Polskie Radio

Rozmowa z Beatą Pawłowską

Ostatnia aktualizacja: 17.01.2012 08:50

Krzysztof Grzesiowski: Pani Beata Pawłowska, dyrektor Departamentu Kształcenia Ogólnego i Wychowania w Ministerstwie Edukacji Narodowej. Dzień dobry, pani dyrektor.

Beata Pawłowska: Dzień dobry państwu.

K.G.: Czy to prawdziwe zdanie: nawet 800 szkół może przestać działać w tym roku w kraju?

B.P.: Tak naprawdę ile będzie zlikwidowanych szkół, jak będzie wyglądała reorganizacja sieci lokalnych, będziemy dopiero wiedzieć na pierwszym etapie w lutym, wtedy, kiedy samorządy uchwalą uchwałę intencyjną mówiąc o zamiarze ewentualnym likwidacji. Natomiast to, ile szkół zniknie z systemu, będzie wiadomo dopiero tak naprawdę 1 września.

K.G.: Ale końcówka -set jest na miejscu?

B.P.: Trudno mi ocenić patrząc na...

K.G.: Pięćset, sześćset, siedemset, osiemset?

B.P.: Nie, myślę, że nie. W tamtym roku podobny niepokój obserwowaliśmy, wynikający tak naprawdę z dialogu społecznego zagwarantowane ustawą o systemie oświaty, i tendencja jest spadkowa. W 2006/07 z systemy oświaty zniknęło 653 szkoły, te, w którym się realizuje obowiązek nauki bądź obowiązek...

R.Cz.: Dużo.

B.P.:  Zaraz, zaraz. Bądź obowiązek szkolny, ale ja mówię teraz o 2006/2007. Dla porównania: w tym roku szkolnym, czyli w roku szkolnym 2011/2012 ta różnica liczby szkół wynosi 300. Więc to i tak jest ponad połowę mniej tego, co obserwowaliśmy w 2006/07.

K.G.: Czy podstawowa przyczyna to jest brak pieniędzy w budżetach samorządowych na utrzymanie szkół?

B.P.: Przyczyn jest wiele, znaczy to, co panowie żeście przed chwileczką zaprezentowali, to tak jak mówiłam, po pierwsze kwestia dialogu społecznego, który się przekłada również na to, co słyszymy w radio, telewizji, po drugie na pewno kwestia niżu, ale muszę tutaj powiedzieć, że jednostki samorządu terytorialnego z reguły prowadzą dość racjonalną politykę, bo jak obserwujemy spadek liczby uczniów w przeciągu (...), a zdaje się ośmioprocentowy, jeżeli chodzi o uczniów klas szkół podstawowych i gimnazjum, tak spadek liczby szkół podstawowych i gimnazjów jest około 4%, więc i tak jest to relatywnie mniejszy spadek, porównując spadek liczby uczniów i spadek liczby szkół.

Kolejna rzecz, którą należałoby zaznaczyć to to, że sejm w sierpniu przyjął nowelizacją ustawy o systemie oświaty, zresztą długo oczekiwaną zmianę dotyczącą kształcenia zawodowego, i ta nowelizacja również będzie pociągała reorganizację sieci szkolnych. Mówię tutaj o liceach uzupełniających i technikach uzupełniających. One będą powoli znikać z systemu, reorganizować się. Ale żeby ta reorganizacja była możliwa, trzeba te placówki zlikwidować.

K.G.: Jeden z powodów likwidacji szkół przytacza Federacja Inicjatyw Oświatowych, jest takie stowarzyszenie, mianowicie twierdzi ona, że ten kłopot wynika także z Karty Nauczyciela, która nakazuje gminom zatrudniać pedagogów „według sztywnych reguł”. Co to znaczy? Jest pani w stanie powiedzieć, co się kryje za zwrotem „sztywna reguła”?

B.P.: Przypuszczam, że chodzi być może o pensum nauczycielskie zapisane w Karcie. Pewnie to są te sztywne reguły. Być może chodzi też o inne zasady określone w Karcie Nauczyciela (...)

R.Cz.: Czyli że pole manewru tego samorządu jest niewielkie po prostu w tym sensie, tak można to powiedzieć.

B.P.: Nie jest znowu też takie małe, dlatego że jednak w Karcie jest napisane o 40-godzinnym tygodniu pracy i nauczyciel, oprócz tego tzw. pensum dydaktycznego przy tablicy, wykonuje jeszcze bardzo wiele czynności. Wspomnę o tych dwóch godzinach tak zwanych „karcianych”, które mają być spożytkowane dla dobra uczniów, którzy są zdolni bądź też mają kłopoty w nauce...

R.Cz.: Ładnie to brzmi: tak zwanych karcianych. Proszę mi wytłumaczyć, czy ja dobrze zrozumiałem, z punktu widzenia jakby centrali, czyli Ministerstwa, wszystko jest w porządku, bo maleje liczba uczniów, mamy też mniej pieniędzy, więc te szkoły trzeba zamykać, żeby racjonalnie tym gospodarować. Problem się pojawia, kiedy spojrzymy na to wszystko z punktu widzenia rodzica takiego ucznia, któremu nagle tę szkołę zamykają i to dziecko ma jeździć nagle w inne miejsce, przenieść się do innych kolegów, koleżanek, zmienić nauczycieli z dnia na dzień, bo ktoś tak zdecydował odgórnie.

B.P.: Zgadza się. Zawsze ta decyzja o reorganizacji i likwidacji szkół jest trudna i dla rodziców, i dla uczniów. Sama mam dziecko, więc mogę sobie wyobrazić, jak trudna jest sytuacja wtedy, kiedy się okazuje, że szkoła jest zamknięta. Trzeba pamiętać o tym, że gmina, w ogóle organ prowadzący szkołę ma obowiązek zapewnić naukę dla takiego ucznia po pierwsze. Po drugie jednak są pewne...

R.Cz.: Ale zapewnia, wszystko jest w porządku, tylko w innym miejscu.

B.P.: To prawda. Natomiast jest też parę zabezpieczeń, jeżeli chodzi o te małe szkoły, bo tutaj pan pewnie zmierza do tych małych szkółek, które są najbardziej zagrożone. Subwencja oświatowa i wagi subwencyjne są tak skonstruowane, że te małe gminy, znaczy te małe szkoły na terenie wsi i małych miast dostają o 50% więcej środków na 1 ucznia niż w miastach, to po pierwsze.

Po drugie nowelizując ustawę o systemie oświaty w 2009, wprowadzona została możliwość przekazania takich małych szkół do prowadzenia innym organom niż jednostki samorządu terytorialnego, co daje możliwość przekazania bez zamykania szkoły, co daje też ciągłość nauczania, a także wynagrodzenia dla nauczycieli i nie ma tego zawieszenia między wrześniem a styczniem, kiedy szkoła jest likwidowana i otwierana ponownie przez następny organ prowadzący.

K.G.: Czyli teraz mamy takie czasy, że jeśli będziemy sobie szli gdzieś przez jakąś wieś czy jakieś małe miasteczko, będzie stał budynek, będziemy mogli powiedzieć: tu kiedyś była szkoła.

B.P.: Tu jest szkoła, którą przejęli...

K.G.: Budynek szkolny tymczasem pusty.

B.P.: Tu jest szkoła, którą przejęło stowarzyszenie założone przez rodziców.

R.Cz.: To jeżeli rodzice byli aktywni i sobie z tym poradzili, ale nie wszędzie tak jest po prostu.

B.P.: Tak, oczywiście, nie wszędzie tak jest. No cóż mogę powiedzieć. Tak naprawdę to i nakłady na oświatę są o wiele większe niż były kilka lat temu. W dwutysięcznym...

R.Cz.: My to wszystko rozumiemy, że to jest dla nas myślę i dla słuchaczy oczywiste. Ja sobie pomyślałem o czymś innym na koniec – czy nie będzie za parę lat takiej sytuacji, że może się jednak uda, że ten wyż demograficzny, bo teraz mamy niż, ale potem znowu tych dzieci będzie troszkę więcej, to tak faluje, i co? I będziemy szukali tych szkół? Będziemy na siłę otwierali? Może powinna być jakaś zamrażarka dla tych niektórych szkół, taka, że przechowajmy je przez parę lat i wtedy, kiedy będą potrzebne, otwórzmy z powrotem.

B.P.: Panie redaktorze,  myślę, że część z tych miejsc dla uczniów z ewentualnego wyżu i tak jest zachowana. Świadczy o tym i spadek średniej liczby uczniów w szkole, jak i spadek średniej liczby uczniów w oddziale szkolnym. Jeżeli dobrze pamiętam, to w tej chwili w szkole podstawowej taki średnio liczny oddział to jest 18 uczniów...

R.Cz.: Na klasę.

B.P.: Słucham?

R.Cz.: Na jedną klasę.

B.P.: Popularnie nazywamy to klasą, okay, oddział szkolny. Natomiast na wsi podstawówka to jest już tylko 15 uczniów średnio.

K.G.: Hm.

B.P.: Co daje pewien zapas na ewentualny wyż.

K.G.: Pani dyrektor, dziękujemy za rozmowę. Chociaż korci mnie jeszcze jedno pytanie, żeby postawić na koniec. Czy pani pamięta z początku swojej edukacji w szkole podstawowej, ile was było w klasie?

R.Cz.: O to samo chciałem zapytać. Pani jest młoda, to nie tak... Ty ilu miałeś w klasie?

K.G.: Ja miałem 42 osoby.

R.Cz.: Ja 30, to ja lepiej.

B.P.: Ja 27.

R.Cz.: 27.

K.G.: Czyli wniosek z tego, że czasy nam się zmieniają. No dobrze...

R.Cz.: Beata Pawłowska, dyrektor Departamentu Kształcenia Ogólnego i Wychowania w Ministerstwie Edukacji Narodowej. Bardzo dziękujemy.

(J.M.)