W rozmowie z Bartkiem Czarkowskim w audycji "Poranek Czwórki" Jann zdradził, że "liminalność” - obecna zarówno w tytule trasy, jak i całej jego tegorocznej twórczości - najlepiej oddaje stan, w jakim znalazł się jako artysta. - Liminalne przestrzenie to miejsca przejściowe: klatki schodowe, dworce, lotniska. Lokacje, których celem nie jest zatrzymanie się w nich, ale przejście dalej. A jednak, jeśli ktoś musi lub chce w nich pozostać dłużej, nagle odsłaniają się ich prawdziwe znaczenia i rysy - wyjaśnia muzyk.
Tak samo wygląda dla Janna rok 2025. Z jednej strony zamyka pięcioletni okres intensywnego rozwoju i eksperymentów. Z drugiej - daje mu poczucie, że wreszcie rozwinął skrzydła i wszedł w bardziej świadomy i dojrzały etap. - To nie jest mistrzostwo w sensie profesorskiej pozy, tylko moment, w którym czuję pewność, mam narzędzia i świadomość, skąd wychodzę - podkreśla.
Między trasami
Trasa "Liminal Tour" zaczęła się 10 listopada w Berlinie. Ostatni koncert na europejskiej części trasy Jann zagrał 16 listopada w Wiedniu. Przyznaje, że przerwa między europejską a polską częścią trasy była mu potrzebna, żeby "zebrać głowę", spojrzeć z dystansu na show i dopracować spektakl. Koncerty klubowe są dla niego szczególnym wyzwaniem - są bardziej intymne, ale też pełne ryzyka.
Przygotowanie show
Przygotowania do tegorocznej trasy zaczęły się już w marcu. Efekt publiczność mogła zobaczyć w sierpniu podczas OFF Festivalu, choć warunki okazały się dalekie od wymarzonych. Nad Katowicami gwałtownie przetoczyła się burza, której nie zapowiadała żadna prognoza. W pewnym momencie scena zaczęła wyglądać tak, jakby sama była elementem scenariusza. Paradoksalnie artysta wspomina ten show jako jeden z najbardziej udanych. - System w pierwszym akcie miał symbolicznie się przegrzać. I kiedy burza przyszła akurat wtedy, poczułem, jakby performance dopełnił się sam. To było nieidealne, ale niesamowicie prawdziwe - wspomina.
"MADE"
Tegoroczna epka "MADE" to dla wielu słuchaczy nieoczekiwany zwrot. Surowe demówki, głosowe szkice, niedokończone struktury, brak klasycznej formy - materiał zdecydowanie bardziej osobisty niż poprzednie single. W rozmowie Jann przyznaje, że wydanie tej EPki było dla niego przekroczeniem własnych granic, czymś na kształt publicznego pokazania szkicownika, do którego zwykle nie ma dostępu nikt poza samym twórcą. Niektóre nagrania powstały w momentach trudnych, wręcz intymnych - jak "Where’s That Boy", zarejestrowany przy pianinie podczas osobistego kryzysu. - To, że słowa czasem nie są ważne, też jest częścią całego procesu - mówi.
Przyszłość szkicy
Choć fani zastanawiają się, czy utwory z "MADE" staną się pełnoprawnymi singlami w przyszłości, Jan nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Przyznaje, że niektóre chciałby przearanżować, tak jak zrobił to ze starszymi numerami na koncertach. Niektórych jednak… nie chce dotykać. - "Haunted House" to super piosenka, ale nie jest już o mnie. Chciałbym zobaczyć ją w interpretacji kogoś innego - wyznaje. Co ciekawe, artysta nie mówi tu o duecie, ale o całkowitym oddaniu piosenki komuś innemu. To nowość w jego podejściu - bo choć wcześniej unikał współprac, teraz myśli o nich coraz poważniej. Przyznaje nawet, że lista wymarzonych współpracowników już istnieje, choć na realizację trzeba poczekać: - Nie wszyscy mają czas i przestrzeń, ale ja się nie poddaję.
***
Tytuł audycji: "Poranek Czwórki"
Prowadzi: Bartek Czarkowski
Gość: Jann
Data emisji: 2.12.2025
Godzina: 9.13
gV