Historia

Jeremi Przybora w Polskim Radiu zaczynał jako centaur

Ostatnia aktualizacja: 04.03.2024 05:58
Zanim powstał Kabaret Starszych Panów, był radiowy teatrzyk Eterek. Ale to nie były początki Jeremiego Przybory przed mikrofonem. Te datują się o wiele wcześniej, bo już przed wojną, i wcale nie były związane z działalnością kabaretową. 
Jeremi Przybora przy pracy jako spiker Polskiego Radia
Jeremi Przybora przy pracy jako spiker Polskiego Radia Foto: Archiwum Polskiego Radia

Przegrał konkurs, ale spikerem został 

Dwudziestodwuletni Przybora trafił do Polskiego Radia w 1937 roku. Był wówczas kimś, kogo dziś można by bez zastanowienia nazwać "bananowym chłopcem". Jako syn znanego warszawskiego właściciela fabryki cukierniczej nie musiał bać się o utrzymanie na studiach i szybkie odnalezienie drogi życiowej. Czas mijał młodemu Jeremiemu na zbijaniu bąków z kolegami, uczestnictwie w zebraniach korporacji akademickiej i na zmianach kierunków studiów: Przybora uczył się najpierw w Szkole Nauk Politycznych, później trafił do Szkoły Głównej Handlowej, by w końcu spróbować swoich sił na anglistyce w murach Uniwersytetu Warszawskiego. 

I właśnie znajomość języków obcych spowodowała, że Przybora, za namową kolegów, zdecydował się wziąć udział w konkursie na radiowego spikera. Konkurs ogłoszono w związku ze spodziewanym startem Warszawy II - drugiej anteny, w przeciwieństwie do Warszawy I, przeznaczonej głównie dla stolicy i województwa. Była więc Warszawa II poprzedniczką zarówno radiowej Dwójki, jak i Radia Dla Ciebie. 

- Moimi kwalifikacjami było posługiwanie się dobrą polszczyzną, wyniesioną z domu, i francuskim z dobrym akcentem, oraz jako taka znajomość języka angielskiego. Francuski był najważniejszy, bo w tym języku zapowiadało się wówczas ważniejsze koncerty i wydarzenia transmitowane za granicą - wspominał Przybora na antenie Polskiego Radia

JEREMI PRZYBORA - ZOBACZ SERWIS:

Dla młodego chłopaka praca w radiu była nie lada wyróżnieniem. Zyskiwało ono już wówczas pozycję najważniejszego medium. Chętnych było wielu, na adres redakcji - wówczas mieściła się ona w kamienicy przy ul. Zielnej 25 - nadeszło ponad tysiąc zgłoszeń. 

Jeremi wypadł dobrze w trzystopniowej eliminacji, poradził sobie z przedstawieniem swojego życiorysu w języku obcym, z przeczytaniem tekstu prasowego oraz literackiego i nie dał się złapać w żadną pułapkę zastawioną przez autorów specjalnego, trzeciego testu (a było to istne pole minowe: dwie strony zapełnione obcymi nazwami własnymi, liczebnikami i łamańcami językowymi). Ale konkursu nie wygrał. Lepszy okazał się Karol Pieńkowski, który wkrótce - ze względu na wysokie kwalifikacje - został przesunięty na stanowisko kierownika audycji w językach obcych. Po kilku miesiącach do Przybory odezwał się Henryk Comte, ówczesny kierownik Biura Przygotowania (Emisji) Programów w Polskim Radiu, i zaprosił Jeremiego na drugą próbę. 

- Na skutek prawdopodobnie wykruszenia się innych kandydatów otrzymałem posadę. Bo to, jak w karierze wirtuozów, nie wystarcza biegłość w rzemiośle i technika, ale też odporność psychiczna. Okazuje się, że zderzenie z mikrofonem było tak silnym przeżyciem, że niektórzy nie wytrzymywali napięcia i wykruszali się - spekulował Przybora w radiowych wspomnieniach

Radiowy centaur

- Zostałem zaangażowany na próbę, jako radiowy centaur - pół człowiek (spiker), pół koń (urzędnik). Ta sytuacja trwała przez kilka miesięcy. Przez pół dyżuru załatwiałem potwornie nudne zestawienia dla ZAIKS-u, a odżywałem dopiero w drugiej części swojego urzędowania - wspominał Przybora

Przybora został jednym z sześciu etatowych spikerów ówczesnego Polskiego Radia. Szczególną rolę w radiowej edukacji Jeremiego odgrywał Zbigniew Świętochowski, który wprowadził go w meandry zawodu. Jedyną kobietą w gronie spikerskim była wówczas Joanna Poraska (zastąpiła, wyrzuconą z pracy przez sanację, Janinę Sztompkównę). Po latach mikrofonowa koleżanka tak wspominała Przyborę: 

- Miał świetny głos, dobrą dykcję. Miał w głosie coś takiego, że ludzie z miejsca go polubili. Był uroczym, młodym chłopcem. Miał świetne maniery - mówiła w audycji Polskiego Radia. - Był niesłychanie popularny. Miał bardzo dużo listów od kobiet. Były nawet takie wariatki, które przyjeżdżały do Warszawy, żeby zobaczyć jego twarz. 

Fanki, które chciały nie tylko usłyszeć, ale i zobaczyć Przyborę przy pracy, miały na to poczekać jeszcze dobre trzydzieści lat. Gdyby nie wojna, być może czekałyby krócej, bo już wówczas snuto plany budowy potężnego gmachu Polskiego Radia na placu Unii Lubelskiej. Na ostatnim piętrze miało mieścić się studio eksperymentalnej jeszcze telewizji. Gdy radiowcom przedstawiano te plany, jeden z prelegentów omawiających telewizję miał zwrócić uwagę: "O, taki krawat, jaki ma pan Przybora, jest bardzo telewizyjny". Iście prorocze słowa. Na razie jednak i bez telewizji Przybora żył jak pączek w maśle. 

- To była wygrana na loterii. To była dosyć dobrze opłacana posada, zarabiałem ponad 400 złotych (mniej więcej dwukrotność przeciętnego przedwojennego uposażenia - przyp. bm), a przy różnym dorabianiu nawet 500 zł - mówił Przybora

Te beztroskie dni przerwał wybuch II wojny światowej. Jeremi Przybora znalazł się w gronie tych radiowców, którzy we wrześniu 1939 roku pozostali na posterunku i nadawali aż do kapitulacji stolicy. Ale to zupełnie inna opowieść... 

JEREMI PRZYBORA - ZOBACZ SERWIS: 

Bartłomiej Makowski 

Korzystałem z:

Jeremi Przybora, "Przymknięte oko Opaczności. Memuarów część I". 

Zobacz więcej na temat: HISTORIA Jeremi Przybora II RP