Rosja 2018

Rosja 2018: nie Messi, nie Ronaldo. Neymar lub Kane? Nic z tego - największymi gwiazdami mundialu są drużyny

Ostatnia aktualizacja: 05.07.2018 17:00
Leo Messi, Cristiano Ronaldo, Mohamed Salah czy Robert Lewandowski - żadnego z nich nie oglądamy już na rosyjskim mundialu. Zachwycają inni, choć trzeba przyznać, że na pierwszym miejscu nie są wcale gwiazdy. Największe uznanie budzą drużyny.
Zawodnicy Anglii cieszą się po zwycięstwie z Kolumbią
Zawodnicy Anglii cieszą się po zwycięstwie z KolumbiąFoto: PAP/EPA/PETER POWELL

Dwaj główni piłkarscy bogowie pożegnali się z mistrzostwami świata w Rosji bardzo szybko. Argentyna od początku imprezy była w rozsypce, grała bez pomysłu, koncepcji, jedynym ratunkiem i rozwiązaniem problemów miała być gwiazda Barcelony. Ale nawet posiadanie w swoim składzie jednego z najlepszych graczy globu nie wystarczyło. Francja obnażyła wszystkie mankamenty "Albicelestes", zasłużenie awansując do ćwierćfinału.

Serwis specjalny
baner 2 rosja 2018
Rosja 2018

Portugalia także mogła być bez większych kontrowersji opisana jako zespół jednego piłkarza. Na Euro 2016 Cristiano Ronaldo prowadził swoją reprezentację do boju, dwoił się i troił. I choć w finale nie zagrał, nie zmienia to faktu, że bez niego sukces nie byłby możliwy.

Podobnie wyglądało to w Rosji, szczególnie w pierwszym meczu, w którym Ronaldo właściwie w pojedynkę stawił czoła Hiszpanom. W starciu z Urugwajem zwyciężyła już zespołowość, wyrównana kadra i zaangażowanie całej jedenastki Oscara Tabareza.

Jasne, błysnął Edinson Cavani, który zdobył dwa gole, ale nie można powiedzieć, by to on odprawił Portugalczyków do domu. Dwójkowa akcja z Luisem Suarezem przy pierwszym golu była jednocześnie czymś wyjątkowym - wzięło w niej udział dwóch graczy urodzonych w tym samym mieście (stutysięcznym Salto), w tym samym roku (Suarez jest starszy o trzy tygodnie). To był pokaz idealnej współpracy, czegoś, czego w zespole mistrzów Europy można było szukać ze świecą.

Mohamed Salah, Robert Lewandowski czy Son Heung-min, mimo że mają za sobą świetne sezony, przygodę z mistrzostwami zakończyli już na fazie grupowej. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że reprezentacje każdego z nich nie należały do faworytów turnieju, widać było wyraźnie, że jeden zawodnik nie jest w stanie zrobić aż takiej różnicy, kiedy trzeba mierzyć się z rywalem poukładanym, tworzącym drużynę, zdeterminowanym.

Christian Eriksen, architekt awansu Duńczyków na mundial, także nie zagrał na takim poziomie, do jakiego przyzwyczaił w klubie. Xherdan Shaqiri, najjaśniejsza postać Szwajcarów, podobnie jak reszta swojej ekipy, raz za razem bił głową w szwedzki mur, skutecznie odgradzający Helwetów od ćwierćfinału.

***

Niemoc jednych jest okazją dla innych, co dobitnie potwierdził chociażby Kylian Mbappe. Oczywiście, niewielu kibiców nie ma pojęcia, kim jest napastnik PSG, jednak już po swoim (gigantycznym przecież) transferze do mistrza Francji pozostawał gdzieś na bocznym torze. W meczu z Argentyną skradł show, biegając na jednym placu z wielkim Leo Messim. Nie, nie tylko ze względu na gole.

Zagrał rewelacyjne spotkanie, wyróżniając się z całego najeżonego gwiazdami składu Deschampsa. Francja to póki co świetny przykład na to, że stworzenie drużyny to priorytet, ale nie oczywistość, mimo możliwości przebierania wśród kilkudziesięciu graczy najwyższej klasy. Nawet drugi czy trzeci garnitur "Trójkolorowych" prawdopodobnie wywalczyłby awans na mundial. Na przeciwnym biegunie są Niemcy i Hiszpanie, którzy też nie mogą narzekać na jakość, jednak w ich grze zabrakło czegoś świeżego, zaskakującego.

19-letni Mbappe robi furorę na największej piłkarskiej imprezie świata, pozostając właściwie chłopcem, a nie zmanierowaną gwiazdą, której kaprysy są pożywką dla brukowców. Zamiast o nich, można pisać o tym, że nastolatek pieniądze z gry w reprezentacji przeznacza na działalność charytatywną.

Patrzymy też na to jak na pokoleniową zmianę, symboliczne przekazanie pałeczki. Kiedy jako piłkarz Monaco pokazywał się światu, w internecie krążyły zdjęcia, na których 14-latek siedział na łóżku w swoim pokoju, a na ścianach widniały plakaty z Cristiano Ronaldo.

Portugalczyk wrócił już do domu, Mbappe gra dalej. Nie wiemy, czy Francja sięgnie po dwudziestu latach sięgnie po złoto, jednak w tym kontekście to bez znaczenia. Pierwszy krok pokoleniowej zmiany został już wykonany.

***

Nie można powiedzieć, by na mundialu w Rosji nie było gwiazd, widzieliśmy przecież w akcji wielkiego momentami Neymara (abstrahując od 14 minut, które rzekomo miał spędzić leżąc na murawie po faulach rywali), na ten moment królem strzelców jest Harry Kane, możemy wyróżnić wielu piłkarzy, zarówno tych walczących o złoto, jak i będących poza turniejem. Jednak na pierwszy plan wychodzi coś zupełnie innego - drużynowość.

Urugwaj to kolektyw, w którym każdy, bez względu na swój status poza reprezentacją, daje z siebie więcej niż 100 procent, zostawia na boisku serce. Trudno oprzeć się wrażeniu, że wszyscy z tych piłkarzy skoczyliby w ogień dla kadry. Reprezentacyjna wersja Atletico Madryt? W tym popularnym ostatnio porównaniu jest wiele prawdy.

Rosja i Szwecja bez wielkich gwiazd doszły do ćwierćfinału dzięki poświęceniu, determinacji i konsekwencji w realizowaniu boiskowych zadań. Żaden z tych zespołów nie ma u siebie piłkarza, który rozpalałby wyobraźnię kibiców.

Chorwaci mają szansę na powtórkę z 1998 roku, kiedy stanęli na najniższym stopniu mundialowego podium. Potencjał jest podobny do tego, który widzieliśmy na poprzednich wielkich turniejach, teraz jednak udało się zepchnąć na bok problemy wewnętrzne i pozaboiskowe, będące przekleństwem poprzednich ekip.

Mamy tu liderów w postaci Modricia i Rakiticia, charakternych piłkarzy ofensywnych i obrońców, którzy są gotowi do każdych poświęceń. Duch tej drużyny widoczny jest gołym okiem, a prawdziwym popisem serca, jakie wkładają w grę, było zdemolowanie Argentyny.

Podobnie przedstawia się sytuacja Belgów, którzy przyzwyczaili do przedwczesnego odpadania z dużych imprez. Belgów, usilnie próbujących zamienić trudną do zerwania łatkę czarnego konia na wymierny sukces. Odrabianie strat z Japonią było popisem charakteru i gry do końca. 

Anglicy pod wodzą Garetha Southgate'a przeszli Kolumbię, przełamując jednocześnie klątwę rzutów karnych, która ciążyła na nich od 1990 roku. Selekcjoner zmienił w tej reprezentacji dużo, wprowadził grę trójką środkowych obrońców, powierzył opaskę Kane'owi, który na boisku haruje dla zespołu w każdym miejscu boiska, a do tego wytrzymuje presję. W 1996 roku Southgate przestrzelił rzut karny w półfinale mistrzostw Europy, odbierając "Trzem Lwom" grę o złoty medal. Tylko on wie, z jakimi reakcjami musiał zmierzyć się po tym pudle.

Ponad dwie dekady później pocieszał Mateusa Uribe, który spudłował w serii "jedenastek" w meczu 1/8 finału z Anglią. To jeden z obrazków tych  mistrzostw.

Wyspiarze mogą zrobić najlepszy wynik od lat, chociaż czasy złotej generacji już przecież minęły. To młoda reprezentacja, w której dominują gracze na dorobku, mający najlepsze lata dopiero przed sobą. "Trzy Lwy" miały lepszych piłkarzy, jednak zawsze brakowało im w kadrze poczucia wspólnego celu. Tym razem wydaje się, że jest zupełnie inaczej.

Mundial w Rosji to najlepsze mistrzostwa świata za życia wielu młodszych kibiców. Jak na lekarstwo było meczów jednostronnych, w których jeden z zespołów całkowicie oddawał inicjatywę i pozwalał rywalom na całkowitą dominację.

Nie brakowało niespodzianek, zaskakujących rozstrzygnięć, goli, które w ostatnich minutach zmieniały bieg spotkania. Serii rzutów karnych. Bohaterów. To naturalne, że na takich imprezach odruchowo szuka się tych, którzy mogą zawładnąć masową wyobraźnią. Głównym bohaterem są tu jednak drużyny. I to chyba jest najbardziej budujące i godne szacunku.

Więcej na blogu autora - Krótka Piłka 

Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl

Czytaj także

Rosja 2018: były trener Anglików stawia na swoich rodaków. "Szwecja wypadła lepiej"

Ostatnia aktualizacja: 05.07.2018 11:04
Selekcjoner piłkarskiej reprezentacji Anglii w latach 2001-2006 Szwed Sven-Goran Eriksson ocenił, że ćwierćfinał mistrzostw świata ze Szwecją w sobotę zakończy się dla jego byłej drużyny porażką, a „Trzy Korony” mogą dojść do finału.
rozwiń zwiń