Muzyka Skalnego Podhala wg Krzysztofa Trebuni-Tutki

Ostatnia aktualizacja: 16.06.2021 16:05
W "Źródłach" wysłuchaliśmy pilotażowego odcinka podcastu "Muzyka Skalnego Podhala wg Krzysztofa Trebuni-Tutki". O historii źródeł kultury podhalańskiej, roli, jaką pełnili w niej Wołosi i pasterstwo. 
Audio
  • Muzyka Skalnego Podhala wg Krzysztofa Trebuni-Tutki (Dwójka/Źródła)
Śleboda Kapela Krzysztofa Trebuni-Tutki
"Śleboda" Kapela Krzysztofa Trebuni-TutkiFoto: archiwum Krzysztofa Trebuni-Tutki

Dziesięcioodcinkowy cykl poświęcony będzie najważniejszym muzykantom i muzykanckim rodom Skalnego Podhala. Opowieści Krzysztofa Trebuni-Tutki, dopełni jego gra na instrumentach pasterskich, złóbcokach i skrzypcach. Usłyszymy w nich także archiwalne nagrania Polskiego Radia zarejestrowane na Podhalu. Kolejne odcinki pojawiać się będą co środę na platformach podcastowych, w tym w dziale PODCASTY Polskiego Radia.

Muzykę pod Tatry przynieśli pierwsi osadnicy, którzy przywędrowali spod Sandomierza, ze średniowiecznej Małopolski. Pierwsze podhalańskie miejscowości datuje się na XII w., wtedy zapewne przybyły tam również pierwsze melodie, na Podhalu zwane nutami. Z kolei w XIV w. przybyli w te rejony Niemcy Spiscy, osiedlali tereny od Nowego Targu na wschód (Waksmund, Frydman), jednak niewiele pozostało po nich śladów w muzyce góralskiej.

Grupą, która miała bardzo silny wpływ nie tylko na muzykę, ale i całą góralską kulturę byli Wołosi – lud pasterski, który z południa przywędrował w granice Rzeczypospolitej, uciekając przed najazdami Turków i Tatarów. Między wiekami XIV a XVII przemieszczali się na zachód północną stroną Karpat, wtapiając się w osiadłą tam ludność lub zakładając własne wsie. Wsie na prawie wołoskim – czynszowym. A zatem nie tylko kultura muzyczna, ale i pasterskie zwyczaje – od hodowli stada, poprzez wyrób serów, po swoistą ekonomię – to wszystko zawdzięczamy Wołochom. Pierwsza muzyka góralska, to właśnie muzyka pasterska, opisująca cienie i blaski życia na halach.

Poznaliśmy szereg instrumentów towarzyszących pasterskiemu życiu. Wśród nich instrumenty sygnałowe: róg i trombitę, które służyły zarządzaniu juhasami, ostrzeganiu przed niebezpieczeństwem.

- Ale trombita była także instrumentem kontemplacyjnym. Kiedy baca wieczorem wychodził przed szałas i modlił się swoim graniem – zauważył Krzysztof Trebunia-Tutka – Kilka melodii trembitowych zanotował Eugeniusz Janota, potem Stanisław Budz Lepsiok Mróz, dudziarz, podawał Sunderlandowi nuty, były wygrywane ponoć w czasie narodzin Pana Jezusa… Pewnie chodzi o czas godnych świąt, nie rzeczywiste narodzenie Chrystusa przed tysiącami lat.Stanisław Budz Lepsiok Mróz,1925, fot. Archiwa Muzeum Tatrzańskiego Stanisław Budz Lepsiok Mróz,1925, fot. Archiwa Muzeum Tatrzańskiego

Do instrumentów pasterskich zaliczamy także niezliczoną liczbę gwizdków i piszczałek, były to również zabawki dziecięce, tworzone przede wszystkim wiosną, kiedy młode drewno łatwo było „odpukać” i zdjąć z niego korę. Taka piszczałka miała kilka dni przydatności do użycia, później kora wysychała na tyle, że nie dało się na niej grać.

Co zdolniejsi chłopcy zawczasu przygotowywali sobie instrumenty wiercąc lub wypalając kanały w gałęziach. Tak powstawały fujary bezotworowe. Można było na nich wygrać starodawną gamę, nazywaną gamą góralską (podwyższony 4 stopień, obniżony 7). To o nią oparte są melodie najstarsze, które łączą jeszcze wpływy ze starożytnej Grecji (tamtejsza starożytna skala również była siedmiostopniowa).

W gałęzi bzu czarnego można było, poza kanałem, wypalić jeszcze otwory melodyczne. Im dłuższa była piszczałka, tym niższa tonacja. Krótkie piszczałki wydawały z siebie wyższe dźwięki, co cenione było w góralskim, który miał się przecież nieść ponad szczytami Tatr. Śpiewać trzeba było „wysoko, pięknie, po juhasku”. Kolejną fujarą była dwojnica, składająca się z dwóch kanałów – jednego melodycznego, z 6 otworami, drugiego burdonowego.

- Profesor Adolf Chybiński już 100 lat temu zauważył pokrewieństwo dwojnicy z innymi instrumentami karpackimi, ale i podwójnymi piszczałkami bałkańskimi – mówił nasz prowadzący.

Co przygrywało harnasiom w okolicach Zakopanego? Fujara trzyotworowa. Na rycinach sprzed przeszło 200 lat możemy zobaczyć podhalańskich zbójników, którzy przygrywają sobie na dudach i fujarach trzyotworowych. Dawne zapiski mówią o tym, że gdy harnasie szli na ścięcie przygrywali sobie melodie przed śmiercią. Skąd właściwie wzięli się harnasie, słynni zbójnicy? Wieść niesie, że z potrzeby chwili. Kiedy przychodziły „płone lata”, jak określił to Sabała, czas klęsk żywiołowych, głodu, kiedy stada źle się chowały i umierały, trzeba było zmienić profesję. Baca stawał się harnasiem, „szedł na zbój” wraz ze swoimi juhasami.

Krzysztof Trebunia-Tutka z synem Jaśkiem Krzysztof Trebunia-Tutka z synem Jaśkiem

Wspomniany prof. Chybiński zwrócił też uwagę na kozę – dudy podhalańskie – którą określił organami w instrumentarium ludowym. Jako jedyne dudy w Polsce, to właśnie podhalańska koza ma aż trzykanałową gaździcę (przebierkę).

Z początkiem XX w. skrzypce wyparły dudy. Kozy przestały grywać na weselach. Jednym z ostatnich, znanych dudziarzy był Stanisław Budz Lepsiok Mróz (pradziad Krzysztofa Trebuni-Tutki). Można było usłyszeć go grającego na hali Mała Łąka, gdzie był bacą. W panującym wówczas okresie swoistej chłopomanii, przyjeżdżający z miast „panowie” interesowali się starym dudziarzem do tego stopnia, że zaczął on jeździć po Polsce i Europie, by ukazać piękno góralskiej kultury. Ostatnie wesele na dudach Mróz ograł w Poroninie w 1936 roku.

Dopiero w latach 60. postanowiono zrekonstruować dudy. Tu duże zasługi należy przypisać m.in. Bronisławowi Trzmielowi, który zrekonstruował je na potrzeby powstającej wówczas opery góralskiej. Stanisław Galica Baca z kolei nauczył się budowania dud jeszcze od Mroza, a swoją wiedzę przekazał Tomaszowi Skupniowi, który dla wielu współcześnie żyjących muzykantów wykonał wiele egzemplarzy dud. Eksperymentował z instrumentem, doszedł do wniosku, że tonacja F jest najlepszą dla podhalańskiej kozy.Tomasz Skupień gra na dudach podhalańskich, fot. Archiwum Muzeum Tatrzańskiego Tomasz Skupień gra na dudach podhalańskich, fot. Archiwum Muzeum Tatrzańskiego

Warto wspomnieć o jeszcze jednym instrumencie, który zawsze, niezależnie od pory dnia i roku towarzyszył góralom: głos. Góralski śpiew towarzyszył ważniejszym świętom, spotkaniom przy watrze czy samotnym kontemplacjom. Niekiedy, w grupie śpiew taki rozkładał się nawet na trójgłos.

- Jak śmiał się Tadeusz Gąsienica-Giewont, nie jest tak łatwo być dobrym śpiewakiem! – wspominał legendarnego przewodnika tatrzańskiego Krzysztof Trebunia-Tutka – Są cztery kategorie śpiewaków. Jedni mają głos, ale nie mają słuchu, drudzy mają słuch, ale nie mają głosu, trzeci nie mają ani słuchu, ani głosu. I tylko ta czwarta kategoria śpiewa.

Krzysztof Trebunia-Tutka z kozą Krzysztof Trebunia-Tutka z kozą

Narratorem opowieści jest Krzysztof Trebunia-Tutka, wybitny muzyk, założyciel i lider zespołu Trebunie-Tutki, który ostatnio wydał także Podręcznik do nauki muzyki góralskiej "Muzyka Skalnego Podhala".

Dziękujemy za udostępnienie archiwalnych zdjęć Muzeum Tatrzańskiemu im. dra Tytusa Chałubińskiego w Zakopanem.

***

Tytuł audycji: Źródła

Prowadził: Kuba Borysiak

Data emisji: 16.06.2021

Godzina emisji: 15.15

mg