Cały ten dżaz!

Ostatnia aktualizacja: 04.01.2022 16:00
W nowym roku spotkania z Andrzejem Bieńkowskim przenosimy na co drugi wtorek! W pierwszym odcinku roku 2022 w centrum uwagi Andrzeja Bieńkowskiego był dżaz. Chodzi tu oczywiście o specyficzny zestaw instrumentów perkusyjnych, który w tradycyjnych kapelach zaczął z czasem zastępować tradycyjne ręczne bębenki obręczowe i duże, stawiane na ziemi bębny, zwane gdzieniegdzie barabanami...
Audio
nz Andrzej Bieńkowski, malarz, etnograf, pisarz
n/z Andrzej Bieńkowski, malarz, etnograf, pisarzFoto: PR24/tb

Dżaz, niedoceniany instrument perkusyjny, wyeliminowany z przeglądów folklorystycznych, jako instrument całkowicie nieludowy. Andrzej Bieńkowski uważa ten pogląd za nonsensowny. Dlaczego?

- Dżaz nastał w 40. Latach XX w. Skąd się wziął? Droga jego jest dość łątwa do prześledzenia. Amerykańskie wojskowe orkiestry jazzowe, wsytępujące w Europie, przywiozły ze sobą prosty zestaw perkusyjny: bęben, werbel mały, talerz, pedał nożny i piórnik. Po wojnie nastała na to wielka moda! Ale ten kraj wyniszczony, wybiedzony, komuna niepozwalająca na jakikolwiek rozwój przedsiębiorczości... Ci pionierzy, którzy zastosowali dżazy, musieli sami je wymyśleć! – tłumaczył Andrzej Bieńkowski.

Wymyślenie całej maszynerii, choćby na pedał nożny, było nie lada zadaniem i – co ciekawe – pracą niezwykle kolektywną! Fragmenty dżazów robili bowiem nie instrumentaliści, a... kowale!

Słuchaliśmy: Kapeli Fogtów (Jan Fogt był harmonistą, jego bratanek grał na dżazie), Gnojnicy Jazz Band – kapeli z Rzeszowskiego, popularnej w latach 60.-70. (skład kapeli to akordeon, saksofon i dżaz). Z wesela w dolinie Pilicy zagrała dla nas rodzinna kapela Jędrasów. Andrzej Bieńkowski z radością prezentował nagrania wesela in crudo. Dla „świeżych” słuchaczy prawdopodobnie niełatwą, momentami rzężącą, momentami zbyt piskliwą.

- Bardzo rzadko mam okazję przedstawiać prawdziwą muzykę wiejską. Tak wyglądała muzyka wiejska, od 70 prawie lat! Tymczasem my żyjemy w pewnej fikcji. Ta muzyka wiejska ma takie same prawa jak muzyka rozrywkowa: Violetta Villas czy Czerwone Gitary. Każda z nich ma miejsce w naszej kulturze! Choć mam wrażenie, że ta prezentowana przeze mnie muzyka jest wykluczona...

Wiejska muzyka jest specyficzna. Ale wg naszego prowadzącego, jest to jej zdecydowany atut. Gdy wieś przejmowała miejskie przeboje, od razu nadawała im nowy aranż, muzyka stawała się „swojska”…

„Proszę Państwa – tango. Panie proszą, a panowie cholernie się bronią” – zapowiada wodzirej z nagrania Rodzinnej Kapeli Mikołajczyków, która jako jedna z wielu przerabiała miejskie na wiejskie.

- Kapela Braci Petrzaków. Chłop w chłopa! Jak dęby! Nie było szansy, żeby ktoś im na zabawie „szurnął” – wspominał Andrzej Bieńkowski. Słuchaliśmy polki w ich wykonaniu. Petrzakowie to sześciu braci, przez długi czas grali razem, wymieniając się instrumentami na zabawach.

Kapela Braci Urbańczyków była kapelą bardzo znaną w okolicy Potworowa. W latach 80. XX w. raz, w okolicy Potworowa, udało się zrobić przegląd kapel weselnych. Później osoby decyzyjne zarządziły, że takie przeglądy nie mają sensu. Bieńkowskiemu udało się obserwować muzykantów, a występ Urbańczyków bardzo mu się spodobał. Postanowił odwiedzić ich w domu…

- Po 3-4 miesiącach udało mi się pojechać do braci Urbańczyków. Idę do harmonisty: „Czy zgodziłby się Pan zagrać?” i tak dalej… a on mi wtedy wyciąga prawą rękę. Bez palców. To są te trajzegi (piły tarczowe – przyp. red.), które tak negatywnie wpłynęły na populację muzykantów. Ilość osób okaleczonych przez te prymitywne maszyny, które nie miały żadnych zabezpieczeń! – Wspominał Andrzej Bieńkowski. Ale! Jak w każdej dobrej historii tu następuje zwrot akcji. Kilkanaście lat później, całkiem niedawno, na festynie w Wygnanowie etnograf spotkał harmonistę kapeli Urbańczyków: „Wie Pan – powiedział mu muzykant – po tej wieloletniej traumie próbuję się jakoś gimnastykować i tymi kikutami grać…” – zwierzył się Bieńkowskiemu. I gra!

Kolejne tropy dżazu zawiodły nas pod Radom, do Kapeli Braci Tarnowskich. Następnie trafiliśmy do Bukowca, w okolicy Opoczna, gdzie w roku 1985 Andrzejowi Bieńkowskiemu udało się nagrać wesele.

- Wiejskie chłopaki nie przepuszczą. Niby przypadkiem trącali mnie w tańcu. Bardzo mocno. Jakiś facecik z miasta przyjechał z kamerą. Kawalerce się to nie podobało. Ja oczywiście udawałem, że nie wiem, o co chodzi. Potrącony uśmiechałem się i przepraszałem. Dzięki temu przeżyłem – wspominał nasz prowadzący. Dzięki temu wrócił cały i zdrowy z nagraniami Kapeli Józefa Fiderka, dzięki temu później nagrał także kapelę Kopery, Krzysztofika i Gołąba ten skład także z Opoczyńskiego.

***

Tytuł audycji: Źródła

Prowadził: Andrzej Bieńkowski

Data emisji: 4.01.2022

Godzina emisji: 15.15