Fani zaczepiali ich na ulicy...

Ostatnia aktualizacja: 16.02.2014 22:30
- Na koncerty zapisywało się nawet 20 tysięcy osób, więc wejścia do Teatru Roma musiała bronić milicja. Czuliśmy się naprawdę potrzebni - wspominał ze wzruszeniem początki swojej pracy z Orkiestrą Filharmonii Warszawskiej jej legendarny dyrektor.
Audio
Witold Rowicki, Warszawa, 1948-49. Koncert Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w teatrze Roma
Witold Rowicki, Warszawa, 1948-49. Koncert Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w teatrze RomaFoto: PAP

Serwis specjalny: Witold Rowicki w Polskim Radiu >>>

Rozmowa odbyła się w 1984 roku w związku z 70. urodzinami Witolda Rowickiego oraz specjalnym koncertem, który zorganizowano z tej okazji w Filharmonii Narodowej. - To ogromna satysfakcja: widzieć, że wypracowane wówczas przez nas wartości są wciąż żywe w czwartym pokoleniu - podkreślił dyrygent. Nic dziwnego, że pamięcią wracał przede wszystkim do początków swojej współpracy z Orkiestrą Filharmonii Warszawskiej (przemianowanej na "Narodową" w 1955 r., wraz z oddaniem do użytku budynku przy ulicy Jasnej)
- Gdy przyjechałem od Warszawy w 1950 roku, nie było gdzie ani z czego grać. Próby organizowaliśmy na schodach Teatru Roma, w szkolnych salach gimnastycznych, a nawet w Hali Mirowskiej - opowiadał po czterech dekadach. - Były chwile załamania, ale przetrwaliśmy, bo cała społeczność Warszawy interesowała się naszym losem. Ludzie walili na koncerty drzwiami i oknami, zaczepiali nas na ulicach, zgłaszając poprawki do programów…
Wkrótce lokalny fenomen Filharmonii Narodowej przekształcił się w sukces międzynarodowy. Zespół pod przewodnictwem Rowickiego podbijał kolejne zachodnie rynki. - Wszędzie, gdzie przyjeżdżaliśmy, mąciliśmy swoim poziomem, oryginalnym stylem gry, repertuarem. Bilety wykupywano na pniu - opowiadał po latach zasłużony promotor polskiego repertuaru. Przełożyło się to oczywiście na propozycje współpracy kierowanego do Rowickiego przez najlepsze orkiestry świata. Choć polski dyrygent nie unikał gościnnych występów, nigdy nie zdecydował się na wyjazd. Jak sam mówi, powstrzymało go głębokie umiłowanie muzyki polskiej.
W rozmowie nagranej w 1984 roku Witold Rowicki wspominał także swoją trudną młodość oraz początki pracy z Wielką Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia.

mm/mc

Czytaj także

Witold Rowicki. Dla muzyki musiał uciekać z domu

Ostatnia aktualizacja: 16.02.2014 23:30
- Jako szesnastolatek podjąłem decyzję, że chcę się w życiu zajmować muzyką. Niezgoda moich rodziców była tak wielka, że musiałem dosłownie uciec z domu - wspominał trudne początki swojej kariery wybitny dyrygent.
rozwiń zwiń
Czytaj także

U podłoża nienawiści orkiestry do dyrygenta leży niechęć klasowa...

Ostatnia aktualizacja: 16.02.2014 23:00
- Zespół musi spełniać życzenia dyrygenta, nie zawsze będąc do nich przekonanym. W podświadomości orkiestry tworzy się więc niechęć klasowa. Wygrywa ten, kto potrafi tę niechęć zniwelować - mówił znakomity dyrygent w rozmowie z Janem Weberem.
rozwiń zwiń
Czytaj także

O wyższości koncertu nad płytą

Ostatnia aktualizacja: 16.02.2014 22:00
- Wolę najgorszy koncert od najlepszego nagrania - deklarował Witold Rowicki w rozmowie z Janem Weberem. Tylko po to, by za chwilę zacząć wychwalać walory fonografii...
rozwiń zwiń
Czytaj także

Witold Rowicki: ja się programuję jak komputer

Ostatnia aktualizacja: 16.02.2014 22:15
- Przyjmuję wszystkie możliwe informacje, które ktokolwiek może mi dać na temat danego utworu. Kompozytorów wręcz prowokuję do jak największej ilości uwag, nawet sprzecznych. A potem przetwarzam ten natłok informacji we własną interpretację - opowiadał dyrygent w archiwalnym wywiadzie.
rozwiń zwiń