W 2. poł. lat 80., na długo po epizodzie z... bostońską mafią ("była wojna między gangami, stało się dla mnie jasne, że może się to skończyć bardzo źle; w międzyczasie zakochałem w dziewczynie z lokalnej bohemy, która patrzyła na mnie jak na barbarzyńcę, postanowiłem więc zostać poetą bitnikiem") Richard Lourie podróżował po Gruzji. Mieszkał w hotelu w Tbilisi, w którym - wymogi radzieckich służb - musiał zostawić paszport. Jak wspominał w Dwójce, bardzo mu zależało, by odwiedzić pobliskie Gori, miasto, w którym urodził się Stalin.
- Wiedziałem, że kiedyś coś napiszę na ten temat, jeszcze jednak nie wiedziałem, co. Wiedziałem, że jeśli nie zobaczę jego domu i tego, co widział, wychodząc z domu jako mały chłopiec, nie będę w stanie zrozumieć tego człowieka - opowiadał. Przyjechał zatem do Gori, zobaczył muzeum Stalina i - gdy już czekał na pociąg powrotny - został zatrzymany przez KGB. - Przesłuchiwało mnie sześciu facetów, mój rosyjski był lepszy niż ich rosyjski (co też mnie niepokoiło), ale w pewnym sensie była to najlepsza noc, jaką w życiu spędziłem - przyznał. Dla Louriego było to bowiem szczególne doświadczenie: być zatrzymany przez KGB w rodzinnym mieście Stalina. Wiele lat później zaś - napisać "Autobiografię" radzieckiego oprawcy.
Richard Lourie na tegorocznym Festiwalu Miłosza. Fot. Tomasz Wiech
Richard Lourie to reporter i powieściopisarz, niegdyś ulubiony student, a potem współpracownik Czesława Miłosza. Ukazały się właśnie tłumaczenia jego dwóch książek: "Wstręt do tulipanów” – o człowieku, który w dzieciństwie przyczynił się do śmierci Anny Frank – i, właśnie, "Autobiografia Stalina”. Obie mieszają fikcję i fakty, wciągając czytelnika w refleksję na temat zła w dwóch jego dwudziestowiecznych odmianach: hitleryzmu i stalinizmu.
Z pisarzem rozmawiała Anna Lisiecka.
Zachęcamy także do słuchania "Wstręt do tulipanów” w interpretacji Mariana Opani.