Rozmowy improwizowane: Henry Grimes

Ostatnia aktualizacja: 09.01.2009 12:19
Niedawno wpadła nam w ręce płyta "Tranquility" Lee Konitza wydana bodaj w 1958 roku. Na okładce można przeczytać, że liderowi towarzyszy na kontrabasie "wybitny (zdaniem Sonny'ego Rollinsa) młody muzyk nazwiskiem Henry Grimes".

Kilka lat później to samo nazwisko pojawiało się na legendarnych płytach Alberta Aylera. A później - na początku lat siedemdziesiątych - przestało się pojawiać. Co się stało z muzykiem, który w ciągu pierwszych 20 lat działalności zdążył wystąpić i z Theloniousem Monkiem, i z Ornette'em Colemanem, i z Johnem Coltrane'em? Gdzie się podział współtwórca ważnych płyt Konitza, Mulligana, Goodmana, Rollinsa, Taylora, Tristano?...

 

Ci z Państwa, którzy słyszeli w Rozmowach Improwizowanych wywiad z Robem Brownem, znają tę historię. Podobno na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, kiedy Grimes wyprowadził się z Nowego Jorku do Kalifornii, jego kontrabas uległ awarii. Będący wówczas w finansowych tarapatach muzyk nie mógł sobie pozwolić na jego naprawę, dlatego sprzedał instrument i na trzydzieści lat zaszył się w jakimś tanim hotelu. O gigancie kontrabasu świat usłyszał ponownie na początku 2003 roku. Kilka miesięcy wcześniej Marshall Marrotte, młody dziennikarz magazynu "Signal To Noise" odnalazł Henry'ego w jego samotni i przeprowadził pierwszy od ponad ćwierćwiecza wywiad. Reszta jest historią. Historią, którą Henry Grimes opowie Państwu w najbliższy piątek. Będzie to opowieść człowieka zmęczonego, ale bez wątpienia szczęśliwego i spełnionego, zwłaszcza że w rozmowie towarzyszyła nam muza i opiekunka, a od niedawna żona Henry'ego - Margaret Davis Grimes.

Spędziłeś poza sceną niemal 30 lat. Uważasz ten okres za stracony, zmarnowany?
 
Henry Grimes: Żadne lata nie są zmarnowane, bo zawsze pojawiają się pytania i odpowiedzi, człowiek bez przerwy odkrywa coś nowego. W każdej dekadzie coś stawało się dla mnie jasne, a ja sam osiągałem coraz wyższy poziom świadomości. 

Margaret Davis Grimes: W tym okresie Henry pisał poezję, zgłębiał tajniki historii, filozofii i metafizyki. W domu mamy 90 zapisanych zeszytów, a na rynku ukazał się tomik wierszy, zresztą równie dobrych jak jego muzyka. Wstęp do niego napisał Marc Ribot, a czytelnicy są oczarowani. Mówią, że w tych słowach jest muzyka – ta sama kreatywność, którą dzisiaj słyszeliście na koncercie.

Piątek, 9.01. godz. 23.00

Zapraszają Janusz Jabłoński i Tomasz Gregorczyk

 

 

Czytaj także

Rozmowy improwizowane: Miroslav Vitous

Ostatnia aktualizacja: 06.02.2009 12:32
6 lutego 2009, godz. 23:00
rozwiń zwiń
Czytaj także

Jam session w Dwójce: Brzmienie cool jazzu

Ostatnia aktualizacja: 06.03.2009 13:48
6 marca 2009, godz. 23:00
rozwiń zwiń