Redakcja Programów Katolickich

Jest taki dzień

Ostatnia aktualizacja: 26.12.2011 15:00
W zeszłym roku moja sąsiadka jeszcze żyła, chodziłam do niej często, a obowiązkowo w okresie świątecznym, gdy zdążyłam wrócić od dzieci z własnych Świąt.
Audio

Nawet czasem wracałam specjalnie na drugi dzień Wielkanocy czy Bożego Narodzenia, by ją odwiedzić. Mieszkała w domu sama, ale w tym samym mieście miała syna z rodziną, zaś jej córka z zagranicy starała się przyjeżdżać choć na jedne Święta w roku.

Ta obowiązkowa wizyta wcale nie była przykra, jak to zwykło się kojarzyć z obowiązkiem. A nawet wprost przeciwnie. Cieszyłam się na nią już zawczasu, czasem dzieliłam się z sąsiadką produktami wytworzonymi własnymi rękami, a w zamian bywałam też obdarowywana jakimiś drobiazgami. Po pierwszych świątecznych dniach ta wizytka, pod koniec świątecznego okresu, stanowiła jakby odskocznię po rodzinnym sosie, i takie miękkie lądowanie w codzienności następnych dni.

Sąsiadka też na pierwszy dzień Świąt przeważnie była zawożona do syna. Ale zeszłego roku już nie chciała tam jechać. Choć i ja ją namawiałam, że samej będzie jej smutno w domu, to postanowiła, że nigdzie się nie da wywieźć. Trudno się jej dziwić, bo była już bardzo stareńka, dobrze po dziewięćdziesiątce. Choć w bardzo dobrej formie intelektualnej. Nie mówię że w formie psychicznej, gdyż z tą bywało nieco trudniej, co jest w takim wieku raczej normalne.

I teraz sobie myślę, że Pani Maria, gdy już jest chyba w niebie, to czy na pewno nie żałuje tych ostatnich Świąt, samotnie spędzonych z własnego wyboru? Czy warto było być samej, w ostatnie Święta życia?

Zabrnęłam w te rozważania, ale jakoś same mi się nasunęły na myśl. Szczególnie w tym roku, gdy każdy dzień przynosi nam nową wiadomość o czyjejś śmierci, i to akurat w okresie przedświątecznym, jakby wszyscy się spieszyli na tamten świat na Pasterkę.

Jeśli człowiek jest wierzący, to wierzy, że tam jest lepiej. Ale też zwyczajny ludzki odruch powoduje, że nikt się tam specjalnie nie spieszy, sam i z własnej woli.

Święta to jest czas, gdy myślimy perspektywicznie. Do tradycji należą sformułowania:

- A może to ostatnie takie święta? – mając na myśli to, że jesteśmy wszyscy z komplecie, zdrowi i cali. Albo druga wersja:

- Oby to były ostatnie takie święta - i tu jakiś powód, że nie jest to dla nas najlepszy czas.

Jednym słowem – albo wybiegamy w przyszłość, albo porównujemy ten czas do przeszłości. A gdyby tak, dla odmiany, zanurzyć się po same uszy w teraźniejszości? W tym czasie tak szczególnym, wyjątkowym, cudownym, a nawet, jak niektórzy mawiają – magicznym? I nie jest ważne, z kim i gdzie będziemy tego dnia. Ważne, że jesteśmy, że możemy się cieszyć nawzajem swoją obecnością, nawet niepełną, ale przecież duchowo też można się jednoczyć. Jak kiedyś napisała moja Korespondentka, jedna z pierwszych w tygodniku „Niedziela”, gdy zaczęłam tam prowadzić rubrykę korespondencyjną, że wcale nie jest smutna nawet w Święta, choć jej dzieci wyjechały za granicę. Bo cieszy się, że są tam szczęśliwi, a Pana Boga to ona ma i tutaj, tego samego, w najbliższym kościele.

Jako najszczęśliwszy moment życia pamiętam od zawsze pewien dzień sierpniowy, nad morzem, leżę na falach Bałtyku w Jantarze, na wakacjach, po spędzeniu lipca w Zakopanym, byłam po maturze i po zdanych pomyślnie egzaminach wstępnych za wyższą uczelnię. I był to moment najpiękniejszy - do roku zeszłego.

A co było w zeszłym roku? Siedziałam w jadalni u moich dzieci. Pani domu ubierała z moimi wnukami choinkę, ja wiązałam pętelki do kolorowych cukierków, przygotowując je do zawieszenia na choince, najmłodszy potomek próbował dowiedzieć się, kiedy będzie Mikołaj, bo on zawsze się niecierpliwi. W tle pan domu krzątał się szykując soki do picia, starsze dzieci w swoich pokojach odczyniały swoje tajemnicze rytuały przedświąteczne.

I tak trwaliśmy wszyscy w tym wspólnym pokoju, cichutko grało radio. Wieczór Wigilijny był jeszcze przed nami, i całe to nakrywanie stołu, życzenia, dzielenie się opłatkiem, prezenty, Pasterka.

I właśnie ten dzień – ten moment w samo południe - od tamtego czasu uważam za najszczęśliwszy w moim całym, już dość długim życiu. I tak go zapamiętałam. I tak pamiętać go chcę już na zawsze.

Elżbieta Nowak