtajemniczonych (na przykład działkowców miejskich, członków osiedlowego klubu piłkarskiego itd.), a także nieartykułowane sposoby współdziałania, wyznaczanie pewnej mniej lub bardziej zdefiniowanej wspólnoty.


W obliczu choroby ludzie łatwo poddają się lękom i panice. Scena ze sztuki teatralnej "Janko Muzykant" na motywach powieści Henryka Sienkiewicza. W obliczu choroby ludzie łatwo poddają się lękom i panice. Scena ze sztuki teatralnej "Janko Muzykant" na motywach powieści Henryka Sienkiewicza.

Niektóre wydarzenia uznano też za szczególnie folklorotwórcze – na przykład powódź z 1997 roku – już w jej trakcie pojawiły się w lokalnym obiegu fantastyczne opowieści o hipopotamach pływających w Opolu czy o rodzących na pokładach amfibii kobietach. 

Całkiem niedawno wielu folklorystów uznało, że przestrzenią, w której współczesny folklor rozwija się najprężniej, jest internet. Oralność, a więc ustność, nie jest dziś dominującym sposobem komunikowania się ludzi, bo zwyczajnie nie mają oni na to czasu. Mają za to nowe e-narzędzia. A więc te wszystkie treści, które dawniej dominowały ustny obieg folkloru – narzekania na zdrowie, politykę, opowieści o codziennych zdarzeniach, powtarzanie anegdot, żartów, komentowanie świata – wszystkie one w ogromnej mierze przeniosły się na internetowe fora, portale społecznościowe, komunikatory czy liczne strony, na łamach których różni twórcy nowych „folklorów” mogą publikować swoje „utwory” (memy, relacje, blogi, zdjęcia, filmiki, rysunki), zaś inni je komentują.

Tu, czyli w przestrzeni internetu, też funkcjonują różne wspólnoty podzielające konkretne sposoby myślenia i działania, język i wiedzę tajemną. Mogą tworzyć je gracze konkretnych gier sieciowych, fani Billie Eilish, zwolennicy wychowywania dzieci metodą bliskości Jaspera Juula itd. Tego typu cyberwspólnot wytwarzających i podzielających e-folklor nie da się zliczyć. Najistotniejsze z punktu widzenia folklorystyki jest to, że internet staje się przestrzenią funkcjonowania pewnych mitotwórczych obrazów i przekazów, zaś jego użytkownicy gotowi są do włączania się we wspólnoty znaczeń, które podzielają wiarę w moc słów (czasem nawet magiczną), symboli i bohaterów.

Mnie wydaje się, że internetowy folklor ma też swoje oblicze globalne. Objawiają się bowiem w e-przestrzeniach takie treści, które docierają do ogromnej rzeszy ludzi na całym świecie, wpływają na ich postrzeganie owego świata, a nawet determinują ich codzienne działania, nie mówiąc już o języku. Ten typ folkloru nazwałam roboczo folklorem globalnej wioski. Formalnie nie różni się on od innych internetowych folklorów. Jego specyfiką jest jednak to, że pojawia się on wówczas, gdy mają miejsce jakieś wydarzenia folklorotwórcze o zasięgu globalnym. Jeśli spojrzymy w niedaleką przeszłość, z pewnością czymś takim stały się pożary w Australii czy doniesienia o zbliżającej się katastrofie ekologicznej. W tej chwili zaś najsilniej folklorotwórczym zjawiskiem w skali globalnej jest bezsprzecznie koronawirus.

Koronawirus jest nieoswojony, niepewny, budzi lęk (na Ukrainie obrzucono nawet autobus wiozący ludzi wymagających kwarantanny kamieniami). Nie wiadomo, co robić, jak działać. dr Maria Małanicz-Przybylska

Poza oficjalnymi informacjami płynącymi z krajowych ministerstw zdrowia oraz WHO, koronawirus stał się przedmiotem ożywionej wymiany różnorodnych poglądów w przestrzeni internetowej, które noszą znamiona folkloru. Mamy zatem masę żartów i memów z koronawirusem w roli głównej, zarówno tych tworzonych przez profesjonalnych rysowników, jak i zwykłych użytkowników. I oto z folklorystycznych przekazów internetowych można dowiedzieć się, że najlepszym strojem na wyjazd do Włoch na narty jest kombinezon ochronny, a w jednym z marketów trwa tydzień włoski – czyli wszystkie półki są puste.

Koronawirus opanowuje też lokalne światy i zyskuje tym samym swoje krajowe wcielenia. Również z internetu dowiedziałam się na przykład, że koronawirus przybył do polskiego szpitala, ale go nie przyjęli, bo okazało się, że ma termin na 6 lipca 2029. Niektórzy cieszą się natomiast, że Polacy zaczęli się myć, bo ze sklepów znikają w zastraszającym tempie mydła i wszelkie środki dezynfekujące. Ten ostatni przykład pokazuje dobitnie, że te żartobliwe komentarze dotyczące rzeczywistości odnoszą się nie tylko do pewnych wyobrażeń podzielanych przez obywateli globalnej wioski, ale przekładają się na konkretne działania, na społeczne akcje. Wczoraj w osiedlowej drogerii sama widziałam puste półki z mydłem. A w internetowym sklepie spożywczym nie mogłam kupić ryżu, kaszy ani groszku w puszce – zapasy wyczerpane. Obywatele szykują się na atak.

Mitotwórczy potencjał folkloru internetowego doskonale obrazuje natomiast inna ciekawa informacja – otóż jedną z pierwszych meksykańskich ofiar koronawirusa okazał się producent piwa Corona. Nazwa tego napoju brzmi niebezpiecznie, więc jego sprzedaż zaczęła dramatycznie spadać.

Z pewnością medialne doniesienia mają też moc wpływania na oralność, bo dominującym tematem small talków, które podsłuchuję od ponad tygodnia w komunikacji miejskiej, na uniwersytecie, w szkole mojego dziecka i wszędzie, gdzie mam okazję, jest właśnie ON – koronawirus. Zyskał nawet swoją spersonifikowaną postać – wyobrażamy go sobie jako kulę (w różnych kolorach) z licznymi symetrycznymi wypustkami.


Wizualizacja koronawirusa 2019-ncov pod mikroskopem. Wizualizacja koronawirusa 2019-ncov pod mikroskopem.

Od najdawniejszych czasów zadaniem folkloru było reagowanie na „tu i teraz”. Szczególnie takie sytuacje i zjawiska, które budziły niepokój, których ludzie nie rozumieli i nie potrafili sobie z nimi radzić, obrastały w treści magiczne lub mityczne albo oswajane były przez ich wyśmiewanie. Koronawirus zdaje się być tu powieleniem tego odwiecznego schematu. Jest nieoswojony, niepewny, budzi lęk (na Ukrainie obrzucono nawet autobus wiozący ludzi wymagających kwarantanny kamieniami). Nie wiadomo, co robić, jak działać. Trzeba więc o nim mówić, trzeba go sobie wyobrażać, trzeba go wyśmiewać i trzeba wypracować wspólnotowe sposoby wyobrażania go sobie. No więc… staje się głównym bohaterem folkloru naszej globalnej wioski. Oby nie na długo.

dr Maria Małanicz-Przybylska

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.