Auschwitz
Section02

Rudolf Hoess - bestia w ludzkiej skórze

Polskie Radio
Martyna Konopka 19.01.2015

- Ginęło się w kloace, ginęło się pod murem, ginęło się w piwnicy, ginęło się w komorze gazowej. Bezimiennie, brzydko, w łachmanach, bez sławy i chwały – mówił jeden ze świadków zeznających w procesie Rudolfa Hoessa, komendanta KL Auschwitz-Birkenau.

Proces Rudolfa Hoessa - członka NSDAP i SS, od kwietnia 1940 roku do listopada 1943 roku, komendanta KL Auschwitz-Birkenau rozpoczął się 11 marca 1947. Cztery tygodnie później niemiecki zbrodniarz został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 16 kwietnia 1947 o godzinie 10:00 rano przez powieszenie na terenie obozu, obok budynku byłej komendantury i krematorium.

- Ranek był dosyć chłodny, lekka mgła, kwiecień - wspominał Mieczysław Kieta, sekretarz Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego. - Przywieziono go z więzienia w Wadowicach. Był w kurtce, oczywiście bez żadnych dystynkcji. Umierał spokojnie, milcząco. Był wstrząśnięty nie tyle swoją śmiercią, co raczej ostatnim okresem życia. Miał czas, żeby się oswoić z myślą o śmierci, wiedział, co go czeka. Zdaje się, że dojrzał do pewnych rzeczy, kiedy szedł na szubienicę.

Na tropach zbrodni

Andrzej Szczypiorski w audycji "Tropy w popiołach", nadanej w lutym 1968 roku, przedstawił historię człowieka uważanego za największego mordercę w dziejach świata. Autor wybrał się do Szwarcwaldu, do domu, w którym urodził się przyszły zbrodniarz wojenny.

- Przybyłem tam gnany dziwaczną potrzebą dokonania śledztwa, zbadania tej niecodziennej postaci w jej najpełniejszym wymiarze od początku egzystencji aż po straszny kres – mówił. - Nagle wyłoniła się wioska, cała omyta deszczem, śliczna i dostatnia, jak wszystkie tamtejsze siedziby ludzkie – opisywał.

Dom lat dziecinnych

Dom, do którego dotarł Szczypiorski był niewysoki, z tarasem i kawałkiem sadu. Powitał go człowiek w wełnianej czapeczce, skórzanych spodniach i starym golfie.

- Nie jest pan pierwszy - stwierdził. - Tu przyjeżdżają ludzie, nie powiem, żeby całe pielgrzymki, ale nie jestem tym zachwycony. Kupiłem ten dom 15 lat temu od pewnego handlarza drewnem. Musiałem utopić masę forsy w remontach, bo od pół wieku nikt się tym nie interesował. O ile wiem, Rudolf Hoess wyjechał stąd na zawsze jako mały chłopiec.

"Najwięcej czasu spędzałem w stajniach. Nigdy nie nudziło mnie głaskanie i przemawianie do koni. Nigdy żadne zwierzę nie zrobiło mi krzywdy - ani koń, ani psy, ani nawet groźne dla otoczenia byki. Najchętniej zajmowałem się czymś, gdy mnie nikt nie oglądał. Nie lubiłem, gdy mnie obserwowano" - napisał Hoess w pamiętnikach.

Andrzej Szczypiorski, patrząc na widok, jaki rozciągał się z pokoju Hoessa, zastanawiał się, co sprawiło, że człowiek ten, bez jakichkolwiek oporów, był w stanie wysłać na śmierć setki tysięcy ludzi: kobiet, mężczyzn i małych dzieci.

Kochany ojciec

Zwrócił na to uwagę członek Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego, Jerzy Rawicz w radiowym komentarzu, nadanym w styczniu 1962 roku.

- Gdy Rudolf Hoess, były komendant obozu w Oświęcimiu powiedział mi, kiedy odwiedziłem go przed procesem w celi na Mokotowie, że kocha swoje dzieci, a zwłaszcza najmłodszą córkę, wstrząsnęło mną to bardziej niż wszystko inne podczas tej rozmowy - powiedział Jerzy Rawicz. I dodał:
- Zapytałem go, czy pomyślał kiedyś o swojej córce, która urodziła się tuż obok drutów kolczastych obozu wówczas, gdy wydawał codzienne rozkazy zabijania tysięcy takich samych małych dzieci, jak jego ukochane dziecko. Nie odpowiedział mi na to pytanie. Myślę, że nie potrafił na nie odpowiedzieć.

Po wojnie Rudolf Hoess  ukrywał się pod przybranym nazwiskiem Franz Langer. 11 marca 1946 został uwięziony przez Brytyjczyków w pobliżu Flensburga. Dwa miesiące później wydano go władzom polskim. Był sądzony przez Najwyższy Trybunał Narodowy w Warszawie.

Zeznania świadków

W archiwach Polskiego Radia zachowały się zeznania z 1947 roku świadków, więźniów KL Auschwitz, w tym powojennego premiera Polski - Józefa Cyrankiewicza.

- Byliśmy jak bezbronna, niezorganizowana masa ludzka zagnana do obozu ze wszystkich stron świata - mówił przed Trybunałem jeden ze świadków. - Masa mogąca się bronić tylko za cenę własnego życia, oddawanego w sposób taki, że nawet nie było satysfakcji ginięcia gdzieś na szańcu. Ginęło się w kloace, ginęło się pod murem, ginęło się w piwnicy, ginęło się w komorze gazowej. Bezimiennie, brzydko, w łachmanach, bez sławy i chwały.

Spowiedź

Rudolf Hoess tuż przed śmiercią poprosił o spowiednika. Był nim jezuita ojciec Władysław Lhon, ksiądz, który siedem lat wcześniej, spiesząc na pomoc uwięzionym współbraciom, sam zgłosił się do obozu i który trafił przed oblicze komendanta KL Auschwitz-Birkenau. Ku zaskoczeniu wszystkich, Rudolf Hoess darował mu wtedy życie i wolność.

"Doszedłem do gorzkiego zrozumienia, jak ciężkich zbrodni dopuściłem się przeciw ludzkości. Realizowałem część straszliwych, ludobójczych planów III Rzeszy. W ten sposób wyrządziłem człowieczeństwu najcięższe szkody, szczególnie narodowi polskiemu zgotowałem niewysłowione cierpienia. Za odpowiedzialność moją płacę życiem. Oby kiedyś Bóg wybaczył mi moje czyny. Naród polski proszę o przebaczenie" - napisał Hoess.

Nazajutrz o świcie skonał na szubienicy. Do dziś stoi ona na terenie obozu.

Posłuchaj komentarzy i zeznań świadków, którzy przeszli przez piekło KL Auschwitz-Birkenau.