Kurosawa, Shakuhachi i cała reszta, czyli opowieść o Kumonosu-jō

Ostatnia aktualizacja: 06.06.2025 13:00
 W piątkowych Źródłach zagłębiamy się w brzmieniach tradycyjnego japońskiego fletu shakuhachi i atmosfery filmu „Tron we krwi” Akiry Kurosawy. A zabiera nas tam muzyka z nowego albumu „Kumonosu-jō”.
Audio
Kadr z filmu Akiry Kurosawy Tron we krwi,
Kadr z filmu Akiry Kurosawy „Tron we krwi”,Foto: mat. promocyjne

Gośćmi magazynu byli twórcy tej dźwiękowej opowieści, czyli duet Beryllium (Michał Górczyński i Andrzej Izdebski), a także Paweł Szulik grający na flecie shakuhachi. Punktem wyjścia dla „Kumonosu-jō” stał się film Akiry Kurosawy „Tron we krwi”, japońska reinterpretacja Szekspirowskiego Makbeta, która stała się inspiracją do stworzenia dźwiękowego uniwersum pełnego fatalizmu, transowości i surowej, majestatycznej grozy.

To nie alternatywna ścieżka dźwiękowa, ale muzyczna próba uchwycenia emocji i nastrojów filmu – poprzez połączenie kontrabasowego klarnetu, tradycyjnego fletu japońskiego i nagrań terenowych z eksperymentalną elektroniką. W efekcie powstała intensywna, nieoczywista opowieść, w której spotykają się odległe estetyki, a wspólnym językiem staje się dźwięk.

Shakuhachi to prosty, bambusowy flet, którego korzenie sięgają XVI-wiecznej Japonii, a zwłaszcza epoki Edo, gdy instrument zyskał rangę narzędzia praktyk religijnych i rozwoju duchowego. Jak tłumaczy Paweł Szulik:

- W okresie, gdy Japonia była zamknięta na zewnątrz, było mnóstwo różnych styli, odłamów i podejść do tego instrumentu. Dla jednych flet był narzędziem rozwoju duchowego, był wykorzystywany w praktykach religii. Innych szybko stał się instrumentem muzycznym, więc pojawiło się rozejście tych ścieżek.

Dziś shakuhachi pojawia się zarówno w tradycyjnych gatunkach, jak i w jazzie czy improwizacji eksperymentalnej. Szulik podkreśla, że współczesna muzyka oferuje wiele kontekstów: „Obecnie mamy muzykę europejską, jazzową, współczesną, eksperymentalną, więc liczba kombinacji stylów, które można wytworzyć, grając na tym instrumencie, jest przeogromna”.

Spotkanie tradycji z eksperymentem to ważny wątek projektu „Kumonosu-jō”. Duet Beryllium (Michał Górczyński i Andrzej Izdebski) od lat eksploruje muzykę elektroakustyczną i swobodną improwizację, a Paweł Szulik wnosi do tego świata autentyczny pierwiastek japoński. Jak mówi Andrzej Izdebski: „Paweł jest tym pierwiastkiem rdzennym, bardziej azjatyckim, może odmiennym kulturowo od nas, i od razu pierwsza rzecz, która przyszła mi do głowy, to jest to zderzenie, które Kurosawa w «Tronie we krwi» by wykorzystał”. Szulik potwierdza – dotychczas żył w kręgu muzyki tradycyjnej, jednak dodaje: „na swojej ścieżce rozwoju włączyłem w to możliwość współpracy. Pewnego razu napisał do mnie Michał i tak jakoś się zaczęło”. Flecista uważa, że to ważne również dla samej sztuki shakuhachi: „To jest coś, co jest potrzebne w dzisiejszym świecie, mieć tę szerszą perspektywę, inaczej ta muzyka zginie”. W utworach krzyżują się formy tradycyjne oraz diatoniczne improwizacje, jak w kompozycji „Ghost”.

Paweł Szulik jest w „Kumonosu-jō” głosem dawnej Japonii, a jednocześnie przewodnikiem po jej rytmach i formach. W rozmowie wspomina, że wykonuje zarówno utwory w stylu kinko, jak i te reprezentujące odłam sōga, a nie brakuje też przestrzeni na ryzyko diatonicznej improwizacji:

- Na albumie starałem się przedstawić te oba style – są utwory, w których jest wykorzystywany jeden styl, są utwory, w których są oba, i są utwory, w których jest improwizacja. W utworze „Ghost” jest diatoniczna improwizacja, jednakże ona tradycyjnie jest niespotykana. Chcąc zawrzeć pierwiastek shaku­hachi, napisałem partie, które pasowałyby do materiału Beryllium, a jednocześnie miałyby pewną formę – wskazuje flecista.

 W „Assino Sirabie” artysta gra kompozycję w stylu kinko, która pierwotnie służyła medytacjom w epoce Edo:

- To jest utwór dosłownie przedstawiający scenę trzciny nad jeziorem. Jest to utwór stylu kinko, czyli stylu, który może być mniej znany publiczności europejskiej. Ma w sobie elegancję i pewną ornamentykę, takimi po naszemu portamento. Ten repertuar wywodzi się z praktyk medytacyjnych z okresu Edo.

Ale Paweł Szulik to nie tylko wykonawca tradycyjnych form. Artysta prowadzi kanał YouTube, na którym popularyzuje różne style shakuhachi, od dawnych utworów z epoki Edo aż po inspiracje japońską popkulturą. Jak sam przyznaje, zainteresowanie skalami japońskimi zaczęło się właśnie od… potrzeby wzbogacenia brzmienia progresywnego rocka!

Inspirację do „Kumonosu-jō” stanowi film Akiry Kurosawy „Tron we krwi” – japońska reinterpretacja „Makbeta”, w której fatalizm i transowość spotykają się z surową, majestatyczną grozą. „Wiążącym wątkiem jest właśnie atmosfera tego wszystkiego. Kurosawa opowiada historię w sposób bardzo niejednoznaczny, a z drugiej strony energetycznie bardzo mocny i spójny. To jest coś, co łączy nas z tym filmem”, mówią artyści. Muzycy podkreślają, że nie chcą stworzyć alternatywnego soundtracku w ścisłym znaczeniu tego słowa, lecz wywołać u słuchacza skojarzenia z kluczowymi momentami fabuły. Andrzej Izdebski dodaje: „Chodzi o to, żeby zamykając oczy po obejrzeniu filmu i posłuchaniu tej muzyki, prawdopodobnie zrozumieć, gdzie są zawiązania pomiędzy dźwiękiem a obrazem. Na przykład w utworze «Oracle» mamy spotkanie rycerzy z wyrocznią”. W nagraniach usłyszymy flet shakuhachi, ale też klarnet basowy, elektronikę i przetworzone dźwięki instrumentów. Temat przewodni – nieuchronność losu, cykliczność przemocy – przekłada się na transowe repetycje, drony i przeplata subtelne brzmienia z nagłymi wybuchami dźwięków. „Kumonosu-jō” staje się muzycznym echem obrazu Kurosawy, łącząc Wschód i Zachów, tradycję i eksperyment.

***

Tytuł audycję: Źródła 

Prowadził: Krzysztof Dziuba

Data emisji: 6.06.205

Godzina emisji: 12.00