Wszystko, co powstało przed 2012 rokiem, można uznać za muzykę dawną

Ostatnia aktualizacja: 26.12.2013 18:00
- Każda muzyka wymaga bowiem wnikliwej analizy, świeżego spojrzenia i ciekawej interpretacji. Bezrefleksyjne odtwarzanie zupełnie nie ma sensu - powiedziała w rozmowie z Klaudią Baranowską Hille Perl, gambistka tria Los Otros.
Audio
Los Otros
Los OtrosFoto: materiały promocyjne zespołu Los Otros

- Filharmonicy Berlińscy w chwili obecnej zupełnie inaczej grają muzykę Mendelssohna niż za czasów Karajana, dużo się od tamtej pory nauczyli. Nowe podejście zawdzięczamy właśnie wykonawcom muzyki dawnej - dodaje Hille Perl. - Żałuję, że z czasem odkrywanie muzyki dawnej przestało być tak fascynujące dla wykonawców. Dziś studenci wiedzą, jak powinno się grać utwory Bacha, lecz nawet nie próbują się dowiedzieć, z czego to wynika i czy można je zagrać inaczej - dodaje Steve Player, gitarzysta i... tancerz.

Działający od 2000 roku zespół Los Otros za cel stawia sobie, jak się zdaje, przywołanie odkrywczego, twórczego ducha, który towarzyszył narodzinom nowoczesnego wykonawsta muzyki dawnej w latach 70. - To były wyjątkowe czasy. Mieszkałem wtedy w Nowej Anglii, gdzie wytworzyła się subkultura klasycznych muzyków-hipisów, grających muzykę dawną - wspomina najstarszy członek tria, lutnista Lee Santana. - W 1984 roku opuściłem Amerykę i przyjechałem do Europy. W Stanach nie odpowiadała mi polityka Ronalda Reagana, a także brak kulturalnej oferty w zakresie muzyki, która mnie interesowała. W pierwszym tygodniu pobytu w Niemczech poznałem Hille. Szybko się zaprzyjaźniliśmy, zaczęliśmy razem grać i trwa to do tej pory nieprzerwanie - opowiada.

Znakami rozpoznawczymi Los Otros stała się swoboda w dziedzinie instrumentacji oraz improwizacji.  - Dzięki takiemu podejściu możliwe jest odkrywanie różnych aspektów danego repertuaru. Pracując, nie zastanawiamy się raczej, czy dana instrumentacja jest właściwa - wyjaśnia Hille Perl. A Steve Player dodaje: - Z naszych badań nad ikonografią wynika, że dawni muzycy grali po prostu na tym, co było dostępne...

Z kolei Lee Santana kładzie nacisk na znaczenie improwizacji, także zbiorowej: - W tej sztuce ważne jest, by pozwolić sobie na swobodne kształtowanie myśli muzycznych i tworzenie dialogu z innymi wykonawcami. Mówiąc "swobodne", mam również na myśli wpływy różnego typu inspiracji. Na przykład ostatnio słuchałem nagrań nowojorskiego gitarzysty jazzowego Pata Martino. Nie wykluczam więc, że mogę podczas kolejnego koncertu wykorzystać któryś z charakterystycznych dla niego motywów, wykonując go w renesansowym stylu - zdradził Klaudii Baranowskiej.

Mówiąc o Los Otros nie sposób pominąć wpływu, jaki na tożsamość zespołu wywarła taneczna pasja  Steve'a Playera. - Unikam nazywania siebie muzykiem czy tancerzem, mimo że gram na gitarze i tańczę. Preferuję termin "wykonawca", ponieważ jest bardziej adekwatny - wyjaśnia artysta. - Uświadomiłem sobie, że cały grany obecnie renesansowo-barokowy materiał muzyczny, od utworów Johna Dowlanda do Bacha, to kompozycje noszące tytuły tańców, których jednak nikt nie wykonuje i nie traktuje jak muzyki tanecznej. Niezmiennie od 30 lat zatem zajmuję się więc prezentowaniem odpowiedniej interpretacji tego repertuaru. Naraziłem się w ten sposób wielu ludziom, ale muzycy w końcu zaczynają zdawać sobie sprawę, że jest to właściwa praktyka wykonawcza - dodaje.

Więcej m.n. o poglądach artystów na muzykę popularną i poważną, o ich współpracy z tradycyjnym zespołem meksykańskim Tembembe Ensamble oraz o fenomenie Telemanna w nagraniu rozmowy przeprowadzonej przez Klaudię Baranowską.

mm

Zobacz więcej na temat: MUZYKA
Czytaj także

Barok ze szczytów list przebojów

Ostatnia aktualizacja: 25.12.2010 13:00
Błyskotliwą karierę kontratenora Philippe’a Jaroussky’ego oraz lutnistki Christiny Pluhar przyrównać można tylko do popkulturowego snu. Drugiego dnia świąt zapraszamy na retransmisję ich wspólnego koncertu na krakowskim festiwalu "Misteria Paschalia".
rozwiń zwiń
Czytaj także

Gesualdo nie był sam

Ostatnia aktualizacja: 08.10.2013 17:00
Jako wielki outsider muzyki schyłkowego renesansu oraz autor wstrząsającego mordu, inspirował Stawińskiego, Herzoga, Herlinga-Grudzińskiego i wielu innych. Dziś wiemy już jednak, że Carlo Gesualdo nie był "samotną wyspą".
rozwiń zwiń