Na Roztocze!

Ostatnia aktualizacja: 20.06.2023 16:00
Andrzej Bieńkowski proponuje wycieczkę na Roztocze. Po okolicach Radomia i tzw. Polsce Centralnej to jeden z najchętniej odwiedzanych przez Autora regionów.
Audio
Członkowie kapeli Leona Krzosa
Członkowie kapeli Leona KrzosaFoto: Andrzej Bieńkowski

Charakterystyczny nie tylko ze względu na specyficzne ukształtowanie terenu, ale także muzykę tradycyjną region Roztocza słynie m.in. z instrumentów dętych: fletów poprzecznych, waltorni, tub, puzonów, na których grano na weselach obok skrzypiec. Centrum dętych kapel był Tomaszów Lubelski, grały tam nawet trzydziestoosobowe składy! Ilustrację muzyczną audycji stanowiły utwory z płyty fundacji Muzyka Odnaleziona „Jadąc przez Roztocze”.

Fonogram Źródeł -Jadąxc przez roztocze.jpg
Posłuchaj:
Leon Krzos opowiada, dlaczego nie wolno grać z nut i co to są podróżniaki

Roztocze Lubelskie było drugim obszarem, który skrupulatnie badaliśmy. Może chcąc odpocząć od kajockich szaleństw… chociaż roztoczańskie poleczki były wcale bystre – żartował Bieńkowski. – Co więcej, im bliżej pogranicza z Ukrainą, tym więcej śpiewów. Widać wyraźnie, że to wschodnia domena.

Na obecną kulturę tradycyjną Roztocza niemały wpływ miały czasy socjalizmu. Andrzej Bieńkowski zwrócił uwagę na czystki etniczne, które ten region odseparowały od ukraińskiego dziedzictwa. Przez cały PRL nie wolno było śpiewać tworzyć repertuaru ukraińskiego. Domy Kultury decydowały o dofinansowaniach, a co za tym idzie – o kierunku, w którym podążała wiejska estetyka.

- Pytani o Ukraińców mieszkańcy roztocza mówili, że żyli bez konfliktów. Zdarzały się nawet mieszane, polsko-ukraińskie małżeństwa. Przeszłość się mitologizuje. Problemem nie był język czy narodowość. Problemem była religia. Mimo że był to, o ile pamiętam, kościół greckokatolicki… – wskazywał Bieńkowski.

Małżeństwo Bieńkowskich przez 20 lat jeździło na Roztocze. Osią wypraw stały się Frampol, Janów Lubelski i Biłgoraj.

Niesłychana wieś Zdziłowice

Jedną ze wsi – Zdziłowice – Bieńkowski przedstawia jako „niezwykłą”, grało tam chyba z pięć kapel! A jedną z nich prowadził Leon Krzos – stolarz i skrzypek. Słuchaliśmy kapeli w składzie Leon Krzos, Bronisław Skrzypek – bębenek oraz Jan Jaworski – skrzypce (muzyk grał na nich „drugi głos”, jakże charakterystyczny dla wschodnich utworów).

Granie na gębie

Ellę Fitzgerald czy Johna Paula Larkina (znanego jako Scatman) większość słuchaczy kojarzy na pewno. Warto zaznaczyć, że tzw. scat nie jest domeną jedynie jazzmanów. Scat to wiejskie „granie na gębie” właśnie.

- Tutaj na wsiach, nie tylko lubelskich, ale i radomskich czy ukraińskich, granie na gębie służyło nauce tańca – wyjaśniał Andrzej Bieńkowski. – Chłopaki uczyli się przy tym tańczyć. Bo na zabawę nie wypadało iść nie umiejąc. Tacy byli od razu wypraszani. A „obciach” jaki przy tym był, był nie do przeżycia! Chłopcy uczyli się więc między sobą: szli gdzieś dalej, brali bęben, a ktoś grał im na gębie „pap-pa pa-ra-rap-pa…”.

Oczywiście wysłuchaliśmy przykładu wiejskiego scatu – oberka „grał” Stanisław Futyma.

Z wojska na potańcówkę

Mówiąc o muzyce Roztocza, nie sposób nie wspomnieć o orkiestrach dętych. Nasz etnograf doszukuje się ich popularności w… Austro-Węgrach. Z wojsk austriackich dęte instrumenty miały przywędrować pod strzechy, a stamtąd na wiejskie zabawy. Jeszcze w latach 70. XX w. dwunastoosobowe orkiestry grały na weselach! A było to nie byle granie. Muzykanci gromadzili się w izbie (niewielkiej), poza nimi mieściło się około pięciu par tancerzy. Po kilku utworach goście się wymieniali i na parkiet wchodziło kolejnych kilka par.

- Panie! Każdy chciał, żeby mu grać to samo – opowiadał Bieńkowskiemu Bronisław Dudka, kornecista jednej z wielkich dętych kapel. – Trzema-czterema kawałkami mogliśmy całe wesele opędzlować!

W audycji słuchaliśmy suwaka „Graj na cały smyczek” kapeli Antoniego Bednarza (stworzonej z Tadeuszem Harbuzem) z Tomaszowa Mazowieckiego na orkiestrę dętą.

***

Tytuł audycji: Źródła 

Prowadził: Andrzej Bieńkowski

Data emisji: 20.06.2023

Godzina emisji: 15.15