Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Folk botaniczny

Ostatnia aktualizacja: 14.05.2019 10:11
Miałem o tej płycie napisać wcześniej, bo ukazała się półtora roku temu, ale trudno mi było wyjść ze skóry słuchacza.
Sny Panny Z Wanny
Sny Panny Z WannyFoto: mat. pras.

Skóra była dobrze opięta, dobrze skrojona, nie krępowała ruchów. Zakładałem ją, by tak ubranym spędzać czas w swojskim ogródku, hortus musicus, jak go się spędza zwykle – coś robiąc, albo nic nie robiąc, tylko będąc.

W końcu jednak dojrzałem, by skreślić ten tekst z powodów, dla których, jak sądzę, inni pominęli płytę milczeniem. Przy czym nie piszę z czystej przekory, tak wyszło po prostu. Chociaż kilka trafionych recenzji ukazało się, to powstały one w „niefolkowym” obiegu.

Nie ma bitu, nie ma basu, nie ma wspólnotowej energii, nie ma ach jak pożądanych dionizjów, nie ma genialnych bebechów na wierzchu. Namawiam, by wyciągnąć szkopuł z tej dziwnej butelki i wypuścić kaszubskiego dżina Olgi Hanowskiej.

Przede wszystkim więc Olga Hanowska używa w tej muzyce środków z różnych poetyk, nie daje żadnej z nich przewagi, na równi tworzą one ducha i dźwiękową literę całości, formy raz bardziej kruche, raz bardziej wyraziste, ale nawet wtedy szyte z - można powiedzieć - wrodzoną delikatnością. Od elektroniki i field recordings, oszczędnych, ale zapewniających całości coś w rodzaju niezbędnej fotosyntezy, przez barwokształty różnych drobnych instrumentów z dopełniającymi je kolorystycznie i rytmizująco skrzypcami, aż po znów skrzypce (także barytonowe), ale już w roli wiodącej, opowiadające melodiami.

Zwolennicy większej jednorodności gatunkowej, a jest przecież takich niemało wśród „folkowców”, mogą się czuć zdezorientowani. Wprawdzie pojawiają się motywy żydowskie, celtyckie czy polskie, ale brak tu specyficznej ekspresji, która chyba jest głównym spoiwem folku. W dodatku skrzypaczka i autorka muzyki ma warsztat klasyczny i wcale tego nie tai, co według mnie jest z korzyścią dla płyty.

Jest to muzyka intymna, kameralna, prywatna. Nie ma bitu, nie ma basu, nie ma wspólnotowej energii, nie ma ach jak pożądanych dionizjów, nie ma genialnych bebechów na wierzchu. Namawiam, by wyciągnąć szkopuł z tej dziwnej butelki i wypuścić kaszubskiego dżina Olgi Hanowskiej. Będzie to dżin spaceru dyskretnymi steczkami, miedzą wąską dla człowieka, dla roślin szeroką, z dalekim echem Debussy'ego, zmieniającym się w bliższe echo „tańców bez broni” Erica Satie. Będzie to dżin rośnięcia i więdnięcia, błogosławionej ciszy, ale nie po mieszczańsku melancholijnej na kwintę, tylko pełnej życia. Dżin czasu, który powoli dzieje się, płynie w ukryciu i nagle jest! W jednej chwili zauważamy bujność majową, a także rzeczy być może wcześniej niezauważalne. A może będzie to też dżin odkrywający podobne, choć równoległe światy muzyczne i nie tylko - „Catalogue des arbres” Jacaszka i Kwartludium, „Zielnika podróżnego” Marka Styczyńskiego z Atmana i wiele innych przeszłych, teraźniejszych i przyszłych.

Na koniec warto dodać, że Hanowska jest także muzykoterapeutką, w związku z czym nie stroni od funkcjonalizmu muzycznego. Wręcz odwrotnie, ta płyta nadaje się dla słuchaczy w wieku od 1 do 101 lat i jest jedyną mi znaną polską produkcją na poziomie, którą można umieścić w nurcie folkowej musique d'ameublement. No i płyta bardzo ładnie samowydana.

Remek Hanaj

Olga Hanowska

"Sny panny z wanny – folk botaniczny"

[Olga Hanowska 2017/2018]

ocena: 3,5/5 

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.

Czytaj także

Człowiek na latających cymbałach

Ostatnia aktualizacja: 12.03.2019 09:00
Zupełnie nieziemska i ziemska zarazem płyta. Powiem wprost, że jestem od niej uzależniony.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Dźwięki ze świata świętej koki

Ostatnia aktualizacja: 09.04.2019 09:00
Płyta jest przeciekawa od strony czysto muzycznej, a też znakomicie skompilowana, co wśród wydawnictw etnomuzykologicznych, zabijcie mnie, nieczęsto się zdarza.
rozwiń zwiń