WP#227 Me'Shell Ndegeocello - "Peace Beyond Passion" oraz Thundercat - "Apocalypse"

Ostatnia aktualizacja: 17.05.2021 14:00
W "Wieczorze płytowym" tym razem słuchaliśmy albumów: Me'Shell Ndegeocello - "Peace Beyond Passion" oraz Thundercat - "Apocalypse".
Okładki płyt MeShell Ndegeocello - Peace Beyond Passion oraz Thundercat - Apocalypse
Okładki płyt Me'Shell Ndegeocello - "Peace Beyond Passion" oraz Thundercat - "Apocalypse"Foto: materiały prasowe

W każdą niedzielę słuchamy - razem z Państwem - najważniejszych płyt. Z namaszczeniem i pietyzmem - od początku do końca, strona A, strona B. A dopiero potem bonusy, konteksty, porównania, komentarze zaproszonych gości. Klasyka, jazz, rock, awangarda, elektronika. 


Posłuchaj
176:06 2021_05_16 21_59_58_PR2_Wieczor_plytowy.mp3 Me'Shell Ndegeocello - "Peace Beyond Passion" oraz Maverick Thundercat - "Apocalypse" (Wieczór Płytowy/Dwójka)
 

 

Tym razem były to:

Me'Shell Ndegeocello - "Peace Beyond Passion" - Maverick 1996

Thundercat - "Apocalypse" - Brainfeeder 2013

***

Podczas ostatniego Wieczoru Płytowego nasze głośniki wypełniły się soulowym groovem, który  zafundowała nam Me'Shell Ndegeocello. Na koniec zaserwowaliśmy Apocalypse Thundercata. Myślą przewodnią takiego zestawienia naturalnie stali się basiści oraz basistki dlatego poprosiliśmy Was o wskazanie swoich przykładów przełomowych płyt i liderów tego instrumentu.

 

Zaryzykuję przypuszczenie, że  dzisiejszego Wieczoru wybraliście Panowie płyty wg pewnego klucza, bowiem łączy je tak wiele, ze to nie może być przypadek. Jednym zdaniem określiłabym to jako: Dwie próby zdefiniowania na nowo obszaru funku i soulu, jedna z 1997 druga z 2013. Dlaczego tak to odczuwam? Obie płyty nagrane przez znakomitych czarnoskórych basistów,  sidemanów o uznanej renomie, którzy postanowili realizować płyty solowe. W przypadku obu artystów są to ich drugie płyty w dyskografii,  moim zdaniem jednoznacznie definiujące ich styl. Obie płyty to głębokie zanurzenie się w czarną muzykę lat siedemdziesiątych, bez trudu na każdej z nich można usłyszeć wpływ choćby Stevie Wondera, zespołów George Clintona oraz zespołów z z zupełnie innej bajki w rodzaju Return To Forever. Obie płyty przepełnione głębokim pulsem funkowym, brzmieniami lat siedemdziesiątych i silnymi wpływami jazzowymi, choćby w harmoniach wokalnych. Obie płyty wyprodukowane na miarę swoich czasów  i zawierające wiele ówcześnie modnych czy tez nowatorskich rozwiązań, choćby bardzo charakterystyczne programowane elektroniczne brzmienia perkusji, czy stylistykę dubową. Co je zatem różni? Różni je klimat i przesłanie. Płyta Michelle Ndegeocello w moim odczuciu brzmi bardziej zwarcie,  głębiej, korzennie, nie stroni od wpływów hiphopu czy rapu, do tego jest wielką kontestacją religii, rasizmu i nietolerancji. Teksty Michelle są odważne a dla niektórych mogą być wręcz obrazoburcze no i wyśpiewane, a raczej częściej wyrecytowane charakterystycznym "ciemnym" głosem. Z kolei Thundercat  muzyka dużo "jaśniejsza", wydaje mi się ze bardziej uduchowiona, może wręcz kosmiczna? Teksty o ile dobrze je interpretuję, są raczej elegijne ale i poszukujące wiary. Zaśpiewane też zupełnie inaczej niż u Michelle - tutaj ukłony ponownie w stronę Stevie Wondera. Czyli jest też soulowo. Płyta Thundercata nie jest tez taka jednorodna, bywa kilka wycieczek instrumentalnych w jakieś spiritualno-kosmiczne obszary, np zakończenie ostatniego utworu na płycie. Wychodzi mi na to że mamy do wyboru: albo coś  ciemniejszego, pulsującego "dla ciała", albo cos jakby jaśniejszego, dla ducha. Obie propozycje moim zdaniem bardzo atrakcyjne :)

Arleta

Twórczość Thundercata poznam dopiero dzisiaj, ale akurat w przypadku Me'shell Ndegeocello chciałbym co nieco opowiedzieć :) W latach 90tych się jakoś "rozminęliśmy". Artystkę Me'shell  i płytę "Peace Beyond Passion" poznałem kilkanaście lat temu w smutnych okolicznościach, przeglądając prasę i internet po śmierci "Piątego Beatlesa" Bill'ego Prestona. Otóż, pośród wielu jego dokonań natknąłem się na wzmiankę, że gościł też na cyt. "genialnym eklektycznym albumie Peace Beyond Passion uznanej basistki Me'shell Ndegeocello" -  co mnie bardzo zaintrygowało i zmusiło do odszukania tej rzekomo genialnej płyty. Po jakimś czasie zdobyłem na "Allegro" płytę CD i spróbowałem. Tutaj pierwsza bardzo ważna informacja, poparta doświadczeniem moim i kilku moich znajomych - ta płyta po pierwsze ABSOLUTNIE WYMAGA WIELOKROTNEGO ODSŁUCHANIA, aby odkryć jej ukryte, zakamuflowane walory i wspaniałości. Za pierwszym razem niewiele od razu wpadnie w ucho poza pulsującym, nieco stonesowatym "Who Is He And What Is He To You" (cover Withersa) i fantastyczną balladą "Maria Magdalene", ale z każdym kolejnym przesłuchaniem wyłuskujemy coraz więcej fantastycznych fragmentów, wysublimowanych zagrywek, brzmień, smaczków i kolejne utwory mocno zapadają w pamięć i w duszę. Na tej płycie bardzo ważne są szczegóły, więc muszę wypowiedzieć się bardziej szczegółowo :) Faktycznie jest muzyka bardzo eklektyczna, mocno zakorzeniona w funku ale i w fushion lat 70tych, ale podana  nowocześnie, w sztafażu r'n'b czy też z wykorzystaniem technik znanych z hiphopu. Króluje nieco spowolniony rytm, naturalny puls i Groove Muzyka ma wiele odcieni. Można usłyszeć jazzowe sola saksofonów: raz delikatne, jakby z katalogu cool Johna Klemmera  - patrz "Bittersweet", innym razem ekspresyjne Coltrane'owskie, jak w "Deutronomy". Większość utworów ozdabiają bardzo ciekawe, charakterystyczne gitary, często słychać też typowe dla funku z lat 70tych tzw "stojące" smyki albo partie solowe syntezatorów, których nie powstydzili by się ani Herbie Hancock ani Stevie Wonder :) Trademarkiem płyty jest wszechobecny, "gadający" bas no i śpiew. Me'shel nie dysponuje być możne wielooktawową skalą głosu, ale wypracowała bardzo fajną, że tak się wyrażę - "powściągliwą" manierę śpiewania, często połączonego z melorecytacją czy nawet wstawkami rapowymi - co daje bardzo intrygujący efekt. Jednak kiedy tylko chce, to np w "The Way" po spokojnym mówionym początku zaserwuje niesamowity refren z "podniebnymi" chórkami! Na dodatek na tej płycie nie ma śpiewania o niczym. Tu się warto wsłuchać, co Ma'shelle ma nam do powiedzenia w kwestiach społecznych czy światopoglądowych. Druga bardzo ważna uwaga - jeżeli jest okazja, to płytę WARTO ODSŁUCHAĆ NA DOBRYM ZESTAWIE HI-FI czy HI-END. Wówczas ten nieustanny puls , głęboki "gadający" bas i fantastyczna produkcja wprawiają w .... osłupienie. Dźwięk się robi wręcz namacalny i - ze tak się wyrażę - "lepki". Właśnie tak bym to określił: "lepkie dźwięki". Takiego seansu nie da się zapomnieć. Coś niesamowitego... Podsumowując - bazując na funkowej, soulowej, jazzowej spuściźnie lat 70tych , wykorzystując doświadczenie kolejnych dekad, możliwości studyjne i własny talent Ma'shelle stworzyła coś świeżego  i oryginalnego, płytę, którą ja uważam za jedną z wizytówek polowy lat 90tych.

Dj Stachu

 

Na tyle Wieczorów Płytowych, które śledziłem trudno mi przypomnieć sobie zestaw płyt o takim brzmieniu jak dziś. Przesycone słonecznym feelingiem R&B- soulowym groovem dwie płyty muzyków niby sobie odległych a jednocześnie  bardzo bliskich w swych muzycznych korzeniach. Mocno osadzone w rytmie , melodyjne ujmujące piosenki, głosy przyjemnie brzmiące dla ucha..  . Oboje artyści mają  spory zarówno  własny dorobek przy jednocześnie częstej współpracy z innymi muzykami. Ogromnie podoba mi się barwa głosu Meshell Ndegeocello , jej styl śpiewania, intonowania ale też instrumentalna aranżacja utworów,  mocno oparta o rytm - jak na gitarzystę basowego przystało ;). Jest to rodzaj muzyki, której można się oddać na długie letnie wieczory, podróże samochodem lub wiosenne, wieczorne spacery. Unosi gdzieś, dodaje lekkości, porusza ale i odświeża. Ostatnio często wracam do płyty New Amerykah Erykah Badu- wokalistki i płyty, którą uwielbiam. Dopiero niedawno odkryłem, że wśród producentów tworzących ten album jest Thundercat - artysta obdarzony nie tylko szczególną barwą głosu, wyczarowujący swą gitarą basową wprawiające w ruch ciało i duszę rytmy ale też o dużej wyobraźni muzycznej aranżer.
Zapowiada się dziś niesamowicie klimatyczny , wiosenny , ujmujący wokalnie wieczór
.

Ari Dykier

 

W dzisiejszym "Wieczorze" wymieniono już b. wielu znakomitych basistów. Ja dorzucę jeszcze do tych nazwisk Dariusza Oleszkiewicza, muzyka od wielu lat nagrywającego w Stanach, na Zachodnim Wybrzeżu, a ja widziałam go w sali NOSPRu u boku Pata Metheny`ego. kiedy m.in. "wcielał się" muzycznie w osobę nieodżałowanego Charlie Hadena. Cieszy mnie bardzo  prezentacja albumu Thundercata. Jego pseudonim dobrze pasuje do burzowej aury, która dominuje właśnie w ten weekend w mojej okolicy, a basista ten należy do moich faworytów od kiedy poznałam jego dokonania jako sidemana, a potem też autorskie płyty. To muzyk niezwykle wszechstronny, bo potrafi zagrać jazz, funk, ale też nawet metal !(współpracował z grupą Suicidal Tendencies).

Widziałem występ tego muzyka w 2016 roku na Off Festivalu w Katowicach, kiedy prezentował przede wszystkim  materiał z mini-albumu zatytułowanego „The Beyond /Where the Giants Roam”. Był bardzo skupiony na swej muzyce, w której  subtelne, ciepłe brzmienia, łączą się  z mocniejszymi  basowymi "pochodami". Starał się tego wieczoru zaintrygować widzów bardziej nastrojem (i jemu podporządkował swoje umiejętności) niż technicznymi popisami. Oczywiście nawet w taki minimalistycznym wydaniu, mimo wszystko pokazał, że jest muzykiem o wielkim potencjale scenicznym, a że koncert odbył się krótko po północy te dźwięki idealnie współbrzmiały z atmosferą letniej nocy... 

Maria Szycher

 

Dobry Wieczór! Jeśli chodzi o gitarzystów basowych i gitarzystki to niewątpliwie wymagałoby to dłuższego zastanowienia bo wbrew pozorom jest ich całkiem sporo. Ja skupię się na tych, którzy od razu przychodzą mi do głowy. Bardzo sobie ceniłem od dawna grę Micka Karna zarówno na płytach grupy Japan, w nagraniach Garego Numana czy dziełach solowych. Człowiek ten był niezwykle kreatywny, jego figury basowe jedyne w swoim rodzaju, przepełnione egzotyką i orientem w warstwie brzmieniowej, z wyrazistym pełnym akcentem, zwracające od razu uwagę. Również Pino Palladino,który także grywał u Numana znakomicie wpasował się w dość podobne stylistyczne ramy. Wymienię jeszcze Jaco Pastoriusa jako basistę, za którym może aż tak bardzo nie przepadam a który miał ogromny wpływ na całe szeregi basistów np na znakomitego basistę grupy Dif Juz z kręgów 4AD-Garego Basila Bromley co bardzo mnie zaskoczyło. No i na koniec musze jeszcze wymienić Tinę Weymouth której linie basowe są przedmiotem zazdrości wielu basistów. Stworzyć tak ciekawe partie basu do utworów Talking Heads czy Tom Tom Club, które w sumie mieszczą się w konwencji piosenek ale posiadają skomplikowaną strukturę to jest naprawdę wielka sztuka. Jestem pełen podziwu dla jej wkładu w muzykę Talking Heads a także jej grę w czasie koncertó np na koncercie "Stop making sense".Jeśli temat będzie kontynuowany w przyszłości postaram się sięgnąć pamięcią do przeszłości i napisać o kilku kolejnych wybitnych postaciach związanych z brzmieniem gitary basowej. Pozdrawiam

Jacek

Temat basistów jest bardzo wdzięczny.

Jeżeli chodzi o nasze podwórko, to bez wątpienia jest to Krzysztof Ścierański i Wojtek Mazolewski. Można długo pisać o ich dokonaniach. W skrócie w ich wykonaniu bas daleko przekroczył zwykła sekcję rytmiczną. Poza naszym podwórkiem oprócz klasyki czyli Pastorius i Miller wymieniłbym Billa Laswella. Gigantyczna liczba płyt. Współpraca z wybitnymi muzykami. Na części płyt bas podobnie jak na solowych płytach Krzysztofa Ścierańskiego został podłączony pod syntezatory, co daje ciekawe brzmienie. Ponieważ obaj są perfekcyjni technicznie, rozszerzone brzmienie wzbogaca, a nie przykrywa braki warsztatowe.

Andrzej Sadowski

 

Chciałbym przypomnieć twórcę i basistę zespołu Primus. Miałem szczęście być na ich koncercie na Festiwalu Opener w 2011 roku. Les Claypool tryskał energią. Wspaniałe poczucie humoru-no i przede wszystkim nienaganna technika. Genialny, niezapomniany koncert. A zaraz po nich wystąpił Prince...

Zbigniew Czarniawski

 

Słuchając tej niskoczęstotliwościowej audycji nie sposób dla mnie nie pomyśleć o Richardzie Bona. Człowiek, którego zdjęcie dla mnie osobiście mogłoby być logotypem muzyki. Po raz pierwszy usłyszałem go za antenową namową Marcina Kydryńskiego w gdyńskim klubie Pokład, siedziałem z 5 metrów od niego i zauroczył mnie absolutnie od pierwszego dźwięku. Intymna dość atmosfera klubu sprawiła, że dla mnie to nie była relacja wykonawca-publiczność, tylko jakbym odwiedzał przyjaciela, który chce dla mnie zagrać kilka swoich ulubionych dźwięków. Richard zresztą za sprawą p. Marcina gościł w Polsce wielokrotnie, później widziałem go dwukrotnie (m.in. na niezapomnianym dla mnie cyklicznym festiwalu Solidarity of Arts) z Mandekan Cubano, istny kocioł emocji i wirtuozerii. Przypomina mi się także występ, który znam już niestety jedynie z płyty DVD, gdy zaprosił go na scenę Bobby McFerrin. To było dla mnie 10 minut najszczerszego, najprawdziwszego dialogu muzycznego, gdzie miałem poczucie, że gdyby nie ustalone ramy koncertu obaj mogliby tak bawić się do rana (bo widać było po ich twarzach, że to czystej wody zabawa).

Dzięki wspomnianemu Solidarity of Arts poznałem również zjawiskową Esperanze Spalding. To już temat na osobny wątek, ale nie mogę jej pominąć, jeśli myślę o osobach, które najwdzięczniej operują w niskich częstotliwościach  (choć oboje też śpiewają;-))

Mateusz Hoppe

***

Tytuł audycji: Wieczór płytowy

Prowadzili: Tomasz Szachowski i Przemysław Psikuta

Data emisji: 16.05.2021

Godzina emisji: 22.00

Czytaj także

Chick Corea i jazz fusion w wykonaniu Return to Forever

Ostatnia aktualizacja: 15.07.2019 09:03
W programie audycji trzeci album studyjny amerykańskiej grupy jazzfusionowej zatytułowany "Hymn of the Seventh Galaxy". 
rozwiń zwiń
Czytaj także

WP#221. John Coltrane i Patti Smith z zespołem

Ostatnia aktualizacja: 05.04.2021 14:11
W "Wieczorze płytowym" tym razem słuchaliśmy albumów: "A Love Supreme" Johna Coltrane'a oraz "Easter" Patti Smith Group.
rozwiń zwiń