Warszawski sznyt? Fabryki? Walczyki? A może bazarkowe zawołania, dęte kapele pod balkonem i czarujące chłopaki spod lekko przyciemnionej gwiazdy? „Źródełko” upłynęło pod hasłem miejskich tradycji! Towarzyszyły nam miejskie piosenki od Warszawskiej Orkiestry Sentymentalnej, ale też nagrania Kapeli Czerniakowskiej sprzed ponad 50 lat!
Od Hanny Szczęśniak, miłośniczki motoryzacji, dowiedzieliśmy się, jak odpalano silnik starych samochodów. Można by powiedzieć, że takie stare, stare auta działały trochę jak… katarynki. Trzeba było zakręcić, włożoną wcześniej do silnika, korbą. Wtedy silnik się uruchamiał i już można było jechać! W takich samochodach nie było jeszcze radia, ale! Zawsze można było pojechać na jakiś dancing. A tam – potańczyć przy warszawskich orkiestrach albo ulicznych kapelach.
Szkola nauki jazdy z lat 50. XX w. Wroclaw
Powstanie Warszawskie
Takie krotochwilne potańcówki nieco ucichły, kiedy Warszawa była pod okupacją III Rzeszy, podczas II wojny światowej. Warszawiakom nie podobał się taki stan rzeczy. Oczywiście, nie tylko dlatego, że nie mogli już tyle tańczyć! Po prostu niemiłe jest uczucie, kiedy do twojego domu wchodzi nieproszony gość i panoszy się jakby był u siebie. Dlatego w Warszawie, 1 sierpnia 1944 roku wybuchło powstanie. Powstanie Warszawskie to bardzo heroiczna, ale i dramatyczna część polskiej historii. Walczyli w nim i starzy, i młodzi, kobiety, mężczyźni i dzieci. Wielu niestety nie przeżyło. A wściekłe na niesubordynację warszawiaków nazistowskie władze postanowiły Warszawę zrównać z ziemią. I tak też się stało! Lewy brzeg Warszawy – ten, gdzie jest Centrum i Starówka, obrócił się w pył.
Zabawy na gruzach
Choć ogromna część miasta została zrównana z ziemią. Naziści w końcu przegrali wojnę i wycofali się z Polski. Po pięknym starym mieście i kamienicach Warszawy zostały gruzy. Myślicie, że nic się na nich nie działo? Przeciwnie! Kwitło tam życie! Takie gruzowiska – choć niebezpieczne (bo groziły zawaleniem) – stały się wielkimi placami zabaw. A opowiadał nam o tym w „Źródełku” profesor Andrzej Bieńkowski.
Nasz pan profesor zabrał nas w podróż po gruzach powojennej Warszawy, gdzie skrywało się wiele fascynujących tajemnic, ale też – niebezpieczeństw!
- Jak się bawiłem jako nastoletni chłopak? Jak byłem małym chłopakiem, to w Centrum Warszawy były ruiny. Coś kapitalnego! Bo tam można było się świetnie bawić! I my bawiliśmy się w podchody. Taką podwórkową wspólnotę, dziewczyny i chłopaków, dzieliliśmy na dwie grupy. Jedna grupa miała fory, chowała się, zostawiając za sobą znaki, na przykład strzałki. A druga musiała jej szukać. To było bardzo, bardzo atrakcyjne! – mówił Andrzej Bieńkowski. – Warszawa w ścisłym Centrum zaczynała się już odbudowywać, ale wciąż były tu poukrywane puste place. I kolejną zabawą były pikuty. Praktycznie każdy chłopak miał scyzoryk. Rysowało się na ziemi kwadrat i, w różny sposób trzymając ten scyzoryk, trzeba było wbić go w ziemię. Była też gra w zośkę! Kopaliśmy taką lotkę obciążoną ołowianym ciężarkiem i trzeba było podrzucać ją nogą tak, by nie upadła. Poza tym, był cymbergaj. Do tego potrzebowało się stołu. Każdy chłopak miał grzebień. I była moneta. I tym grzebieniem trzeba było wbić monetę w bramkę przeciwnika. Emocje były prawie jak na mundialu.
W latach 50.-60. Pojawiła się nowa gra. Nazywała się „wyścig pokoju” i była popularna zarówno w miastach, jak i na wsi. Na ziemi rysowało się dłuuugie, wijące się jak wąż linie, brało kapsel i pstrykając go palcami trzeba było dopstrykać go do mety na końcu linii.
Gra na gębie
Nieco starsi chłopcy, zwłaszcza na wsiach, zaczynali się już powoli uczyć tańczyć. By nie pokopać dziewczyn podczas potańcówki, ponieważ uważane to było za okropny afront! Dlatego chłopaki zbierali się w małych grupkach i próbowali tańczyć ze sobą, ucząc się kroków. Ponieważ były to czasy przed erą telefonów komórkowych, mało kto miał radio, muzyka do tych warsztatów tanecznych była zazwyczaj na żywo. Ale! Bynajmniej nie chodziło o to, że młodzieńcy prosili, by ktoś im zagrał! Na to nie byłoby ich stać! Muzyka na żywo to była tzw. gra na gębie. Czyli, można by powiedzieć, taki ówczesny beatbox albo – znany w muzyce jazzowej – scat! Jeden z chłopaków naśladował melodię np. mazurka ta ra ra – pim-pom… drugi wydawał rytm bębenka, uderzając patykami w butelkę. A reszta – ćwiczyła taniec!
Nasi niezastąpieni prowadzący – Hanna Szczęśniak i Piotr Dorosz – specjalnie dla Was zaimprowizowali kilka dźwięków wydawanych buzią i przenieśli w świat głosów z targowiska…
Proste przyjemności
Skoro miasto, to szybkie tempo. A może... wcale nie? W końcu należy nadmiarowi obowiązków stawiać czasem opór, spowolnić, zrobić mniej, a z radością i cieszyć się tym, co proste. Nieznana jest Wam ta metoda? Wszystko o niej opowiadają przyjaciele z Etnoekipy wraz z Basią Derlak, pod opieką Narodowego Instytutu Kultury i Dziedzictwa Wsi. Posłuchajcie!
Chmurnica robi porządki w chatce Etnoekipy. Tu zawiesi haftowaną makatkę z hasłem dobra gospodyni, dom wesołym czyni. A na tym meblu… jak on się nazywał…?
- Byfyj! – podpowiada Bebok.
- Mówisz „wytrzyj”, ale z kluską śląską w buzi? – dziwi się Chmuri.
- Nie! Mówię by-fyj! To po Twojemu kredens! – tłumaczy nieco urażony Bebok, który przecież jest ze Śląska i śląsko gadkę ma w jednym paluszku.
- Więc byfyj, czy też kredens, musimy przemalować! – decyduje Chmuri.
Po co te domowe rewolucje? Bo nasza Etnoekipę odwiedza za chwilę pani Krys z telewizji.
- Ponoć naprawdę ma na imię Krystynka. Ale to dla telewizji za mało ekspresowo – tłumaczy Bebok.
Pani Krys odwiedza naszych przyjaciół, by nagrać z nimi program o powolnym, wiejskim życiu. Wpada do ich domku jak burza! Szybciutko kręci materiał do tv i równie błyskawicznie wychodzi, bo podobno tuz za rzeczką urodziła się kaczka z jednym zębem!
Etnoekipa stoi w szoku w swojej chatce. Jak można tak szybko kręcić program o spokojnym, powolnym życiu?! – zastanawiają się Chmuri, Buczka, Bebok i Bazyl…
- Przecież wszystko, co dobre musi trochę potrwać! – mówi Chmuri. Po czym proponuje: - Macie ochotę pomalować ze mną ten kredens? To chwytajcie za pędzle! I nigdzie się nie spieszcie, jesteśmy TU i TERAZ. Robimy piękną rzecz, wspólnie, razem!
Przyjaciele łapią za pędzle i w rytm spokojnej melodii granej przez kapelę pięknie malują. Tymczasem pod ich okna zachodzi ponownie Pani Krys…
Cyla, Brecht i… ktoś jeszcze
Nie zapominamy oczywiście o Cyli i Brechcie. Nasi bohaterowie napotkają tym razem na pewne niezwykle rzadko spotykane zjawisko…
Cyla, Brecht i mieszkańcy wsi doszli na skraj dróg, gdzie krzyżują się ścieżki z i do wsi. Doprowadził ich tu tajemnicy listu od tajemniczego autora. Mimo, że stoją w dużej grupie, Brecht boi się i mówi o tym Cyli. „Och, jak ty zawsze marudzisz! – rzuca Cyla – Dorośnij wreszcie!” Grupka mieszkańców wsi i dzieci czekają na to, co się wydarzy… Ale nie wydarza się nic. Na rozstajach dróg nikogo poza nimi nie ma. Mieszkańcy wsi zaczynają przedrzeźniać tajemniczego autora listu i naśmiewać się z sekretu, który mieli tu odnaleźć. Wtem!
Na rozstaju dróg słychać piekielny chichot!
Zza krzaków wyskakuje przedziwna postać ni to ptak, ni to człowiek. Patrzy na zebranych rozżarzonymi, czerwonymi oczami. Przestraszona Cyla łapie za rączkę swojego młodszego brata, ale okazuje się, że… Brechta nie ma już wśród grupy!
- Porrrwałem Brrrecht! – wrzeszczy stwór, czym rozwściecza zebranych na skraju dróg mężczyzn i przeraża Cylę. Mężczyźni zacieśniają krąg wokół stwora i dopytują’ co takiego zrobił z małym braciszkiem Cyli.
Stwór z głową sowy spogląda na nich coraz bardziej przestraszonymi oczami, po czym wypala:
- Na żartach się nie znacie?! – i… zdejmuje głowę sowy. W jej miejscu pojawia się zwykła ludzka głowa. Okazuje się bowiem, że tajemniczy straszny stwór to… przebrany chłopak!
Skąd u niego pomysł na taką szopkę? Gdzie podział się Brecht? Posłuchajcie!
Festiwale i zabawy w Polsce
Grodzisk Mazowiecki
Dzięki naszej reporterce Julii Rozbieckiej przenieśliśmy się też do Grodziska Mazowieckiego. Tam bowiem trwa Festiwal Kultury Żydowskiej. Dzięki niemu możecie poznać świat, który zniknął, ale jego ślady nadal są wokół nas.
Kolbuszowa
Czy wiecie, którędy szedł Grześ? Otóż, Grześ szedł przez wieś! Dlaczego? To wie Agata Front z Muzeum w Kolbuszowej, bo w tym podrzeszowskim zakątku ludowych skarbów, co czwartek odbywają się wspaniałe warsztaty specjalnie dla Was. Tym razem... o gąskach!
Gąski w skansenie w Kolbuszowej
***
Tytuł audycji: Źródełko
Prowadzili: Hanna Szczęśniak, Piotr Dorosz i przyjaciele
Data emisji: 25.08.2024
Godzina emisji: 11.00
***
UWAGA! Od maja czekamy na Was nie tylko w każdą niedzielę o godz. 11.00 na antenie Polskiego Radia Dzieciom, ale także w podcastach Polskiego Radia!
Narodowy Instytut Kultury i Dziedzictwa Wsi
Audycja "Źródełko" powstaje we współpracy z Narodowym Instytutem Kultury i Dziedzictwa Wsi.