Polskie Radio

Rozmowa z Markiem Balickim

Ostatnia aktualizacja: 12.08.2011 07:15

Krzysztof Grzesiowski: Poseł Marek Balicki, Sojusz Lewicy Demokratycznej. Dzień dobry, panie pośle.

Marek Balicki: Dzień dobry, witam.

K.G.: Coś pana partia nie ma najlepszej prasy ostatnio tak na początku kampanii wyborczej.

M.B.: Tak, ale kampania wyborcza tak naprawdę jeszcze się nie zaczęła, bo to, co jest istotą kampanii wyborczej – i tak my uważamy – to jest debata na temat przyszłości Polski, na temat tego, co się ma dziać po wyborach, czyli merytoryczna. Sojusz Lewicy Demokratycznej jako jedyna partia chyba przygotował program, ten program jest wydany w broszurach dla każdej dziedziny odrębnie, m.in. dla ochrony zdrowia, co dla mnie jest istotne, ale polityka społeczna, polityka zagraniczna, polityka gospodarcza, infrastruktura. I myślę, że jak się wakacje skończą za tydzień, dwa tygodnie, ruszymy do poważnej debaty.

K.G.: Ale teraźniejszość związana z Sojuszem jest w tej chwili taka, że głównie dowiadujemy się, opinia publiczna dowiaduje się, kto na którym miejscu, a kto z której partii, stowarzyszenia czy organizacji współpracującej z Sojuszem na listach się nie znajdzie. Często zresztą ta informacja jest przekazywana esemesem ewentualnie w ogóle nie jest przekazywana.

M.B.: No tak, ja nie prowadzę tych negocjacji, więc nie znam szczegółów. Na pewno nie jest dobrze, jak ktoś miał kandydować, później zrezygnował z kandydowania, ale to – przypomnę – dotyczyło również innych partii. W Platformie Obywatelskiej mieliśmy podobne problemy, kiedy tam były ustalane listy, tyle że tam wcześniej zostały zakończone i domknięte. Zobaczymy, jak będzie w przypadku Prawa i Sprawiedliwości, bo w ogóle nie znamy list. Natomiast powiem, że na listach SLD jest dużo osób z różnych środowisk o dorobku własnym, nie będących członkami SLD. Ja chociażby nie jestem członkiem Sojuszu Lewicy Demokratycznej, zostałem posłem...

K.G.: Ale członkiem klubu.

M.B.: Członkiem klubu, ale nie jestem członkiem partii, więc nie tylko, jest prof. Hartmann w Krakowie, wybitny etyk często występujący w mediach, więc znany publicznie. Więc takich osób jest sporo.

K.G.: A kiedy słyszy pan o Wandzie Nowickiej czy o Robercie Biedroniu, to nie szkoda panu, że tych osób nie będzie na listach Sojuszu?

M.B.: Szkoda. I muszę powiedzieć bardzo żałuję, że i Wanda Nowicka, i Robert Biedroń nie będą na listach, ale to nie znaczy, że ta problematyka będzie w inny sposób traktowana, no bo kto, jak nie Sojusz Lewicy Demokratycznej zgłasza takie ustawy, jak o związkach partnerskich? Kto, jak nie Sojusz Lewicy Demokratycznej wspierał projekt ustawy in vitro opracowany przez zespół społeczny właśnie pod egidą Wandy Nowickiej, którego ja jestem reprezentantem w sejmie, który przeszedł całe prace komisyjne, niestety chyba już nie wejdzie decyzją marszałka sejmu na posiedzenie plenarne. Kto, jak nie Sojusz Lewicy Demokratycznej podnosi sprawę liberalizacji ustawy aborcyjnej? Więc te sprawy zawsze będą w głównym nurcie Sojuszu i inne partie ich nie podejmują. Natomiast szkoda, że nie ma tych osób, ja żałuję.

K.G.: A może rację ma Eliza Olczyk, publicystka Rzeczpospolitej – jeszcze nawiążę do list wyborczych – że działacze pracują przez wiele lat na rzecz partii i oczekują miejsca na liście wyborczej, a tu przychodzą ludzie z zewnątrz, no i odbierają im tę nagrodę.

M.B.: Są i działacze partii, i są ludzie z zewnątrz, ale... No to można by powiedzieć równie dobrze o szczecińskiej liście Platformy, że przyszedł ktoś z zewnątrz i zajął miejsce bardzo dobrej posłance Kochan, która całą kadencję ciężko pracowała również w polityce społecznej, bo obserwowałem z bliska, jeśli chodzi o sprawę przemocy w rodzinie, i też wydawałoby się, że ma mieć pierwsze miejsce, a przyszedł ktoś z zewnątrz. Więc zawsze tak będzie, że będą i ludzie z zewnątrz, i ci, którzy pracują w danej partii.

K.G.: A czy te sondaże na początku kampanii nie martwią pana? Sondaże poparcia – 9% w ostatnim sondażu TNS OBOP, a uwzględniając osoby wahające się dochodzi nawet do 6%, a tak źle to dawno nie było.

M.B.: No, było gorzej, to nie, to jeszcze kilka lat temu było i 6, i 7%, więc to nie jest tak, że tak źle nie było. Oczywiście sondaże, które nie są zachwycające, to zawsze martwią, ale przypomnę – mamy okres wakacyjny, te sondaże nie oddają pewno tak jak rozkład poglądów jest w opinii publicznej, ale decydujące jest to, co powiedzą wyborcy 9 października. I powiem, że z punktu widzenia demokracji niezwykle istotne jest w Polsce, żeby w parlamencie była również silna reprezentacja lewicowa, a nie dominujące dwie partie prawicowe, jedna bardziej konserwatywna, druga bardziej liberalna. To jest w interesie nas wszystkich, ponieważ w każdej publicznej sprawie powinna się toczyć debata, powinny być prezentowane różne stanowiska zanim zostanie podjęta decyzja. Jeśli jednej ważnej perspektywy lewicowej nie będzie, to ta debata będzie uboższa i w związku z tym decyzje mogą być gorsze.

K.G.: Panie pośle, obszar, który najbliższy jest panu, a więc służba zdrowia. Wczoraj dowiedzieliśmy się z ust pani minister Ewy Kopacz, że w przyszłym roku Narodowy Fundusz Zdrowia ma wydać na leczenie Polaków 61 miliardów 530 milionów 24 tysiące złotych. Czy pan może tę wielkość odnieść do całości wydatków państwa? Jaki to jest procent?

M.B.: Gdybyśmy to porównali do produktu krajowego brutto, bo tak się najczęściej stosuje, oceniając poziom wydatków publicznych w różnych państwach, no to ciągle będzie to w granicach 4–4,5%. Czyli istotnie mniej niż w większości krajów europejskich...

K.G.: Czy to są nakłady na publiczną służbę zdrowia wyłącznie?

M.B.: To są publiczne nakłady, czyli pochodzące z naszych składek czy podatków, to porównujemy, natomiast one są przekazywane w formie kontraktów placówkom prywatnym i publicznym, bo wiemy, że ambulatoryjna opieka zdrowotna na przykład w większości jest dzisiaj już sprywatyzowana. Ale gdy tę wielkość porównamy do innych krajów unijnych, już nie mówię o Francji czy Niemczech, ale nawet do Czech, to okazuje się, że tam publiczne wydatki w stosunku do PKB są dużo wyższe, przekraczają 5, przekraczają 6, czy przekraczają 7%. Czyli u nas w Polsce poziom wydatków na zdrowie w stosunku do tego potencjału społeczno–gospodarczego, jaki mamy, jest relatywnie niższy i stąd jest tak, że u nas kolejki w niektórych przypadkach są dłuższe niż w innych krajach.

K.G.: Padła wczoraj jeszcze jedna liczba, to jest 1635 złotych średnio rocznie na leczenie jednego ubezpieczonego pacjenta.

M.B.: Jak podzielimy to przez 12 miesięcy, no to będzie niewiele ponad sto złotych.

K.G.: Tak. I to jest podobno mniej niż połowa średniej dla całej Unii Europejskiej.

M.B.: No tak. A ceny, które płacimy za sprzęt medyczny, ceny różnych materiałów, które szpitale zużywają, ceny energii, ceny benzyny chociażby, która też jest w służbie zdrowia używana, przecież pogotowie ratunkowe jeździ samochodami, są takie jak w innych krajach unijnych. Czyli przeznaczając mniej, możemy mniej za to kupić.

K.G.: A możemy przeznaczyć więcej?

M.B.: Od wielu lat toczy się dyskusja na temat zwiększenia finansowania publicznego, bo jeśli chcemy zapewnić wszystkim Polakom, nie tylko tym, którym się dobrze powodzi, bo oni zawsze znajdą jakieś rozwiązanie dla siebie, ale tym, którzy są w trudnej sytuacji – emerytom, rodzinom wielodzietnym. Emeryci przecież dużo pieniędzy przeznaczają na leki nie dlatego, że są inni od emerytów w Niemczech czy w Czechach, tylko dlatego, że państwo polskie mniej publicznych środków przeznacza. W tej kadencji – przypomnę – były dwie inicjatywy ustawodawcze, jedna Sojuszu Lewicy Demokratycznej, żeby zwiększyć finansowanie ze środków publicznych w sposób nieobciążający dochodów gospodarstw domowych. Niestety ona została odrzucona przez Platformę Obywatelską. Efekt...

K.G.: Czyli ma pan na myśli niepodniesienie składki, takie proste działanie?

M.B.: To chodzi o to, żeby zmiana wysokości składki była rekompensowana obniżeniem podatku od dochodów osobistych. Proponowaliśmy to w momencie, kiedy nie została zniesiona ta trzecia... czy trzeci próg podatkowy dla najbogatszych, bo przypomnę, że w czasie ostatniej kadencji podatki zostały obniżone, ale skorzystały na tym obniżeniu wyłącznie osoby o najwyższych dochodach. Tę kwotę można było przeznaczyć na zwiększenie finansowania opieki zdrowotnej.  I tak się nie stało.

K.G.: Jeden z publicystów, jedna z publicystek pisząca właśnie o tych wczorajszych informacjach dotyczących pieniędzy na przyszłoroczną służbę zdrowia dodaje, że istnieje rażąca dysproporcja w wycenie poszczególnych świadczeń medycznych. Opłaca się leczyć chorego na serce czy oczy, a nie opłaca się leczyć ludzi starszych.

M.B.: No tak, i jakie to ma skutki, że jeśli kardiologia rzeczywiście w ostatnich latach, to nie tylko w czasie tej kadencji, ale wcześniej również, była dobrze finansowana, to osiągnęliśmy w kardiologii inwazyjnej, czyli w tym balonikowaniu naczyń wieńcowych wtedy, kiedy grozi nam zawał czy zaczyna się zawał, to osiągnęliśmy poziom europejski. Czyli w tych dziedzinach, gdzie jest dobre finansowanie, mamy efekty. Ale jak kołdra jest krótka, to nie starczy na inne sprawy, między innymi...

K.G.:  Żeby gdzieś było więcej, gdzieś musi być mniej, tak?

M.B.: I między innymi wielu przewlekle chorych. Nie tak dawno czytałem w gazecie... w jednej z gazet, już nie chcę reklamować, ale o największym nakładzie gazecie codziennej, rozmowę z mężem chorej na chorobę Parkinsona. Chorobę Parkinsona znamy chociażby z ekranów telewizyjnych z ostatnich lat życia papieża Jana Pawła II. I on mówił, że kiedy żona zachorowała, to nagle w budżecie rodzinnym zabrakło kilkuset złotych, bo tyle trzeba co miesiąc dopłacać do leków. Dlaczego trzeba dopłacać? Bo u nas finansowanie jest za małe. W innych krajach są granice wydatków na leki, które może ponieść chory, a jeśli ta granica zostaje przekroczona, to resztę płaci państwo. Myśmy taką propozycję wnosili w czasie uchwalania w tym roku ustawy refundacyjnej, żeby wydatek przekraczający 50 złotych miesięcznie na leki już był pokrywany w całości z wyjątkiem opłaty ryczałtowej przez Narodowy Fundusz Zdrowia. To zostało odrzucone.

K.G.: No, miejmy nadzieję, że polityka zdrowotna będzie jednym z głównych tematów kampanii wyborczej, bo przeważnie tak się dzieje w krajach demokratycznych.

M.B.: Powinna być, bo ochrona zdrowia, edukacja to są te sprawy, które zawsze będą w gestii władz publicznych, zawsze będą finansowane w większości ze środków publicznych, bo chyba sobie nie wyobrażamy, żeby to było przerzucone na barki obywateli, bo wielu nie miałoby wtedy szans na właściwe leczenie. I miejmy nadzieję, że tak się stanie.

K.G.: Oby. Poseł Marek Balicki, Sojusz Lewicy Demokratycznej, gość Sygnałów Dnia. Dziękujemy za wizytę, panie pośle.

M.B.: Dziękuję bardzo.

(J.M)