Eugeniusz Morawski: utracona muzyka, odzyskana pamięć

Ostatnia aktualizacja: 02.11.2025 06:00
2 listopada 1876 roku, czyli 149 lat temu, przyszedł na świat Eugeniusz Morawski - kompozytor, pedagog, pianista i malarz. W latach 30. dwukrotnie pełnił funkcję jurora Konkursu Chopinowskiego, był też rektorem Państwowego Konserwatorium Muzycznego w Warszawie, gdzie wykładał instrumentację. Do jego uczniów należeli m.in. Witold Lutosławski i Andrzej Panufnik.
Eugeniusz Morawski (1876-1948) był kompozytorem, pedagogiem, pianistą i malarzem.
Eugeniusz Morawski (1876-1948) był kompozytorem, pedagogiem, pianistą i malarzem.Foto: NAC

Był jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci przedwojennego życia muzycznego. Stefan Kisielewski, kolejny z uczniów artysty, wspominał: "Była to postać niezwykła, żywcem jakby przeniesiona z młodopolskiej cyganerii artystycznej, lecz zarazem doskonale jakoś wkomponowana w klimat Warszawy lat trzydziestych".

Losy dorobku kompozytorskiego Morawskiego były tragiczne – szacuje się, że około 70 procent jego rękopisów zaginęło w czasie powstania warszawskiego, a samego kompozytora przez wiele lat postrzegano niemal wyłącznie jako wroga Karola Szymanowskiego.


Człowiek renesansu

Młodość Morawskiego była barwna, niemal awanturnicza. Studiował kompozycję i fortepian w Instytucie Muzycznym u Zygmunta Noskowskiego i Antoniego Sygietyńskiego. Zaprzyjaźnił się też z litewskim artystą Mikalojusem Konstantinasem Čiurlionisem.

Po ukończeniu studiów muzycznych w 1904 roku Morawski zwrócił się ku sztukom plastycznym. Rozpoczął naukę w Szkole Sztuk Pięknych, gdzie kształcił się w trzech klasach: pejzażu Ferdynanda Ruszczyca, portretu Konrada Krzyżanowskiego i sztuki stosowanej Karola Tichego.


Czytaj także:


Kompozytor i bojownik

Morawski był aktywny także jako działacz niepodległościowy. W 1903 roku wstąpił do bojówki Polskiej Partii Socjalistycznej i, ze względu na tę działalność, został aresztowany w 1907 roku. Początkowo skazano go na zesłanie na Syberię, ale później karę tę zamieniono na wygnanie z Imperium Rosyjskiego.

Kompozytor udał się do Paryża, gdzie kontynuował edukację i pozostał przez 22 lata. Wśród jego przyjaciół znalazł się wówczas znakomity pianista Artur Rubinstein. - Serdecznie zaprzyjaźniłem się wówczas z Eugeniuszem Morawskim […]. W kawiarni wymienialiśmy poglądy na wiele tematów, a także poznaliśmy się lepiej wzajemnie, nie tylko osobiście, ale i jako muzycy. Godzinami przesiadywałem u Morawskiego przy fortepianie; on grywał mi swoje kompozycje, które zdradzały prawdziwy talent, ja zaś zapoznawałem go z muzyką Szymanowskiego - wspominał.


Rektor Konserwatorium – artysta w służbie edukacji

Morawski wrócił do Polski w 1930 roku. Został rektorem Państwowego Konserwatorium Muzycznego, gdzie wykładał także instrumentację. - Przyjście na lekcję do Morawskiego oznaczało zawsze kontakt z błyskotliwym, dowcipnym, pełnym wielkiej kultury profesorem. Wykłady instrumentacji były bardzo frapujące - obok szczegółowych zasad instrumentacji poznawaliśmy literaturę muzyczną, a często także braliśmy udział w wielu ciekawych rozmowach i dyskusjach prowadzonych niemal na stopie koleżeńskiej, bez jakiegokolwiek dystansu. Owe liczne dygresje, wspominki i anegdoty bardzo urozmaicały wykłady i wielu z nas przepadało wprost za tym - wspominał jego wykłady znakomity dyrygent Bohdan Wodiczko.


Juror z temperamentem

Eugeniusz Morawski aktywnie włączył się też w polskie życie muzyczne. Był jednym z założycieli Instytutu Fryderyka Chopina w 1934 roku. Dwukrotnie – w 1932 i 1937 roku – zasiadał w jury Konkursu Chopinowskiego.

Pianista i publicysta, późniejszy dyrektor Polskiego Radia, Roman Jasiński, wspominał kontrowersje dotyczące przyznania nagród podczas drugiej edycji zmagań konkursowych w 1932 roku. - Ungár zasługiwał najwyżej na czwarte czy piąte miejsce. Otrzymanie przezeń pierwszej nagrody stałoby się skandalem, a przyznanie drugiej było jawnym nieporozumieniem. Stało się to w znacznej mierze dzięki [...] Eugeniuszowi Morawskiemu, który zafrapowany grą Ungára, trąbił swe zachwyty na prawo i lewo. A że był wymowny i potrafił w sposób niezwykle sugestywny narzucać ludziom swe sądy, więc wielu członków jury, ulegając jego hałaśliwej presji, głosowało za Ungárem - pisał w swoich wspomnieniach.


Muzyka, która spłonęła

Wojna przyniosła artyście utratę znacznej części dorobku. Morawski nie drukował swoich utworów, więc utrata rękopisu oznaczała też utratę samego dzieła. Podczas powstania przepadły m.in. symfonie, poematy symfoniczne, opery, koncerty instrumentalne i liczne dzieła kameralne.

Zachowało się niespełna trzydzieści kompozycji: poematy symfoniczne "Don Quichotte", dwa dzieła oparte na wierszach Edgara Allana Poego – "Nevermore" i "Ulalume", dwa balety – "Miłość" i "Świtezianka", muzyka sceniczna do sztuki "Lilla Weneda", a także utwory kameralne i kilkanaście pieśni.


Morawski odkryty na nowo

Przez wiele lat na Morawskim ciążyło odium "wroga Karola Szymanowskiego". Dziś jednak postrzega się go jako jednego z najciekawszych polskich kompozytorów pierwszej połowy XX wieku.

Kilka lat temu Polskie Radio Chopin i Agencja Muzyczna Polskiego Radia wydały trzypłytowy album poświęcony muzyce tego twórcy. To symboliczny gest przywrócenia jego dorobku współczesnej świadomości – i dowód, że jego muzyka, choć niegdyś niemal zapomniana, wciąż potrafi fascynować. W 2017 roku Łukasz Borowicz poprowadził "Świteziankę" Morawskiego, ktora obok kompozycji Aleksandra Tansmana i Karola Szymanowskiego weszła w skład spektaklu "Balety polskie", wystawionego przez Teatr Wielki - Operę Narodową.


***

Oskar Łapeta

Czytaj także

Andrzej Panufnik. Geniusz, który uciekł z Polski

Ostatnia aktualizacja: 27.10.2025 07:55
27 października 1991 roku zmarł Andrzej Panufnik. W drugiej połowie lat 40. i pierwszej lat 50. był najjaśniejszą gwiazdą na firmamencie polskiej muzyki.
rozwiń zwiń
Czytaj także

"Legenda Bałtyku". Muzyczna perła Feliksa Nowowiejskiego

Ostatnia aktualizacja: 11.08.2025 13:09
"Legenda Bałtyku" Feliksa Nowowiejskiego to opera, która w minionym stuleciu zyskała ogromną popularność, stając się muzycznym symbolem odzyskanej niepodległości i odrodzonej Polski nad morzem. Dzięki ludowym motywom i baśniowej atmosferze utwór świetnie wpisywał się zarówno w międzywojenną, jak i powojenną rzeczywistość, pozostając bezpiecznym i wyrazistym symbolem narodowej tożsamości. - To opera, którą Nowowiejski chciał wszystkim zaimponować - mówił dyrygent Łukasz Borowicz.
rozwiń zwiń