Teatr Polskiego Radia

Jeszcze o "Wyroku na SIERPIEŃ"

Ostatnia aktualizacja: 20.12.2012 23:00
Sobotni (8 XII) spektakl Teatru Polskiego Radia „Wyrok na SIERPIEŃ” został ciepło przyjęty przez słuchaczy.

Podwójna „rekonstrukcja” – po pierwsze jednego z ważniejszych procesów sądowych stanu wojennego  i – po drugie – spektaklu „teatru podziemnego”, który ten proces odtworzył – wywołały wiele pytań związanych z dramatycznym tematem. Zapraszamy na rozmowę z Andrzejem Makowieckim, reżyserem spektaklu i słuchowiska.

Dopiero po przełomie roku 1989, kiedy otworzyły się rozmaite tajne archiwa mógł powstać obfity nurt twórczości dramaturgicznej opartej na autentycznych dokumentach. „Wyrok na SIERPIEŃ” jest taką doku-dramą z pierwszej połowy lat 80. Jak w tamtych warunkach powstał scenariusz spektaklu?

Najważniejsze były oczywiście wydarzenia historyczne. Po wprowadzeniu stanu wojennego Władysław Frasyniuk ukrywał się przez kilka miesięcy ale został w końcu zatrzymany przez SB   5 października 1982. Rozprawa odbyła się bardzo szybko.   Władze postanowiły wykorzystać sytuację, aby zorganizować pokazowy proces mający zastraszyć wszystkich, którzy   działali w opozycji a nawet tylko myśleli o jakimś opozycyjnym działaniu . Nie ukrywał tego prokurator, który mówił o odstraszającej funkcji tego procesu. Władysław Frasyniuk   został skazany na 6,5 roku więzienia, wyszedł na wolność   w wyniku amnestii 27 lipca 1984roku.

A my – czyli nigdzie nie zarejestrowane Stowarzyszenie NST („ nie samym teatrem”, czy - jak kto woli - „niezależne stowarzyszenie teatralne”) intensywnie w tym czasie pracowaliśmy nad spektaklem opowiadającym historię tego procesu.

Proces nie był tajny. Na sali była publiczność. Wszystkie wypowiedzi: sędziego, prokuratora, obrońców, świadków były potajemnie zapisywane i nagrywane przez wielu ludzi. Jednak te liczne dokumenty pozostałyby fragmentami większej całości, gdyby nie znakomity człowiek, zmarły przed miesiącem, profesor fizyki Jerzy Andrzej Przystawa, który zebrał i uporządkował cząstkowe materiały i wydał je w drugim obiegu   w postaci książki pt.”Wyrok na SIERPIEŃ” Użył pseudonimu Andrzej Łaszcz, a szeroko komentowaną we Wrocławiu książkę opublikowała   w roku 1983 Inicjatywa Wydawnicza Aspekt. I tu pojawiają się związani z naszym teatrem znakomita poetka Krystyna Miłobędzka i wspaniały krytyk sztuki i filozof Andrzej Falkiewicz.   Na podstawie książki Łaszcza przygotowali oni scenariusz teatralny, nad którym zaczęliśmy pracować.

Wiem, że z premierą czekaliście na uwolnienie Władysława Frasyniuka...

Tak. Jak mówiłem, Frasyniuka uwolniono w lipcu 1984. Ale 31 sierpnia – po demonstracjach w rocznicę podpisania Porozumień -   zatrzymano go powtórnie w areszcie aż do końca października. I   dopiero 15 listopada odbyła się premiera „Wyroku na SIERPIEŃ” w sali u jezuitów w parafii przy Alei   Pracy. Był Frasyniuk, obaj obrońcy i ogromny tłum widzów. Najśmieszniejsze, że SB nie    „wywęszyło” wcześniej takiej manifestacji polityczno-teatralnej i premiera mogła się odbyć, co rozwścieczyło organy ścigania.

Jak pamiętam, spektakl szybko stał się w kraju legendą. Gdzie był później był grany?

Sporo z nim jeździliśmy po Polsce. Graliśmy – gdzie się dało. Tak zresztą został przygotowany, cała scenografia to dwa stoliki. Najważniejsze były słowa   i aktorzy oczywiście; Bogusław Kierc, Edwin Petrykat, Stanisław Melski, Andrzej Wilk, Andrzej Makowiecki, no i Kazimierz Wysota jako Frasyniuk.

Pamiętam spektakle w prywatnych mieszkaniach, także w rozmaitych ośrodkach kościelnych. Graliśmy ten „Wyrok” mniej więcej do roku 1987.

Ale nie było to jedyne przedsięwzięcie Stowarzyszenia NST?  
Nie. W sumie przygotowaliśmy kilkanaście tytułów, a najbogatszym teatralnie, „wmontowanym” w przestrzeń sakralną przedsięwzięciem był „Anhelli” w reżyserii Bogusława Kierca.

Byliśmy teatrem niezależnym nie tylko politycznie, także organizacyjnie, co wyjątkowo drażniło władze. Tu nie chodziło tylko o to, że graliśmy bez cenzury. Jako grupa artystyczna nie podlegaliśmy żadnej administracji, co w PRLu stanu wojennego i tuż po-wojennego było trudne do przełknięcia przez drugą stronę. W drugiej połowie lat 80. proponowano nam nawet opiekę,   pomoc organizacyjną – w zamian za poddanie się rygorom administracyjnym. Oczywiście nie wchodziło to w rachubę.

Rozmawiał: Krzysztof Sielicki