Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Tfu, na psa urok

Ostatnia aktualizacja: 21.02.2019 09:33
Psa udomowiono co najmniej kilkanaście tysięcy lat temu, w późnym paleolicie, zanim zaczęto uprawę roślin i hodowlę zwierząt. Po co? 
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjneFoto: Pixabay.com

W celach łowieckich oczywiście, ale nie tylko. Także w celach kultowych, by mieć zawsze pod ręką zwierzę ofiarne. Warto przy tym pamiętać, że samo polowanie było również czynnością magiczną, religijną par excellence (a i dzisiaj nietrudno znaleźć takich, którzy zdają się w to wierzyć z mocą człowieka porzucającego jaskinię).

Kiedym jechał na Kujawy,
Szczekał na mnie pies kulawy,
A dziewczyna w progu stała,
Jeszcze lepiéj przeszczuwała.

A więc udomowienie polegało na przemianie dzikiego wilka  podlegającego wyłącznie prawom natury  w psa, podlegającego również prawom kultury. A więc także w psa magicznego, strażnika zarówno żywych, jak i umarłych, patrolującego granicę świata i zaświatów praktycznie w każdej szerokości geograficznej – to egipski Anubis, grecki Cerber, aztecki Xolotl, nowogwinejski pies śpiewający czy udomowiony przez Aborygenów dingo, obecnie wtórnie zdziczały. Ta przemiana wilka w psa – stróża, pomocnika, lekarza, przyjaciela, pośrednika między światami, czy nawet w bóstwo – to być może jeden z najbardziej udanych czarów człowieka. Przynajmniej tak to wygląda z perspektywy człowieka. A jak to może wyglądać z perspektywy psa? O tym będzie epilog felietonu.

W języku polskim żadne zwierzę nie jest tak słowotwórcze, nie wykreowało tylu idiomów co pies. Sprzyjała temu niewątpliwie rozmaitość ról, jakie mu człowiek wyznaczył, i funkcji, jakie kazał mu spełniać. Sprzyjała temu też główna cecha psa, a ściślej mówiąc  cecha stosunku człowieka do psa, czyli ambiwalencja. Nieprzypadkowo rymuje się z "bies".


pies shutterstock 1200x660.jpg

Psuć, spsioczyć, spsieć (zejść na psy) czy psocić (dawniej według Lindego "psotę z kimś popełnić cielesną, kurwić się"). Pies na baby. Psota, psikus, psuja, psiubaba, psubrat. Psiakość, psiamać, psiakrew (psiajucha), psi syn, psia pogoda, psie pieniądze, psi grosz ("stoi za psa" – jest tanie). Psim swędem, psu na buty. Pieski świat, pieski żywot, los. Psi odnosi się do psa, a pieski do człowieka. A "wieszać psy na kimś" pochodzi od średniowiecznej kary – powieszenia razem z psami. Zdechł pies (wszystko przepadło), tu jest pies pogrzebany (tu jest istota sprawy), a to pies? (to też ma znaczenie, sens).

W języku polskim żadne zwierzę nie jest tak słowotwórcze, nie wykreowało tylu idiomów co pies. 

Okolica, do której pies z kulawą nogą nie zagląda, i gdzie psy dupami szczekają, to jest świat, gdzie diabeł mówi "dobranoc". Diabła często przedstawiano jako chromego, a psieć na nogę znaczyło niegdyś "być potkliwym" (Linde). Notabene zachowała się taka tradycyjna recepta na chorą nogę: Weźmiesz mi łajno od białego psa, ususzysz, zetrzesz na proch i wypijesz to z gorzałką. Ukazywał się też często kusy jako czarny pies. "Diabli ustawicznie myślą o psich figlach", czytamy u Lindego. Niektóre psy miały dar mocy dubeltowej – to wspomniane psy czarne oraz psy z podwójną parą oczu, które szczególnie ceniono w kulturze ludowej, bo widziały więcej. Pisze o nich m.in. Moszyński. Dodatkową parę oczu stanowiły dwie białe plamki nad oczami zwykłymi. Znane są opowieści, jak to podczas zabawy kusakowej muzykant zagrał się i przegapił północ, wtedy zaczynały się dziać dziwne rzeczy... Bywało, że otwierały się drzwi, stawał w nich czarny pies i patrzył, a skrzypkowi pękała struna. W Ameryce Środkowej psopodobne istoty kopytne, tzw. białe (dobre) i czarne (złe) cadejo, pomagają albo szkodzą ludziom będącym w podróży, w drodze. Motyw czarnego psa jest na tyle uniwersalny i ponadczasowy, że pojawia się nawet w opowieściach o Harrym Potterze jako Grim – wielka czarna psia bestia z płonącymi oczami, zwiastun śmierci.

Pies magiczny jest więc raczej bytem chtonicznym, takim, który ma pomieszkanie w zaświatach, ale może pojawiać się widmowo w świecie żywych, albo wcielać się w normalnego psa. Ma konotację najczęściej negatywną, a w każdym razie progową, liminalną. Nie od rzeczy będzie przeciągnąć tutaj nić osnowy z poprzedniego felietonu i utkać mały dygresyjny obrazek na temat związku kobiety i psa. Jest to, jakżeby inaczej, stara i szacowna nić z dogmatycznego kanonu biblijnego Mądrości Syracha: "żonę hardą ceni się jak psa, skromna zaś boi się Pana".

Swoistym odzwierciedleniem tego w polskiej kulturze ludowej (aktualnym jeszcze kilkanaście lat temu w części Mazowsza) była część obrzędu weselnego zwanego psiubabą, w czasie którego (trwał do tygodnia, a kończyły go przenosiny do domu młodego) panna młoda miała status "pieski", liminalny  ni panny, ni mężatki, na chwilę – dzień czy kilka dni – "zepsowanej", czyli w gorsze przemienionej. Czasem przybierało to formę wykupu w formie uczty z muzyką, a czasem swego rodzaju otrzęsin czy parateatru weselnego, obfitującego w satyryczne i figlarne scenki, w których celowały młode mężatki i młodzi żonkosie, a które w sumie razem poddawały pannę młodą-psiubabę próbie "hardości i skromności". 

Jak silna była na ziemiach polskich od dawna obecność "psa magicznego" jako kuriera między doczesnością a przyszłością, między dobrem a złem, między życiem a śmiercią, o tym świadczy okólnik biskupa żmudzkiego Piotra Parczewskiego z połowy XVII wieku, w którym czytamy następujący nakaz:

Porzućcie wszystkie pogańskie swoje uroczystości, porzućcie wasze Paminiekły (to jest Dziady), a obchodźcie z prawdziwymi sługami Boga Zbawiciela naszego, święto i wielką uroczystość Wszystkich Świętych: a najbardziej porzućcie "Wspominki psów pracowitych", albowiem jest to obraza Boga. Dalej w okólniku czytamy: »Jest u was pogański zwyczaj: wy jedząc pierwszy i ostatni kęs (z ust swoich) dajecie psu, wierząc, iż to przyniesie korzyść dla domu«. Wierzono bowiem, że dusze zmarłych krewnych wchodzą w psa (cytat za Moszyńskim).

Zaklęcie "tfu, na psa urok" to nic innego, jak formuła apotropeiczna, chroniąca przed złem. Kiedyś realna, stosowana zwłaszcza przy chorobach małych dzieci, kiedy to śmierć zbierała wśród nich wyjątkowo niegdyś obfite żniwo. 

Nieobce nam też były kiedyś ofiary z psa, zwłaszcza zakładzinowe, jak zresztą w wielu kulturach starożytnych. U naszych wschodnich sąsiadów zachowały się też świadectwa, że ofiarę z psa składali chłopcy na Kupałę, czyli w wigilię św. Jana. W okolicy Żodziszek (niedaleko jeziora Narocz) obchodząca nas zwrotka brzmiała: Siahannia Kupała, a zautra Jan, budzić chłopczyki drenna [licho] wam, oj drenna itd. Pahonicia suczaczki u pola... Adna suczaczka padłasa, heta chłopczykam na miasa. Ze wsi Krapużyna w byłym powiecie miliskim podano polskie tłumaczenie znanego tu powszechnie starobiałoruskiego tekstu: Dziś Kupała, jutro Jan będzie chłopcy, licho wam! Przyjdzie wam licho liche: pogonicie suki w pole... Jedna suka ryża i ta chłopcom na mięso; trzy niedziele bankiet mieli, póki tę sukę zjedli (cytat za Moszyńskim).

Zaklęcie "tfu, na psa urok" to nic innego, jak formuła apotropeiczna, chroniąca przed złem. Kiedyś realna, stosowana zwłaszcza przy chorobach małych dzieci, kiedy to śmierć zbierała wśród nich wyjątkowo niegdyś obfite żniwo. Dziś bardziej symboliczna, obecna powszechnie szczególnie w tekstach pisanych, w necie, działająca na zasadzie odpukiwania w niemalowane. Niemniej jednak wyblakła i pokryta grubą warstwą kurzu. Dziś już są szpitale, gdzie można rodzić z psem, a młodzi planujący ślub zadają następujące ważne dla nich pytanie: "Dziewczyny, mam dwa psy i strasznie jesteśmy z nimi związani. No i mamy taki pomysł, żeby świadkowie trzymali na smyczy po jednym, w końcu to nasza rodzina? Jak to jest ze zwierzętami w kościele? Wpuszczą je czy nie? W końcu istoty Boże, nie? A z drugiej strony - może być problem... jak myślicie?".

A co psy myślą o tej całej swojej historii liczącej tyle tysięcy lat? Na to pytanie postanowił odpowiedzieć nieodżałowanej pamięci poeta i prozaik Tadeusz Nowak (niektórzy widzieli u niego dwie białe plamki nad oczami): Bywają psy chłopskie i bywają pańskie. Jedne i drugie, podobnie jak ludzie pochodzą od psiego praboga, urodzonego w psim raju, gdzie nie było pcheł, much, hycli i nie mniej dokuczliwych od nich podrostków rzucających kamieniami, kijami i skamieniałymi na rzemień grudami ziemi. W psim raju, podobnie jak w ludzkim, było pradrzewo, pod którym nie wolno było podnosić ani prawej, ani lewej łapy, żeby ulżyć pęcherzowi, żeby zostawić po sobie smrodliwą pieczęć. Była też w psim raju prasuka stworzona z kawałka psiego ogona. Ona też namówiła prapsa do obsiusiania pradrzewa, za co wypędzono psi ród z należnego mu raju... Odtąd zaczął się gorzki jak piołun psi żywot na ziemi. Psi prabóg, chcąc się zemścić na psim rodzie, zesłał nań plagę much i plagę liszajów. Nie zapomniał też o kleszczach odradzających się nieustannie, wchodzących głęboko pod skórę, wypijających krew. I postawił na psiej drodze istotę do siebie podobną... człowieka. Wtedy psa po raz pierwszy zawiódł węch. Zamiast uciekać od tego stworzenia, pies wyrzucony z raju szedł za nim trop w trop, wylizywał z jego śladów zapach potu i zapach polowania, zapach dymu i zapach gotowanej strawy. Ten przyćmiony węch zemścił się na psim rodzie okrutnie...

Remek Hanaj

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.

Czytaj także

Jak mówi ludowe przysłowie...

Ostatnia aktualizacja: 24.01.2019 09:00
"...gdy chłop baby nie bije, to jej wątroba gnije". Gdyby jednak zrobić prasówkę, okazałoby się, że najbardziej bije ją nie nasz i nie u nas, ale zagraniczny zagranicą, w kulturach obcych.
rozwiń zwiń