Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Opowieść intymna. Bastarda, Joao De Sousa i "Fado"

Ostatnia aktualizacja: 08.06.2021 09:00
Niezwykłej urody album nagrali wspólnie Joao De Sousa i trio Bastarda. Wykreowana przez nich wspólnie muzyka jest tyleż refleksem tradycji ile własną, zgoła autorską wypowiedzią: zarazem wyrafinowaną i niezwykle komunikatywną.
Okładka płyty Fado
Okładka płyty "Fado"Foto: mat. pras.

„Oczarował mnie totalnie intymnością, bliskością śpiewu, nieegzaltowanego. Bardzo czułego i pięknego” – mówił w magazynie "Źródła" Paweł Szamburski na temat Joao De Sousy, z którym wspólnie wystąpił na omawianej tu płycie, prezentując własne odczytanie muzyki fado. Po przesłuchaniu krążka trudno nie przyznać mu racji. Sam Szamburski nie kryje przy tym, że był sceptyczny, kiedy ów pomysł się pojawił. Rzeczywiście, choć trio Bastarda zdołało przez klika lat swojego istnienia określić swój bardzo otwarty stosunek do szeroko – i rozmaicie – rozumianej tradycji, to jego estetyka i brzmienie zdawały się dalekie od tak charakterystycznej portugalskiej (blue) nuty. A jednak udało się coś szczególnego.

ZOBACZ TEŻ:

Muzyka, której możemy posłuchać na wydanym niedawno albumie, to rzecz z jednej strony oczywiście nawiązującą do klasyki gatunku, z drugiej – będąca autonomiczną, autorską, własną historią, również (zwłaszcza) w sensie kreowanego przez ten kwartet świata dźwięków. Utwory wypełniające płytę „Fado” to konstrukcja niezwykłej subtelności, a zarazem wyrafinowana, skupiona, a jednocześnie pełna przejmującej ekspresji. Nieudawana w żadnej mierze, nie wykoncypowana, a będąca owocem prawdziwie twórczego spotkania.

Choć na pozór pierwszoplanową postacią jest tu śpiewający De Sousa, to trudno wyobrazić sobie tę muzykę bez fenomenalnej bazy harmonicznej, brzmieniowej, pełnej niuansów i półcieni, którą tworzy trio Bastarda. Nie czas i miejsce tu na szczegółowy opis dokonań tej niezwykłej grupy, jednej z najbardziej fascynujących na polskiej scenie muzycznej, ale słów choć parę wypada. Tworzą ją artyści o nieprzeciętnej wrażliwości i muzykalności, a jej niepospolity charakter opiera się także na własnym pomyśle na brzmienie, które organizują klarnet (lub klarnet basowy), klarnet kontrabasowy oraz wiolonczela.

To także muzycy o wielkim doświadczeniu, które pozwala im na tak wielką swobodę wykonawczą i artystyczną odwagę, daleką od brawury. Wspomnijmy więc choćby, że Paweł Szamburski ma prawo być pamiętany ze świetnej solowej płyty „Ceratitis Capitata”, ale też grup Sza/Za, Horny Trees czy Meritum – swoją drogą z tą ostatnią grał przed laty na Nowej Tradycji. Bodaj na pierwszej Nowej Tradycji w konkursie gościł także ze swym ówczesnym triem drugi z klarnecistów Michał Górczyński. To kolejny niestrudzony muzyczny poszukiwacz, którego publiczność może znać z licznych przedsięwzięć, m.in. grup Kwartludium, Malerai, tria William’s Things, formacji Pole / Polonka czy współpracy z Kenem Vandermarkiem albo Buba Badije Kuyatehem. Obaj – Szamburski i Górczyński – spotykali się już m.in. w tak fascynujących zespołach, jak Cukunft, Ircha Clarinet Quartet czy Laar. Niemniejszą osobowością jest trzeci członek Bastardy, wiolonczelista Tomasz Pokrzywiński – muzyk znany ze składów Arte Dei Suonatori, Holland Baroque Society, Academy of Ancient Music i całego szeregu innych przedsięwzięć.

Wspólnie nagrali dotąd trzy wybitne płyty, na których po swojemu mierzyli się z muzyką dawną (kompozycjami Piotra z Grudziądza, a potem muzyką różnych kompozytorów związaną ze sztuką umierania), a wreszcie z żydowskimi nigunami. Bawiąc się w aforyzmy, można by powiedzieć, że nie zmieniło się nic: kolejna radykalna i dość zdumiewająca zmiana tematu zainteresowań przyniosła znów wspaniałe efekty.

Ten czwarty

Jak już wspominałem: tym razem równie ważny, co członkowie Bastardy jest „ten czwarty”. To również dobrze znany polskiej publiczności, bo mieszkający w naszym kraju już od kilkunastu lat Joao De Sousa. Na koncie ma kilka solowych płyt, najnowsza ukazała się niemal równocześnie z „Fado” i jest znakomitym dowodem tego, jak różnorodną stylistyką artysta się zajmuje. Odnajdziemy tam bowiem, owszem, elementy portugalskiej tradycji, ale skąpane w brzmieniach – bywa – elektrycznych i elektronicznych, z elementami songwritingu, ale też indie popu i reggae, r&b i neo soulu, jazzu i hip-hopu. Tutaj natomiast De Sousa jest absolutnie skupiony na lirycznym śpiewaniu, nie egzaltowanym, za to do głębi prawdziwym, wiarygodnym; skoncentrowany na tworzeniu własnej wizji, choć przecież wyraźnie opartej o tradycję. Nie bez znaczenia jest przecież fakt, że to jego śpiewanie stało się dla członków Bastardy impulsem do nagrania takiej płyty. Warto pry okazji zauważyć, że Joao De Sousa nie tylko tu śpiewa, ale też gra na gitarze.

„Fado” to zaledwie osiem (zaledwie, bo chciałoby się więcej!) kompozycji, będących autorskimi opracowaniami klasycznych tematów fado. W programie płyty znajdziemy utwory takich autorów jak Carlos de Oliveira, Alain Oulman czy Amalia Rodrigues, królowej fado. Dość daleko im jednakże do oryginałów i jak sądzę nie jest to żaden wyzywający gest. Bowiem to na pozór egzotyczne zestawienie (szczególnie w warstwie instrumentalnej) nie jest w żadnej mierze pomysłem ekscentrycznym. Wręcz przeciwnie: obie strony, oba „podmioty wykonawcze” (zarówno De Sousa, jak i Bastarda) mówią swoim najbardziej typowym, organicznym, charakterystycznym, najbardziej „własnym” głosem / brzmieniem. Tu nie chodzi o zaskoczenie. Chodzi o opowieść. A że jest ona poruszająco piękna, tym lepiej.

Te znane tematy nie tracą tu swej tradycyjnej melancholii, głębi, liryzmu, zarazem stają się autorską, intymną wizją. Niezwykle skupione, pozbawione zbędnych ozdobników granie instrumentalistów jest jednocześnie pełne niuansów, oddane właśnie owej wspólnej narracji. Jej dopełnieniem (a może ukoronowaniem) jest wspaniałe śpiewanie De Sousy, jako się rzekło: intymne, naturalne, bliskie słuchacza.
Wartość tej płyty podkreśla dodatkowo fakt, że została nagrana w studio na żywo, bez dodatkowych ingerencji technicznych. Ta muzyka niewątpliwie pięknie rymuje się z dojrzałą wiosną i nadchodzącym latem, ale też pewien jestem, że znakomicie będzie brzmiała w każdej porze roku.

Tomasz Janas

Bastarda & Joao De Sousa

„Fado”, Audio Cave 2021

Ocena: 5 / 5 

***

Więcej recenzji i felietonów - w naszych działach Słuchamy i Piszemy.


Czytaj także

Zielnik pełen czułości

Ostatnia aktualizacja: 05.04.2021 20:50
Późny debiut zespołu T/Aboret okazuje się dziełem bardzo dojrzałym – i spełnionym. Jest wielowątkową, finezyjną, autorską opowieścią.
rozwiń zwiń