Zaskakujące spotkanie zainspirowane nagraniami z naszego archiwum podała nam Justyna Piernik, która przeszukując je, natrafiła na długi i ciekawy wywiad, który w 1989 roku Marian Domański przeprowadził ze skrzypkiem Aleksandrem Kowalem pochodzącym z Majdanu Górnego koło Tomaszowa Lubelskiego. Kolejne tropy prowadziły do jego wnuka, który również gra na skrzypcach. Jak się okazało, Wojciech Tur jest lekarzem i mieszka w Warszawie. Wielką radością przyjął wiadomość o odnalezieniu nieznanych rodzinie, a niezwykle teraz dla niej cennych zapisów, ale o muzyce ciągle pamięta, zwłaszcza tej dziadka.
- Tak tak, ja tym nagraniu brałem udział. Nie pamiętam oczywiście tak dokładnie, ale kilkakrotnie takie sytuacje były, że dziadek właśnie opowiadał o swoim swoim życiu. Zazwyczaj starał się, żebym ja też brał udział i grałem raz. Razem z nim ja jakby tą historię dziadka znam bardzo dobrze. Nasza jakby cała rodzina bardzo mocno jest związana właśnie z tradycją, z folklorem i ja w tym wzrastałem od zawsze. Dziadkowi zawsze bardzo zależało na tym, żeby żeby nauczyć mnie grać, bo swoje dzieci też próbował nauczyć. Mój dziadek bardzo dużo pisał różnych wspomnień, nuty... Był ciepłym człowiekiem, zawsze z sercem podchodzi do mnie i mnie chciał motywować. Czułem, że ta gra była ważna dla dziadka, i stała się ważna też dla mnie - opowiadał Wojciech Tur w audycji.
W archiwalnym nagraniu z 1989 roku, które zarejestrował Marian Domański. - Zaczęło to się od wczesnej młodości - mówił wtedy Aleksander Kowal. - Urodziłem się w takiej chałupinie, gdzie było klepisko gliniane. Pamiętam, że chorowałem na krzywicę, że się suwałem na tyłku, a już prosiłem, żeby mi ktoś grał. No i takie zainteresowanie się zaczęło. Do tego grania to od dzieciństwa pamiętam skrzypce i tutaj całe utrapienie dla matki było, że kijanki jej psułem, to jest takie narzędzie do prania bielizny. Było to ułatwienie dla mnie, bo już była ta szyjka, ja tam sobie żłobiłem po kryjomu boki, ścinałem tam kanty, brałem jakieś druty, naciągałem, potem różne udoskonalenia robiłem z desek. No i nareszcie ojciec nie mógł tego wytrzymać, poszedł do takiego stolarza, a ten mi zrobił mandolinę dłubaną. Ale grało się smyczkiem, bo tak tyle mógł zrobić. Ja na tym się szybko nauczyłem, pomimo, że mnie nikt tego nie mógł nastroić - mówił Aleksander Kowal.
O muzyce pogranicza, o cennych wspomnieniach odnalezionych po latach, ale też o pasji muzykowania, ale także uczenia tego najbliższych, której odnajdywać nie trzeba było, bo zawsze była w tej rodzinie - więcej w nagraniu.
***
Na audycję Źródła w poniedziałek (28.07) w godz. 12.00-12.45 zaprasza Justyna Piernik.