Radiowe Centrum Kultury Ludowej

To, co zachwyca nawet Elvisa

Ostatnia aktualizacja: 07.02.2019 09:18
„Nie znam tytułu piosenki, która za mną chodzi, ponieważ usłyszałem ją w filmie już kilka tygodni temu..."
Joanna Kulig, zdjęcie z planu filmu Zimna wojna Pawła Pawlikowskiego
Joanna Kulig, zdjęcie z planu filmu "Zimna wojna" Pawła Pawlikowskiego Foto: mat. pras./Kino Świat

Tak, mniej więcej, opowiadał jakiś czas temu na antenie radia Milwaukee Elvis Costello, wielka postać światowych scen muzycznych, tlumacząc dalej: "Myślę, że to dobra rzecz. Jeśli usłyszysz coś kilka razy w filmie, a potem nie możesz się od tego uwolnić, to musi to być świetna piosenka, prawda?”

Opowiadał, mając na myśli film „Zimna wojna” i pochodzącą z niego piosenkę „Dwa serduszka, cztery oczy”, śpiewaną przez Joannę Kulig. Dodawał jeszcze: „Myślę, że jest to tradycyjna pieśń, która została zaadaptowana na coś w rodzaju piosenki jazzowej. Jest tak niezapomniana”.

W okołooskarowej gorączce warto pamiętać, że główną oś dramaturgiczną i klimat tego filmu współtworzy muzyka. Muzyka, którą – jak wieść niesie – zachwycał się ponoć również m.in. Bono z U2. Muzyka, o wydanie której (w postaci płyty ze ścieżką dźwiękową) pytali zarówno zagraniczni dystrybutorzy, jak i polscy kinomani. Nawiasem mówiąc: nie wiem, ile jest prawdy w podanej niedawno w mediach informacji, że to zbyt wysokie wymagania finansowe zespołu Mazowsze sprawiły, iż owa ścieżka dźwiękowa z filmu się nie ukazała (i być może nie ukaże).

Wracając do głównego tematu. Kluczowe znaczenie ma dla filmu wspomniana piosenka, mająca rodowód ludowy, choć przetworzona przed laty dla estradowych potrzeb przez twórców Mazowsza – Mirę Zimińską-Sygietyńską i Tadeusza Sygietyńskiego. Recenzenci filmowi zwracali też uwagę, że „Zimna wojna” pokazuje nie tylko ich pracę, ale w swych pierwszych fazach zdaje się być również inspirowana dokonaniami Jadwigi oraz Mariana Sobieskich, wędrujących przed laty po Polsce i nagrywających ludowych artystów. Dobrze to więc czy źle, że to właśnie „Dwa serduszka…” stały się dziś jedną z najpopularniejszych polskich piosenek?

Oczywiście, w ewentualnej dyskusji nad (nie)reprezentatywnością tejże piosenki dla polskiej muzyki ludowej można wziąć pod uwagę fakt, że okazała się ona archetypiczna w tym przynajmniej sensie, że chyba wszyscy ją skądś znają. Przy okazji: sam Paweł Pawlikowski mówił w jednym z wywiadów „Mazowsze pamiętam od zawsze. Kiedy byłem mały, państwowe radio i telewizja pełne były wykonywanej przez Mazowsze muzyki. To była oficjalna muzyka ludu polskiego. Nie dało się od tego uciec. Moi przyjaciele postrzegali ją jako obciachową”…

Mazowsze pamiętam od zawsze. Kiedy byłem mały, państwowe radio i telewizja pełne były wykonywanej przez Mazowsze muzyki. To była oficjalna muzyka ludu polskiego. Nie dało się od tego uciec. Moi przyjaciele postrzegali ją jako obciachową Paweł Pawlikowski

Nie będąc nigdy wielbicielem zespołów pieśni i tańca, przyznać muszę, że, jako motyw przewodni, piosenka w „Zimnej wojnie” wybrana została znakomicie. Okazała się przy tym niezwykle podatna na atrakcyjne formy opracowania – od quasi-ludowego oryginału, poprzez „koturnową” wersję chóralną, po jej – najatrakcyjniejsze dla szerokiej publiczności – ujazzowione wersje. Skądinąd to znaczące, że muzycznego opracowania materiału podjął się Marcin Masecki – artysta powszechnie znany i ceniony, zarazem od czasu do czasu poszukujący gdzieś w „okołofolkowych” okolicach, by przypomnieć choćby jego „Mazurki” i „Polonezy”, własne interpretacje utworów Chopina, współpracę ze strażackimi orkiestrami dętymi czy nawet słynny Jazz Band.

Oczywiście, gdyby chcieć odbierać „Zimną wojnę” uchem wielbiciela muzyki in crudo, najciekawsze będą pierwsze sceny filmu prezentujące przesłuchania do zespołu. Pozostają one jednak – w muzycznej perspektywie – zaledwie introdukcją do wszechogarniającego, lirycznego „ojojoj” płynącego z filmowego leitmotivu. Wiadomo też, że „Dwa serduszka…” to pieśń nienowa i znana dotąd bynajmniej nie tylko ze wspomnianych pompatycznych wersji Mazowsza, ale też wielu przeróbek. Śpiewała tę piosenkę przecież Anna Maria Jopek (której rodzice pracowali w Mazowszu) na jednej ze swych pierwszych płyt, a potem wracała do tego tematu – także m.in. w duecie z Magdą Umer. Ale przecież znacznie wcześniej piosenkę tę na swym krążku „Don’t Let Me Go” umieściła Grażyna Auguścik, a już w połowie lat 80. jej instrumentalną, także jazzującą (!) wersję przedstawił Wojciech Gogolewski na albumie „Pełny spokój”.

W bieżącym stuleciu nowe życie „Dwóm serduszkom…” próbowała dać też Urszula Dudziak, która wykonała je wspólnie z Auguścik na – właśnie „niby-folkowej”, ale nieudanej – płycie „To i hola”. Alternatywną wersję songu znamy z repertuaru efemerycznej formacji Jazzombie, utworzonej parę lat temu przez członków Lao Che i Pink Freud. A to tylko pospiesznie zebrane przykłady… Czy więc się nam to podoba, czy nie, temat ten będzie do nas powracał. Zresztą, dzięki „Zimnej wojnie” pewnie stał się już jednym z popularniejszych wyobrażeń o polskiej muzyce ludowej.

Wracając do kina. Pawlikowski nie jest pierwszym reżyserem, który sięgał po tego typu muzykę. Gdyby jednak wspomnieć dawniejsze dokonania polskiej kinematografii (te fabularne), wykorzystujące muzykę folkową albo „okołoludową” czy „niby ludową”, trudno byłoby popaść w zachwyt. Nie da się bowiem uznać za artystyczny sukces filmu „Żona dla Australijczyka” Stanisława Barei, w którym fabuła krążyła także wokół występów Mazowsza. Nie da się wystawić wysokiej noty „Milionowi za Laurę” Hieronima Przybyła, w którym nawet zespół ludowy z Bukowiny Tatrzańskiej skłoniony został do wykonania fragmentu piosenki z repertuaru grupy… No To Co (grupy, która, przyznajmy, w dość marnym stylu „łączyła polski folklor z muzykę skifflową i bigbitem”). Nie był wreszcie arcydziełem „Girl Guide” Juliusza Machulskiego, w którym na kilka minut pojawiają się członkowie kapeli Trebunie-Tutki, grając epizodyczne role i – może przede wszystkim – muzykując wspólnie z Twinkle Brothers.

To znów tylko pobieżne skojarzenia, a nie szczegółowa analiza historii polskiego kina. Dowodzą one jednak, że świetna muzyka (jeśli nawet taka się zdarza) rzadko „trafia” na wielkie dzieło filmowe. Nawet więc, gdybyśmy „Dwa serduszka…” uznali za nietrafiony wybór, to (gustownie muzycznie opracowane) w kontekście wybitnego filmu mogą przynieść wiele pożytku. Jeśli nie polskiej muzyce ludowej czy folkowej, to polskiej kinematografii z całą pewnością.

Tomasz Janas

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.