Zimowe Igrzyska Olimpijskie Pjongczang 2018

PjongCzang 2018: nie tylko Rosjanie wpadali na dopingu. Przypominamy największe skandale zimowych igrzysk

Ostatnia aktualizacja: 09.02.2018 08:00
Skandal dopingowy związany z rosyjskimi sportowcami i fałszowaniem ich próbek podczas igrzysk w Soczi wstrząsnął światowym sportem. Nie tylko dlatego, że skala procederu była ogromna - do tej pory igrzyska zimowe w powszechnej świadomości nie były tak mocno kojarzone z nielegalnymi substancjami, jak ich letni odpowiednik.
PjongCzang 2018: nie tylko Rosjanie wpadali na dopingu. Przypominamy największe skandale zimowych igrzysk
Foto: Shutterstock

O rosyjskiej aferze powiedziano i napisano już wszystko. Początkowe reperkusje MKOl były niezwykle surowe. Poza dożywotnią dyskwalifikacją kilkudziesięciu sportowców, Rosjanom odebrano aż 13 z 33 zdobytych podczas poprzednich igrzysk medali.

Apelacja do Trybunału w Lozannie przyniosła efekt w postaci zmiany decyzji odnośnie dyskwalifikacji i anulowania wyników w wypadku większości sportowców. Nie zmieniło to jednak faktu, że wielu czołowych rosyjskich zawodników nie otrzymało prawa startu podczas igrzysk w Pjongczangu.

W wyniku śledztwa sankcje dotknęły początkowo ponad 40 rosyjskich sportowców. Odwołania większości z nich przyniosły skutek i zawodnicy nie będą musieli oddawać medali. Niezależnie od tego nie ulega wątpliwości, że mieliśmy do czynienia z dyskwalifikacjami na masową skalę, jakich historia zimowych igrzysk nie pamięta.

Przez lata rywalizacja na nich oficjalnie była niemalże kryształowo czysta, a pojedyncze przypadki przyłapania jakiegoś sportowca na stosowaniu zakazanych substancji nie wpływały w żaden sposób na obraz rywalizacji wśród przeciętnego kibica, często nieświadomego kulis dopingowego procederu.

Nie oznacza to jednak, że do oszustw nie dochodziło. Pod uwagę należy wziąć jednak niezbyt restrykcyjny stosunek Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego do ścigania nieuczciwych zawodników. Na dobrą sprawę, centrala światowego olimpizmu znacznie zaostrzyła kontrole podczas igrzysk dopiero w latach 90. XX wieku.

W tym artykule przypomnimy pięć słynnych historii dopingowych z wcześniejszych niż Soczi zimowych igrzysk.

Dopingowy prekursor z RFN

MKOl lat 50., 60. i 70. był organizacją zajmującą zupełnie inne stanowisko wobec dopingu, niż ma to miejsce w czasach współczesnych. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że panowało ciche przyzwolenie na dopingowy wyścig zbrojeń.

Czarnym charakterem tego okresu śmiało można nazwać ówczesnego przewodniczącego MKOl - Avery’ego Brundage’a. David Miller, autor „Historii igrzysk olimpijskich i MKOl” w swojej książce opisał działania Amerykanina następująco: „Jego styl rządów ruchem olimpijskim przypominał zasady mafijnej rodziny, a sam Brundage był na poły ojcem chrzestnym, a na poły tyranem”. Również inni czołowi działacze olimpijscy nie przejawiali gorliwości w walce z nielegalnym procederem.

Dopiero początek lat 70. i odejście Brundage’a pozwoliło na przyśpieszenie działań antydopingowych. Uwaga większości sportowego świata skupiała się na bardziej medialnych igrzyskach letnich, jednak również w najważniejszych zimowych zawodach czterolecia zaczęły pojawiać się przypadki wykrywania oszustw.

Pierwszym w historii zimowych igrzysk sportowcem oficjalnie złapanym i zdyskwalifikowanym za zażywanie nielegalnych substancji był niemiecki hokeista Alois Scholder. W organizmie zawodnika z RFN wykryto ślady efedryny, specyfiku przyśpieszającego przemianę materii. Dyskwalifikacja miała miejsce podczas igrzysk w Sapporo w 1972 roku.

Minęło więc 48 lat od premierowych igrzysk w Chamonix oraz 20 lat od bulwersującej ówczesny sportowy świat sprawy rywalizacji panczenistów, którzy po swoich biegach podczas igrzysk w Oslo wymagali natychmiastowej pomocy medycznej. Wtedy zawodnikom zarzucano stosowanie testosteronu, jednak zabrakło dowodów i chęci śledztwa ze strony MKOl.

Krople z efedryną? Brzmi wiarygodnie

Mimo odejścia Brundage’a, w centrali MKOl wciąż brakowało woli do pełnej walki z dopingiem i karania nieuczciwych sportowców. Doskonałym przykładem jest tu sprawa Galiny Kułakowej z kolejnych igrzysk w Innsbrucku. Okazało się, że przy odpowiedniej pozycji zawodnika i jego federacji, nie tylko można uniknąć dyskwalifikacji, ale też uzyskać pozwolenie na start w kolejnych zawodach tych samych igrzysk!

Galina Kułakowa była zawodniczką z samego światowego topu kobiecych biegów narciarskich. Medale przywoziła z czterech kolejnych igrzysk (1968-1980). 4-krotnie zostawała mistrzynią olimpijską, pięć razy zdobywała mistrzostwo świata. Jednego z medali, który wywalczyła w stolicy Tyrolu została jednak pozbawiona. Dlaczego?

W biegu na 5 km zajęła trzecie miejsce, przegrywając z Finką Heleną Takalo i swoją rodaczką Raisą Smietaniną. W wyniku kontroli przeprowadzonej tuż po zakończeniu rywalizacji okazało się, iż w organizmie Kułakowej wykryto efedrynę. Rosjanka miała jednak dużo więcej szczęścia, niż Scholder cztery lata wcześniej - zabrano jej medal, lecz pozwolono startować na igrzyskach dalej, dzięki czemu wywiozła z Austrii dwa inne krążki.

Jak to możliwe? Zawodniczka, wspierana przez sztab rosyjskich działaczy, utrzymywała, że przed startem walczyła z przeziębieniem. Aby móc stanąć do rywalizacji, Kułakowa miała pożyczyć od koleżanki krople do nosa, nie sprawdzając ulotki z ich zawartością. Rosjankę przywrócono więc do udziału w igrzyskach, a ona sama musiała radzić dalej sobie z chorobą bez pomocy kropli…

Aschenbach załamany, choć… czysty

O tym, że walka z dopingiem w tamtych czasach była prowizorką świadczy nie tylko sprawa Kułakowej, ale, przede wszystkim, historia Hansa-Georga Aschenbacha, jednego z najwybitniejszych skoczków narciarskich w historii. Cieniem na karierze sportowca z NRD kładzie się jego dopingowa przeszłość, do której, po latach, sam się przyznał.

Aschenbach w Innsbrucku sięgnął po złoty medal w konkursie na skoczni normalnej. Miesiąc po igrzyskach, światem skoków wstrząsnęła jego decyzja o zakończeniu kariery zawodniczej. Warto dodać, że Niemiec miał wtedy zaledwie 25 lat i perspektywę kolejnych sukcesów przed sobą.

Trzeba było poczekać kolejnych kilkanaście lat, aby poznać motywy, którymi sportowiec kierował się przy tej niespodziewanej decyzji.

Latem 1988 roku Aschenbach, pracujący jako lekarz w jednym z NRD-owskich klubów narciarskich, podczas zgrupowania swoich podopiecznych w Schwarzwaldzie (RFN) wymknął się pilnującym sportowców agentom Stasi.

Ucieczka jednego z najbardziej rozpoznawalnych sportowców wschodnich Niemiec była ogólnokrajowym skandalem, a Aschenbach stał się w NRD wrogiem publicznym numer jeden. „Zdrady” przebaczyć mu nie mogli nawet członkowie najbliższej rodziny, łącznie z dziećmi.

Trzęsienie ziemi miało jednak dopiero nadejść. Legendarny skoczek chętnie opowiadał zachodniej prasie o praktykach dopingowych w NRD. Przyznał, że sport stał się dla tamtejszego systemu komunistycznego okazją do pokazywania wyższości nad sportowcami z państw kapitalistycznych i, jako taki, został wciągnięty do przerażającej machiny dopingowej.

Skoczek zaszokował kibiców mówiąc, że sterydy zaczął brać już jako 16-latek. Aschenbach wspominał także, iż otrzymywał od działaczy ultimatum: jeżeli nie zechce przyjmować anabolików, jego reprezentacyjna kariera się skończy. Jak sam przyznawał, uległ szantażom i „stał się częścią systemu”.

Aschenbach opowiedział także, iż karierę zakończył nie mogąc poradzić sobie psychicznie ze stresem towarzyszącym mu podczas, prowizorycznych w tamtych czasach, kontroli dopingowych. Wspomniał, że po konkursie w Innsbrucku przeżył załamanie nerwowe, co przyśpieszyło jego decyzję o porzuceniu skoków.

Nie trzeba oczywiście dodawać, że podczas rzeczonej kontroli w jego organizmie nie wykryto żadnych zabronionych substancji. Podobnie zresztą jak u pozostałych sportowców ze wschodnich Niemiec, którzy w Innsbrucku zdobyli łącznie aż 19 medali olimpijskich…

Dopingowe Salt Lake City

Do końca XX wieku na zimowych igrzyskach nie doczekaliśmy się już skandalu podobnego kalibru, co sytuacje Kułakowej i Aschenbacha. Jeżeli kogoś dyskwalifikowano, to raczej sportowców z drugiego, a nawet trzeciego szeregu (tak jak np. polskiego hokeistę Jarosława Morawieckiego podczas igrzysk w Calgary). Kontrole wciąż były krytykowane w mediach jako nieskuteczne.

Trzeba pamiętać, że ostatnie dwie dekady poprzedniego stulecia to okres szybkiego rozwoju farmakologii, a do podstawowych dotąd środków dopingujących, takich jak efedryna, kodeina, testosteron czy dianabol (używany głównie w sportach siłowych) dołączyła erytropoetyna. EPO przekładać się miało na znaczny wzrost poziomu hemoglobiny we krwi i z czasem stało się ulubionym środkiem dopingującym choćby wśród kolarzy.

Mimo zwiększenia podaży anabolików i teoretycznego zaostrzenia polityki antydopingowej (w 1988 roku wprowadzono niezapowiedziane kontrole, zwiększono długość dyskwalifikacji i przyznano uprawnienia kontrolne krajowym federacjom sportowym), przeciętny kibic mógł sądzić, że zimowe igrzyska są oazą rywalizacji fair play, gdyż w mediach nie było słychać o dyskwalifikacjach ówczesnych sław narciarskich bądź łyżwiarskich.

Wszystko zmieniło się wraz z powołaniem w 1999 roku Światowej Agencji Antydopingowej (WADA). Pierwsze zimowe igrzyska odbywające się po rozpoczęciu działania przez tę organizację przypadły na 2002 rok i rywalizację w amerykańskich Salt Lake City.

Jeszcze w trakcie trwania igrzysk kibice mogli zobaczyć jak wielką zmianę przyniosło powołanie nowego organu wyspecjalizowanego w walce z nieuczciwym wspomaganiem. Swoje krążki straciło aż czworo medalistów.

Dwa najsłynniejsze nazwiska to rosyjskie biegaczki Olga Daniłowa i Larysa Łazutina. Obie uznawane były za największe gwiazdy kobiecych biegów przełomu wieków. Bardziej doświadczona Łazutina, dla której start w USA miał być ukoronowaniem bogatej w sukcesy kariery, na trzech wcześniejszych igrzyskach aż pięć razy stawała na najwyższym stopniu podium.

Daniłowa natomiast miała w dorobku dwa olimpijskie złota z igrzysk w Nagano (1998). Obydwie jednak kończyły karierę jako dopingowe oszustki, których dawne sukcesy również zaczęto poddawać w wątpliwość. 

Obie panie wpadły na stosowaniu kolejnej „nowości” na rynku sterydów: darbepoetyny. Specyfik ten miał pomagać osobom cierpiącym na niedokrwistość. Tym razem, inaczej niż ćwierć wieku wcześniej w przypadku Kułakowej, żadne tłumaczenia Rosjanek nie pomogły.

Obie zdyskwalifikowano, zabierając im także wywalczone w Salt Lake City medale. Łazutina musiała oddać jeden złoty i dwa srebrne krążki, natomiast Daniłowa straciła wywalczone w Stanach Zjednoczonych złoto i srebro.

Rosyjski Komitet Olimpijski uznał wtedy decyzję MKOl-u za krzywdzącą i niesprawiedliwą. Obie biegaczki nie straciły też na popularności w swoim kraju, a Łazutina, po latach, została nawet wybrana deputowaną obwodu moskiewskiego. 

Inną gwiazdą biegów, której amerykańskie igrzyska po latach będą kojarzyć się z odebraniem medali i dyskwalifikacją był Johan Muehleg. W latach 90. słynący z dziwnych zachowań Niemiec (zdarzało mu się np. pić wodę święconą z noszonego zawsze przy sobie flakonika) był wymieniany jako zawodnik szerokiej czołówki, jednak nie potrafił sięgnąć po medal wielkiej imprezy czy walczyć o najwyzsze laury w Pucharze Świata.

Wszystko zmieniło się w 1999 roku, kiedy to, skonfliktowany z macierzystą federacją, Muehleg zmienił barwy narodowe i zaczął reprezentować Hiszpanię. Rok później sięgnął po jedyny w karierze Puchar Świata. Brylował też podczas mistrzostw świata w Lahti w 2001 roku. Złoto w biegu na 50 km techniką dowolną i srebro (po dyskwalifikacji Fina Jarriego Isometsy) w biegu łączonym to największe sukcesy wywalczone w wielkich imprezach przez Muehlega.

Największe, gdyż trzy złote krążki wywalczone podczas igrzysk w Salt Lake City zostały niemieckiemu Hiszpanowi odebrane. Muehleg początkowo okazał się najlepszy w rywalizacji na 30 km stylem dowolnym, w biegu łączonym oraz, na zakończenie igrzysk, na 50 km techniką klasyczną.

Po ostatnim z biegów, kontrola wykazała u zawodnika obecność darbepoetyny. Muehlega wyrzucono z igrzysk, jednak… MKOl początkowo nie odebrał mu dwóch wcześniejszych medali. Dopiero śledztwo Międzynarodowego Trybunału do Spraw Sportu w Lozannie pozwoliło na wykreślenie nazwiska Niemca z grona mistrzów olimpijskich. Muehleg nigdy później nie wrócił na narciarskie trasy.

Ostatnim, czwartym zdyskwalifikowanym medalistą był Brytyjczyk Alain Baxter, który sensacyjnie stanął na najniższym stopniu podium w slalomie. Pierwszy w historii brytyjski medalista w narciarstwie alpejskim nie nacieszył się jednak długo sławą i medalem.

W miesiąc po zakończeniu rywalizacji, opinia publiczna dowiedziała się o wykryciu w jego organizmie meta amfetaminy. Co prawda, sportowiec bronił się, iż zażył ją nieświadomie, jednak dla MKOl nie było to usprawiedliwieniem. Szkot musiał zwrócić medal.

Igrzyska w Salt Lake City miały być sygnałem, że czas pobłażania dla dopingowiczów nieuchronnie dobiegł końca. Cztery lata później wybuchła jednak kolejna duża afera, po której niektórzy zarzucali władzom ruchu olimpijskiego zbyt dużą bierność i brak odpowiednich procedur pozwalających na szybkie karanie nieuczciwych zawodników.

Uciekający trener i austriackie transfuzje

Oficjalnie jedyną zdyskwalifikowaną za stosowanie dopingu uczestniczką igrzysk w Turynie była Rosjanka Olga Pylewa. Biathlonistka, za stosowanie zakazanego carphedonu, została zdyskwalifikowana na dwa lata i pozbawiona srebrnego medalu wywalczonego w rywalizacji na 15 kilometrów.

Nie o wpadce i dyskwalifikacji słynnej Rosjanki najwięcej jednak mówiono w kontekście tamtych igrzysk. Dopingową palmę pierwszeństwa w 2006 roku należy bowiem przyznać ekipie austriackich biathlonistów.

Noc z 18 na 19 lutego w Austrii zapamiętano na długo. Wtedy to, po donosie ze strony WADA, włoscy karabinierzy niespodziewanie stanęli w drzwiach wioski olimpijskiej, pilnie chcąc się dostać do zakwaterowań austriackiej kadry biathlonowej.

Śledczy otrzymali bowiem wiadomość, iż sportowców „odwiedził” były trener Walter Mayer, wydalony z wioski olimpijskiej w Salt Lake City za przeprowadzanie swoim podopiecznym tzw. transfuzji krwi, co było surowo zabronione przez WADA pod groźbą długoletniej dyskwalifikacji.

Co ciekawe, policjanci po wejściu na teren mieszkań Austriaków nie znaleźli początkowo nic zabronionego, co pozwoliło mówić kierownictwu tamtejszej reprezentacji o skandalu i pozbawionym podstaw nalocie włoskiej policji.

Szybko okazało się jednak, że śledczy natrafili pod oknem jednego z pokoi zajmowanych przez sportowców na tajemniczą torbę. Jej zawartość? Ponad sto jednorazowych strzykawek, różnego rodzaju anaboliki i aparatura do przetaczania krwi.

„Poszukiwanego” Mayera jednak nie udało się znaleźć w wiosce… Trener musiał się z niej wymknąć, gdyż podczas konferencji prasowej następnego dnia jego obecność potwierdził Elrich Wagner, ówczesny rzecznik prasowy austriackiego komitetu olimpijskiego. Wagner dodał przy tym, iż… poszukiwany szkoleniowiec chciał tylko udzielić zawodnikom rad. Dodał także, że „trudno aby rozmawiali tylko o pogodzie”…

Mayer został jednak zatrzymany przez policję po kilkugodzinnym pościgu. Co ciekawe, stało się to już na terenie Austrii, dzięki współpracy funkcjonariuszy z obydwu państw. Dwaj najlepsi wówczas austriaccy biathloniści Wolfgang Perner i Wolfgang Rottmann wycofali się z igrzysk i wrócili do kraju, podobnie jak trener ich reprezentacji Emil Hoch.

MKOl stanął jednak przed dylematem, gdyż kontrola biathlonistów nie udowodniła im stosowania żadnych zabronionych środków. Jak to możliwe? Najprawdopodobniej Austriacy stosowali autotransfuzje, przy których podali zawodnikom ich własną krew, którą odpowiednio wcześniej zgromadzono w specjalnych pojemnikach i zabezpieczono.

Perner i Rottmann niebawem zakończyli kariery, a informacje włoskiej policji i prokuratury o znalezieniu podejrzanych medykamentów oraz strzykawek miały wpływ na ostateczną decyzję Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego.

Sześciu austriackich zawodników (w tym dwaj, którzy opuścili wioskę) zostało dożywotnio zdyskwalifikowanych, a kadrze biathlonowej tego alpejskiego kraju kilka lat zajął powrót do światowej czołówki.

Faktem jest jednak, że żaden ze zdyskwalifikowanych oficjalnie nie brał środków dopingujących, co pokazało że współcześni sportowcy znają całą gamę sztuczek mogących wywieźć w pole kontrolerów i opinię publiczną. Rosyjski skandal z Soczi dał natomiast nadzieję, że nie zawsze oszuści mogą czuć się bezkarni.

Nie zawsze jednak udaje się wykryć dopingowiczów, mimo stałego rozwoju nauki i coraz większych możliwości organów kontrolnych. Pozostaje nadzieja, że igrzyska w Pjongczangu będą stały pod znakiem pasjonującej rywalizacji na arenach sportowych, nie zaś nalotów policji i dyskwalifikacji medalistów…

Paweł Majewski, polskieradio.pl 

Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy, możesz być pierwszy!
aby dodać komentarz
brak
Czytaj także

PjongCzang 2018: igrzyska bez Rosji, ale z dopingowym skandalem z udziałem rosyjskich sportowców

Ostatnia aktualizacja: 06.02.2018 09:55
Igrzyska olimpijskie bez rosyjskiej flagi, bez rosyjskiego hymnu i strojów w narodowych barwach. MKOl podjął decyzję, która pociąga Rosję do odpowiedzialności za lata przyzwolenia na doping - jak bardzo ucierpi na tym rywalizacja w Pjongczangu? 
rozwiń zwiń