Beneficjenci Splendoru: zgwałceni przez bodźce

Marcin Staniszewski, lider jednoosobowego projektu z pogranicza muzyki klubowej i piosenki autorskiej opowiedział o hałaśliwej genezie swojej najnowszej płyty "Tęczy wybielacz".

- Ostatnio czuję rozdwojenie jaźni, zdarzyło się, że spisywałem jakieś wywiady i jednocześnie musiałem autoryzować wywiady z samym sobą – opowiadał w Czwórce Marcin Staniszewski. Ceniony dziennikarz muzyczny, ostatnio zdobywa coraz większą popularność jako kompozytor i wokalista. Dwa lata temu zadebiutował doskonale przyjętą płytą "Trendowaty Chłopiec". Teraz ze swoim projektem Beneficjenci Splendoru promuje drugi album p.t. "Tęczy wybielacz". Genezę tytułowego dla krążka utworu Staniszewski tłumaczył w audycji "Na cztery ręce" następująco:

- Bardzo często czuję się gwałcony przez bodźce słuchowe i wizualne i ta "piosenkowa tęcza" to jest cały nadmiar bodźców, który nas atakuje. Swoją muzyką próbuję wybielić tę tęczę, zetrzeć ją z siebie.

Muzyk zdradził w audycji, iż ta wybrana na pierwszego singla piosenka powstała niemalże samorzutnie. - Jestem zwolennikiem szybkiej pracy, jeśli coś nie trybi od razu, to zajmuję się czymś innym – tłumaczył swą dynamiczną metodę komponowania Staniszewski. Muzyk wyjawił, iż bez żalu pozbywa się gromadzonych na dysku niedokończonych szkiców. - Nie odkładam numerów, czyszczę dysk.

Więcej na temat domowego studia Marcina Staniszewskiego i jego zeszytowej metody tworzenia tekstów dowiesz się słuchając dźwięku "Beneficjenci Spelndoru w Czwórce".