Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Karnawał

Ostatnia aktualizacja: 24.01.2023 01:00
Czas zabaw trwających od Nowego Roku, albo od święta Trzech Króli do środy popielcowej, albo przez ostatni tydzień lub tylko trzy ostatnie – i dlatego najbardziej szalone i hulaszcze – dni przed Popielcem, nazywano w Polsce zapustami.
Audio
  • Polka Zbyszek - Kapela Zespołu Regionalnego Kaszuby z Kartuz, z płyty "Kaszuby" z serii "Muzyka Źródeł"
Diabeł - maska karnawałowa
Diabeł - maska karnawałowaFoto: Pixabay.com/Gaertringen

Te ostatnie trzy dni karnawału nosiły także staropolską nazwę mięsopust (uformowaną identycznie jak nazwa karnawału od słów mięsa – opust, czyli pożegnanie, opuszczenie, poniechanie i pożegnanie mięsa). Nazywano je również ostatkami, kusymi (diabelskimi) dniami, kusakami, dniami zapuśnymi.

Polskie zabawy i hulanki karnawałowe zostały potwierdzone już przez z źródła z XVI wieku, ale ich tradycje są bez wątpienia starsze. Z XVI wieku natomiast pochodzą oficjalne protesty duchownych, piętnujących ostro owe nieposkromione swawole i przyziemne, prowadzące do grzechu zabawy. W Polsce bowiem podobnie jak w innych krajach Europy, karnawał był czasem biesiad i pijatyk, tańców i nieustannej zabawy, którą stawiano ponad wszystkim. Bawiono się i weselono we wszystkich stanach, w miastach i na wsi. Bawili się bogaci i biedni, młodzi i starsi, a wszyscy stosownie do posiadanych środków i zasobów, jedli dużo, tłusto i jeszcze więcej pili.

SŁUCHAJ

Na szlacheckich i magnackich dworach urządzano polowania i turnieje, okazale i bardzo wystawne uczty i bale, a wśród nich modne w Polsce, już w XVII wieku bale kostiumowe i maskowe. W Warszawie urządzano bale maskowe zwane redutami. Do ulubionych staropolskich rozrywek karnawałowych, urządzanych z wielkim szumem i brawurą, należały szlacheckie kuligi. Była to sanna, prowadzona przez wodzireja-arlekina, od dworu do dworu. W każdym czekała gości uczta i salony przygotowane do tańca. A gdy goście najedli się, napili, ogrzali i wytańczyli, nierzadko opróżniając do czysta z zapasów komory, piwnice i spiżarnie gospodarzy, na znak wodzireja i jego okrzyk – kulig, kulig, ruszali w dalszą drogę, przy dźwiękach muzyki i głośnym dzwonieniu janczarów, zabierając ze sobą (nierzadko siłą) przynajmniej jednego albo nawet kilku domowników, tak że do kolejnych odwiedzanych dworów, zajeżdżała coraz to większa i – czasami – wielce kłopotliwa gromada gości, bo kulig nie był równy kuligowi.

Karnawał był również – zwyczajowo – czasem swatania i kojarzenia młodych par, czasem zaręczyn, a nawet i zaślubin. Przy czym na ślubnym kobiercu stawały najczęściej pary skojarzone w poprzednim roku i poprzednim karnawale, choć nie było to regułą. Był więc karnawał i tańce karnawałowe, bale i zabawy, swego rodzaju giełdą małżeńską. Barbara Ogrodowska

Kipiący radością, wesoły i huczny był także karnawał chłopski, bo i na wsi, w zapusty było gwarno, suto i radośnie, i tam bawiono się przy muzyce i tańczono. Karnawał na wsi był czasem pod każdym względem niezwykłym. Na wsi bowiem z zabawami zapustnymi, z tańcami i poczęstunkami wiązały się również stare i bardzo ciekawe zwyczaje oraz obrzędy na płodność i urodzaj, które mieszkańcy wsi, obyczajem swych przodków, odprawiali u schyłku zimy.

***

Tekst pochodzi z książki "Polskie obrzędy i zwyczaje doroczne" dr Barbary Ogrodowskiej, wyd. Muza, Warszawa 2010.

Opracowała: Hanna Szczęśniak

Po więcej felietonów dotyczących świąt zapraszamy do naszej zakładki świętujemy.