Kultura

Jerofiejew – językowa bomba jądrowa

Ostatnia aktualizacja: 09.11.2007 09:03
Mówi się, że Wiktor Jerofiejew idzie pod prąd literackiej tradycji swojego kraju. Jest to jednak tylko połowa prawdy.

Mówi się, że Wiktor Jerofiejew to prekursor rosyjskiego postmodernizmu, że idzie pod prąd literackiej tradycji swojego kraju (oskarżano go nawet o „zdradę  narodową”) i bez oporów demaskuje rosyjskie mity. Jest to jednak tylko połowa prawdy.

Rosja – sen sumienia

Wiktor Jerofiejew jest bezkompromisowym krytykiem swojego kraju (jego „Encyklopedię duszy rosyjskiej” nazywano wręcz książką rusofobiczną). Rosja, jego zdaniem, jest niczym innym, jak snem sumienia, krajem pełnym egzaltowanych ludzi, którzy nie znoszą indywidualizmu, chętnie wchodząc pod wielki kwantyfikator wszechogarniającego słowa „my”. To kraj, który bez względu na panującą doktrynę, nieuchronnie popada w autokrację – jak bowiem pisze Jerofiejew, „rosyjska dusza ze swej natury jest stalinowska”.

Ale przecież w książkach autora „Mężczyzn” jest i nuta optymizmu. Gdyby był on tylko pierwszym rosyjskim postmodernistą i prowokatorem, piętnującym w „Dobrym Stalinie”, jak się zwykło komentować, obłudę sowieckich urzędników, nie byłby w ogóle pisarzem godnym uwagi. Tym, co czyni z niego twórcę rzeczywiście ciekawego, jest kolejna wolta, jaką w jego książkach zatacza stara, dobrze znana wszystkim czytelnikom Dostojewskiego, Sołowjowa czy Bierdiajewa „idea rosyjska”. Jerofiejew rozprawia się z nią bezpardonowo - ale, dekonstruując ją i wykpiwając, nadaje starym mitom nowe, ciekawe kształty.

Rozprawianie się z rosyjską wiarą w ogólnoświatowe posłannictwo Rosji czy w soborność, która w Moskwie zawsze osuwała się w mistykę masy, jest dla niego pretekstem do przeniesienia dawnych pytań i intuicji na kolejny poziom, na którym autor "Życia z idiotą" sam zaczyna opisywać – a to rosyjską kobietę (toż to topos zaczerpnięty wprost z kart Dostojewskiego!), a to cara-batiuszkę wcielonego w geniusza totalitaryzmu mistycznego – Stalina, wreszcie Rosjan, którzy mają być lepsi od Rosji.

''

W przemyśleniach Jerofiejewa słychać echa idei filozofa Nikołaja Danilewskiego. Rosja reprezentuje wysoką, unikalną kulturę, zdaje sie twiedzić pisarz, ale na niskim stadium rozwoju. Po prostu brakuje jej stylu – ten jednak, ostatecznie, można sobie przecież wyrobić. Styl mieli Amerykanie, których mundury podczas II wojny światowej były skrojone na miarę zwycięstwa, styl ma także Francja – odwieczna miłość Rosjan. To właśnie pobyt w la douce France (ojciec Jerofiejewa był attaché kulturalnym radzieckiej ambasady w Paryżu) uczynił z pisarza dysydenta. Poprzez małe nawyki codzienności, dzięki którym wcale nie mniej niż przez duchowe czy intelektualne wybory nabywamy tożsamości, stał się Europejczykiem. „Czysto muzealne” oglądanie witraży w Sainte-Chapelle – jak pisze – wyrwało go na stałe z drogi prawosławia.

Jest to jednak europejskość w pewnych granicach – takich, jakie dopuszcza nieposkromiona rosyjskość autora. Jak bardzo Jerofiejew by nie zaprzeczał, pozostaje w kręgu „przeklętych problemów”, które trapiły Rosjan już w XIX wieku.  Nowa jest tylko forma, w jakiej pisarz udziela swoich odpowiedzi.

Między Azją i Europą

Gdzie leży Rosja? Na którym kontynencie? W Europie, jak chcieli okcydentaliści? W Azji, jak twierdzili bardowie proletariackiej rewolucji? A może sama w sobie jest światem osobnym, odrębnym, który przynosi reszcie ludzkości wielkie przesłanie, jak głosili słowianofile? Jerofiejew się waha. Widzi w Rosji przerażająca azjatyckość, widzi niezdarne umizgi do Zachodu, utrzymuje jednak, że jest ona światem odrębnym. Nie wierzy jednak - znowu jak Danilewski - w ogólnoludzkie wartości, które miałaby objawić.

To jednak nie jedyne podobieństwo, ustawiające Wiktora Jerofiejewa w długim ogonku typowo rosyjskich myślicieli i pisarzy. Pisze on o rzeczach brudnych, bulwersujących, żeby, jak mówi, dojść do końca. Niby deklaracja, jakich wiele w dzisiejszym artystycznym świecie. Czy nie z podobnych powodów pisali brytyjscy nowi brutaliści? Czy jest to tylko postmodernistyczna deklaracja? Rosja to język – twierdzi Jerofiejew. A zatem sprowadzanie literatury do rynsztoku ma na celu – niemal tak jak to było w przypadku Dymitra Karamazowa, który chciał wypić całe zło świata, żeby nie starczyło go dla innych – oczyszczenie pola dla reszty; przeoranie postradzieckiego języka, aby znowu mógł wydać owoce.

Nieposkromiony język ma zatem konkretny cel: w Związku Radzieckim monopol na niego miała partia. Semantyczna inżynieria, rugowanie szeregu tematów z obszaru rzeczy „wysławialnych” sprawiały, że rewolucja w języku stawała się jak najbardziej rzeczywista, nie mniej namacalna niż zamieszki i czołgi. „Język – jedyny argument na korzyść istnienia Rosji. Dla partii życiową koniecznością było posiadanie monopolu na słowo, jak na wódkę. (...) Przyszła mi do głowy zwariowana myśl, żeby zbudować literacką bombę jądrową” – tłumaczy swoje przejście na pozycje dysydenta Jerofiejew. A sposób realizacji tej idei? Almanach „Metropol” - a przecież sama idea almanachu, bo były nimi i „Drogowskazy”, i „De profundis”, jakże jest rosyjska!

''

„Zaczytać” Dostojewskiego

 „Możliwe, że ‘zaczytałem’ Dostojewskiego. Jego podziemie było dla mnie bardziej przekonujące od Aloszy Karamazowa” - napisał Jerofiejew w „Dobrym Stalinie”. Nie tylko zresztą dla niego. Nie bez przyczyny za swojego mistrza miał autora „Biesów” także Fryderyk Nietzsche. Dostojewski – zwłaszcza dla osoby nauczonej zachodniego sposobu myślenia – jest orzechem trudnym do zgryzienia, niezrozumiałym. Na glebie spulchnionej przez jego bohaterów wyrosły w Rosji pierwociny postmodernizmu – dużo wcześniejsze niż na Zachodzie. Jeżeli Jerofiejew jest prekursorem postmodernizmu kultury rosyjskiej, doprawdy nie wiadomo, co począć z całą plejadą XIX- i XX-wieczych myślicieli i twórców: Leontjewem z jego okrutnym estetyzmem, Danilewskim, Rozanowem, Iljinem, a nawet Bierdiajewem, piszącym, że Rosjanin pozbawiony wiary zawsze będzie nihilistą, ponieważ prawosławna kultura nie „uzbroiła” go w nabyty z codziennością moralny, kulturowy kościec. Czy to nie ta sama intuicja, która leży u podstaw Jerofiejewskiego rozbratu z prawosławiem?

Autor "Życia z idiotą" mówi, że pisarz musi być rewolucjonistą – mieszać odważnie różne gatunki literackie. Sam łączy wątki oniryczne z groteską i obyczajowo-intelektualną prowokacją. „Nie wierzę w pornografię w literaturze” – deklaruje. A potem epatuje czytelnika scenami brutalnego seksu lub erotyczną sceną z nieletnim. Ale i to już bywało w literaturze Rosji.

A zatem Jerofiejew, rozprawiając się z literaturą sowiecką, otworzył pole dla dawnych toposów – wyczyścił je i poddał przeróbkom. Ale to cały czas są te same motywy, te same złudzenia i relacje, jakimi literatura rosyjska karmi się od początku XIX wieku. „Jestem zdrajcą tradycji” – twierdzi pisarz. Wcale nie. Obrazem nowego wariantu idei rosyjskiej u Jerofiejewa niech będzie odpowiedź, jakiej udzielił Dariuszowi Bugajskiemu na pytanie, gdzie leży Rosja – w Europie czy w Azji. Mając w pamięci całą historię tego rosyjskiego dylematu, Jerofiejew odparł: „Azja to jest jedna noga, Europa – druga. A Rosja leży między nogami”.

Marta Kwaśnicka

POSŁUCHAJ: "Książka to dialog pomiędzy pisarzem i czytelnikiem. Pisarz jest budzikiem, jeśli to, co napisze, jest ważne dla czytelnika" – mówi Wiktor Jerofiejew (Klub Trójki, 18 października 2007, z Wiktorem Jerofiejewem rozmawia Dariusz Bugalski - mp3; 24,61 MB)


 

www.narodoweczytanie.polskieradio.pl
Cichociemni
Czytaj także

Klub Trójki. Promocja książki "Salon Niezależnych".

Ostatnia aktualizacja: 18.06.2008 21:05
Klub Trójki. Promocja książki "Salon Niezależnych". Prowadzi Artur Andrus
rozwiń zwiń
Czytaj także

Klub Trójki

Ostatnia aktualizacja: 27.04.2010 21:00
Klub Trójki
rozwiń zwiń