Nowe Technologie

Parlament Europejski przegłosował dyrektywę cyfrową, tzw. ACTA2. Co to w praktyce oznacza?

Ostatnia aktualizacja: 27.03.2019 17:21
- Problem dotyczący wprowadzenia dyrektywy cyfrowej dotyczy tego, że zakłada ona aktywny monitoring treści na dużych platformach w internecie przez algorytmy, które nie rozpoznają kontekstu, w jakim dany utwór jest publikowany - wyjaśnia w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Natalia Mileszyk, prawniczka z Fundacji Centrum Cyfrowe.
Protest przeciwko ACTA2 w Poznaniu
Protest przeciwko ACTA2 w Poznaniu Foto: Pawel F. Matysiak/Polska Press/East News

Parlament Europejski 1200 free shutter.jpg
Parlament Europejski poparł kontrowersyjną dyrektywę o prawach autorskich

Bartłomiej Bitner, PolskieRadio24.pl: Co w praktyce oznacza podjęta przez Parlament Europejski dyrektywa cyfrowa, tzw. ACTA2, dla przeciętnego użytkownika sieci?

Natalia Mileszyk: Przede wszystkim musimy pamiętać, że dyrektywa nie ma skutku bezpośredniego. Ona musi być implementowana, czyli wdrożona do prawa krajowego. Tym samym w ogóle o jej skutkach będziemy mogli mówić najwcześniej dopiero za dwa lata, o ile nie później, bo właśnie tyle czasu mają państwa unijne na implementację tego dokumentu od momentu ukazania się go w dzienniku urzędowym Unii Europejskiej.

Ale co ta dyrektywa zmieni?

Najbardziej kontrowersyjny jest artykuł 13, zmieniający kwestię odpowiedzialności platform internetowych, takich jak Facebook czy YouTube, na których użytkownicy publikują swoje treści. Niestety, największe platformy, te komercyjne, będą musiały aktywnie monitorować treści zamieszczane przez użytkowników, żeby sprawdzać, czy nie naruszają one prawa autorskiego.

Clue tej sprawy są więc algorytmy, które mają to robić.

Dokładnie. Chodzi o filtry, które będą sprawdzały, czy użytkownik danej platformy nie wykorzystał fragmentu danego utworu muzycznego lub filmu. A one nie są doskonałe.

To znaczy?

Ostatnio YouTube usunął jeden z filmików z protestów organizowanych przeciw zmianie klimatu. Tylko dlatego, że w tle leciała muzyka z kawiarni, do której twórca filmiku pokazującego demonstrację nie miał praw autorskich. I to jest już sytuacja kontekstowa, a tego algorytm nie rozpoznaje.

Sztandarowym przykładem ograniczenia swobody w internecie przez tę dyrektywę są memy, a ściślej utrudnienia, jakie mogą powstać przy ich tworzeniu i publikowaniu. Faktycznie?

ACTA 2 1200 .jpg
Dyrektywa o prawach autorskich. Ekspert: treści będą nadmiernie blokowane

Memy nie będą zakazane. Dlatego że są tworzone na podstawie albo prawa parodii, albo prawa cytatu. Oczywiście musimy pamiętać, że zawsze podpisujemy autora zdjęcia, z którego korzystamy przy tworzeniu memu, ale to jest wymagane już dzisiaj. Tyle tylko, że właśnie algorytmy, które po wdrożeniu dyrektywy będą musiały monitorować treści zamieszczane przez użytkowników, dziś nie są w stanie rozpoznać tego cytatu czy parodii. Zagrożenie tkwi w tym, że będą ekstensywnie usuwały, nadmiernie kasowały treści, które mają prawo być w internecie.

Problem wydaje się rzeczywiście poważny.

Jest to problem etyczny pod tym względem, że artykuł 13 zakłada aktywny monitoring treści na dużych platformach przez algorytmy, które nie rozpoznają kontekstu, w jakim dany utwór jest publikowany, a ten kontekst ma znaczenie przy ocenie w sytuacji prawno-autorskiej.

Jak więc rozwiązać tę kwestię, żeby nie dochodziło do absurdalnych sytuacji, takich jak ta w podanym przez panią przykładzie?

Przede wszystkim potrzebujemy lepszych algorytmów. Czy da się je stworzyć? Niestety, wątpię. Dlatego że prawo autorskie nie jest zero-jedynkowe. Na pewno jakimś remedium na sytuację będzie stworzenie szybkiej ścieżki odwoławczej dla użytkowników, których treści zostaną usunięte, mimo że były zgodne z prawem autorskim.

Na razie to jedyny sposób, żeby spróbować zaradzić zaistniałej sytuacji?

Myślę, że tak.

Parlament Europejski we wtorek poparł dyrektywę cyfrową, nazywaną przez jej przeciwników ACTA2. Opowiedziało się za nią 348 europosłów, przeciwko było 274, a 36 wstrzymało się od głosu. Dokument nakłada m.in. na strony internetowe obowiązek filtrowania treści pod kątem tego, czy nie zostały one nielegalnie skopiowane. Dyrektywę popierali m.in. artyści i wydawcy prasowi. Przekonywali, że na nielegalnych kopiach tracą niezależni twórcy, a zyskują informatyczne giganty. Przeciwna była zaś część internautów. Ich zdaniem dyrektywa cyfrowa to droga do "cenzury w sieci", ponieważ algorytmy stron internetowych nie będą rozróżniały nielegalnej kopii od przeróbki czy parodii.

Z Natalią Mileszyk rozmawiał Bartłomiej Bitner, PolskieRadio24.pl

Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy, możesz być pierwszy!
aby dodać komentarz
brak