Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Wojenne o miłości, miłosne o wojnie

Ostatnia aktualizacja: 06.04.2023 09:00
Pierwszy raz poczułam, że jestem bardzo blisko wojny, kiedy w ostatniej klasie szkoły podstawowej pojechaliśmy na wycieczkę do Oświęcimia. Słowa „wycieczka” i obóz zagłady” nijak się mają do siebie.
Ze zdjęć rodzinnych Marii Galickiej. Archiwum terenowe autorki
Ze zdjęć rodzinnych Marii Galickiej. Archiwum terenowe autorkiFoto: EG

 Z dzieciństwa pamiętam wiele opowieści o wojnie, towarzyszących świątecznym spotkaniom i innym uroczystościom w moim rodzinnym domu. Nauczyłam się z nich, że wojna nie jest osobna, nie dzieje się poza nawiasem codzienności. Że dotyka również osób, które nie doświadczyły jej bezpośrednio, a nawet i tych, co dopiero mają się urodzić, za kilka, czy kilkadziesiąt lat. Czuję, jak bardzo dotyczy to mnie, kiedy zaglądam do folderu z tekstami pisanymi w ostatnich latach. Ponad połowa z nich jest właśnie o tym.

Kiedy przychodził czas imienin rodziców lub dziadków, albo innego święta, na którym zjawiali się znajomi i sąsiedzi, najpierw był poczęstunek, przeplatany toastami. Rozmowy powoli schodziły z torów codzienności, pracy i wymiany bieżących informacji i stawały się coraz gęstsze, cięższe, choć chwilami – niepodziewanie – przerywane żartami i śmiechem.
Potem dziadek (rocznik 1911), z zarumienioną od alkoholu twarzą, kołysząc się lekko na krześle, intonował „Dziś do ciebie przyjść nie mogę” i „Rozkwitały pęki białych róż”.
Zaczynał solo, po chwili dołączał do niego mój tata i inni biesiadnicy. Było to podniosłe, wzruszające, w trakcie trwania pieśni niektóre osoby milkły i zagłębiały się we własnych myślach.


Pamiątka rodzinna, lata 50. XX wieku. Ze zdjęć rodzinnych Karoliny Cackowskiej. Archiwum terenowe autorki. Pamiątka rodzinna, lata 50. XX wieku. Ze zdjęć rodzinnych Karoliny Cackowskiej. Archiwum terenowe autorki.

Wiele lat później byłam kuratorką koncertu dedykowanego męskiemu wykonawstwu pieśni tradycyjnych. Zaprosiłam zespół śpiewaczy z Lubelszczyzny. Średnia wieku (wtedy, prawie piętnaście lat temu) wynosiła mniej więcej tyle, że większość członków zespołu brała udział w II wojnie światowej.

- A jak pani myśli – pyta kierownik – czy pasowały by tu ze dwie pieśni wojenne? Bo panowie bardzo lubią je śpiewać.
Odpowiedziałam, że nie jestem od mówienia im, co mają śpiewać, a czego nie.

Pieśni wybrzmiały, a po koncercie miała miejsce awantura z organizatorem festiwalu, że oczekiwał męskiej archaiki i ewentualnie utworów tak zwanych rekruckich, dawnych, ale nie czegoś takiego. Z wielu powodów trudno się o tym pisze tak, by uniknąć uproszczeń. Każda ze stron miała swoje racje, odczucia, oczekiwania i doświadczenia. To, w jaki sposób ktoś wyśpiewuje najgłębsze pokłady uczuć i emocji, niekoniecznie rezonuje z odczuciami i potrzebami „drugiej strony”. Nie ma tu bardziej wrażliwych i niewrażliwych, różnica jest w formie, a nie w treści.


Fotografia z czasów II wojny światowej. Ze zdjęć rodzinnych Zofii Gan. Archiwum terenowe autorki. Fotografia z czasów II wojny światowej. Ze zdjęć rodzinnych Zofii Gan. Archiwum terenowe autorki.

Czy można dokładnie wytyczyć granice archaiki i współczesności? Doświadczeń, które dziedziczymy w przekazie pokoleniowym i tych, które są naszym osobistym udziałem?
Czy da się wyjaśnić, dlaczego dotykają mnie tak głęboko dawne obrzędowe pieśni weselne na równi z czymś, co wielu ludziom daje możliwość wyrażenia i nazwania własnych przeżyć, a niekoniecznie jest adekwatne do zarysowanego przez naukę i ruch folklorystyczny kanonu?
Są tutaj różne języki, obszary estetycznych i życiowych wyborów, ale nie konflikt.
Przyglądam się własnym przypuszczeniom i sformułowaniom, które chciałabym, żeby zostały na płaszczyźnie rozważań i pytań, ale nie definicji. I myślę o wojnie, której doświadcza od tak długiego czasu wielu moich ukraińskich przyjaciół, i o muzyce, bliskiej im, wyrażającej emocje i nadzieje.


Ze zdjęć rodzinnych Edwarda Króla. Archiwum terenowe autorki. Ze zdjęć rodzinnych Edwarda Króla. Archiwum terenowe autorki.

Na koniec opowieść starszego pana, który w latach 60. XX wieku jeździł po wsiach i miasteczkach Pomorza Zachodniego z objazdowym kinem.
„Film wyświetlaliśmy jeden – opowiada - ale gdy przed projekcją mieszkańcy pytali nas o czym będzie, mężczyznom mówiliśmy, że wojenny o miłości, a kobietom, że miłosny o wojnie”.

Bo to ta sama opowieść.

Pamięci Romana Jenenko (1971-2006), ukraińskiego artysty, etnomuzykologa i śpiewaka.

Ewa Grochowska

CZYTAJ TEŻ: 

Pieśni rekruckie w ludowej tradycji

O wojnie - pieśń tradycyjna współcześnie 

„Bez morze przejść może, bez Dunaj nie dumaj”. O Romanie Jenenko 

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.

 

Czytaj także

Bliscy

Ostatnia aktualizacja: 04.11.2021 09:00
Zapomniałam, że znam kilka takich opowieści. Odżyły mi w głowie podczas przeglądania zdjęć po zmarłej cioci. Niektóre uwiecznione na nich sceny należą do mojej ulubionej kategorii zdjęć rodzinnych. Zatem najpierw o tym.
rozwiń zwiń