Niewiarygodna podróż rosyjskich dzieci

Ostatnia aktualizacja: 18.10.2011 01:50
Wysłano je na kolonie, by uratować przed śmiercią. Podróż przerodziła się jednak w długą, niewiarygodną tułaczkę niemalże po całym świecie. Nie wszyscy wrócili do domu.
Audio

Wiosną 1918 roku, po rewolucyjnym przewrocie, w wyniku trwającej wciąż wojny domowej, w Rosji zapanował wielki głód. Najtrudniej było w wielkich miastach, w tym – w Piotrogrodzie. By ratować piotrogordzkie dzieci przed nieuchronną śmiercią głodową, bolszewickie władze postanowiły zorganizować dla grupy najmłodszych mieszkańców miasta niecodzienną podróż. Postanowiono, że prawie osiemset dzieci wyruszy… na kolonie, w stronę Uralu, tam, gdzie być może będzie łatwiej przeżyć niesprzyjający czas.

Kolonie (dzieci wyjechały pociągiem pod opieką nauczycieli) przeobraziły się w tułaczkę przez całą, ogarniętą porewolucyjną pożogą, Rosję – aż do Władywostoku. Tam, i tu historia zaczyna się jeszcze bardziej nieprawdopodobna, grupą wymęczonych dzieci zajął się Amerykański Czerwony Krzyż. Jak do tego doszło? – Organizacje humanitarne z całego świata obserwowały to, co dzieje się w ówczesnej Rosji, wysyłali tu swoich emisariuszy – opowiadał w dwójkowej audycji dr Wiktor Ross. Szczęśliwy los sprawił, że ludzie dobrej woli znaleźli się również i na krańcu świata, we Władywostoku. Pod ich opieką, ale i pewnego szlachetnego amerykańskiego dziennikarza, dzieci wsiadły na statek amerykańskiego Czerwonego Krzyża, zwanego Arką...

Podczas tej trudnej, trwającej ponad dwa lata podróży – najpierw przez Rosję, później przez dwa oceany, Chiny, Japonię, Amerykę i Europę – nie wszyscy przeżyli. Ale ocaleni do końca życia zachowywali pamięć o swej niewiarygodnej odysei. Jednym z nich był znakomity choreograf Leonid Jacobson. Jak po latach wspominała jego żona, Irena, swoją historię opowiadał i powtarzał jednak tylko ludziom najbliższym. – Takie to były czasy, kiedy jedno niegroźne słowo można było przypłacić karierą, a nawet życiem. No i co z tego, że on i jego koledzy jako dzieci byli w Ameryce i Japonii? – wspominała Irena Jacobson.

Na szczęście pojawił się ktoś, kto postanowił odszukać ocalałych, udokumentować całą historię i… przedstawić ją światu.   

Władimir Lipowiecki, rosyjski marynarz i dziennikarz, odnalazł ostatnich żyjących kolonistów, wysłuchał ich wspomnień, przemierzył ich szlak, by zebrać wszystkie dowody i zapomniane szczegóły. Owocem jego dwudziestoletniej pracy jest, nowo wydana w Polsce, książka "Dziecięca arka. Jak Amerykanin ratował rosyjskie dzieci w burzliwych czasach po rewolucji", która ujawnia nieznane i przez ponad pięcdziesiąt lat skrywane fakty z burzliwych dziejów Rosji.

O nowo wydanej książce w dwójkowym "Klubie Ludzi Ciekawych Wszystkiego" Hanna Maria Giza rozmawiała z dr. Wiktorem Rossem, politologiem, rosjoznawcą i dyplomatą, oraz z Urszulą Okoń z Polskiego Czerwonego Krzyża. Zapraszamy do wysłuchania rozmowy, w której m.in. o tym, skąd u bolszewików ten humanitarny pomysł z koloniami na piotrogrodzkich dzieci czy też: jaki był stosunek władz porewolucyjnej Rosji do amerykańskich wysłanników Czerwonego Krzyża.

Czytaj także

Polka na rosyjskim tronie

Ostatnia aktualizacja: 06.06.2011 15:15
Maryna Mniszkówna - piękna, zdecydowana i wojownicza niewiasta - została osadzona na tronie moskiewskim jako żona Dymitra Samozwańca. Pozbawiona władzy do końca walczyła o jej odzyskanie.
rozwiń zwiń